Chapter 1: Skarbie, obawiam się, że mamy problem
Chapter Text
Czerwiec 2000
— Oczywiście, że odpowiedziałam absolutnie nie, po moim trupie i nie, dzięki! Myślisz, że tak po prostu zgodziłabym się, kiedy Goldstein przyszedł do mojego biura z tą absurdalną prośbą? — zawołała Hermiona przez szparę w drzwiach. Klęcząc, zmrużyła oczy i wpatrzyła się w przestrzeń pod łóżkiem oświetloną przyćmionym światłem. Sprawdzała, czy Krzywołap znów wepchnął tam jej pomadkę do ust.
— Więc dlaczego to robisz? — krzyknął z kuchni Ron, a w jego głosie słychać było delikatne jęknięcie. Kochała go na zabój, ale ten ton doprowadzał ją do szału, nawet teraz, kiedy znów byli tylko przyjaciółmi.
Szukając palcami tej małej tubki, wepchnęła rękę głębiej pod łóżko i podniesionym głosem, który poniósłby się do kuchni, zawołała:
— Cóż, nie dali mi dużego wyboru, prawda? To nie tak, że grzecznie poprosili mnie o przysługę. Oświadczyli, że tak nakazał Wizengamot i tyle.
Kiedy jej palce zetknęły się z balsamem do ust, Hermiona wydała krótki triumfalny okrzyk – Ha! – po czym wstała i wrzuciła go do skórzanej torby leżącej na łóżku.
— To nadal nie ma najmniejszego sensu! — narzekał Ron. — Dlaczego ty? Z pewnością wiedzą o twojej historii z nim. Nie mogli wybrać gorszej osoby do wykonania tego zadania.
— Najwidoczniej jestem jedyną kandydatką.
Hermiona wyszła ze swojej sypialni i szybko złapała klucze i portfel leżące na kuchennym blacie. Bardzo starała się nie patrzeć przy tym na obrzydliwość, którą Ron prawdopodobnie nazwałby jajecznicą, gdyby go o to zapytała.
— Poza mną nikt w Ministerstwie nie ma prawa jazdy. A ponieważ to miasto jest tak daleko, a on nie może korzystać z żadnych magicznych środków transportu…
Ron potrząsnął głową. Do mieszania potrawy znajdującej się na patelni używał metalowej łyżki zamiast szpatułki, co spowodowało, że Hermiona skrzywiła się na ten widok, a jej ciśnienie krwi podniosło się. Wydając ciężkie westchnienie, zamknęła torbę. Nie zamierzała się z nim dzisiaj kłócić.
— Pomyśl o tym w ten sposób — powiedziała, poprawiając kołnierzyk jego okropnej, limonkowej koszuli, zanim przeszła do przedpokoju, żeby odszukać swoje tenisówki. — Mam pięć godzin, aby powoli przyglądać się mu, gdy będzie godził się z faktem, że będzie pozbawiony magii przez cały rok i żadne marudzenie w stylu „Mój ojciec się o tym dowie” nie wyciągnie go z tej sytuacji.
— To brzmi całkiem satysfakcjonująco. — Ron podążył za nią na korytarz, wciąż trzymając w dłoni metalową łyżkę. — Chociaż bardziej prawdopodobne jest, że wykorzysta te godziny, żeby cię obrażać.
— Jestem dużą dziewczynką, Ron — powiedziała, choć w klatce piersiowej czuła mrowienie, którego nie chciała uznać za niepokój.
Ron nie musiał wiedzieć, że przez całą noc przewracała się w pościeli na myśl o dzieleniu swojego malutkiego Forda Fiesty z Draco Malfoyem przez pięć godzin. Albo o tym, że “miała pomóc mu zaaklimatyzować się w nowym domu”, cokolwiek to oznaczało.
Pochyliła się ku Ronowi i złożyła szybki pocałunek na jego policzku.
— Nie zapomnij nakarmić Krzywołapa. I lepiej ciesz się tym, że dziś wieczorem masz całe mieszkanie dla siebie.
— Subtelny sposób powiedzenia mi, żebym w końcu znalazł coś swojego, Hermiono — zachichotał. Otworzył drzwi i przytrzymał je dla niej, po czym zszedł za nią po schodach. Nie chciała tego mówić na głos, ale tak, to był najwyższy czas, żeby Ron wyprowadził się z ich dwupokojowego mieszkania. Ze wszystkimi pieniędzmi z tytułu odszkodowań, które wypłaciło im Ministerstwo oraz tymi, które Prorok Codzienny wpłacił do ich skarbców w banku Gringotta za ekskluzywny wywiad, którego udzielili razem z Harrym, znalezienie czegoś nie powinno być dla niego takie trudne. Prawdopodobnie po prostu zwlekał, bo wyprowadzka oznaczałaby, że wszystkie obowiązki domowe nie wykonywałyby się już w cudowny sposób dzięki komuś innemu.
— Wiesz, że ja… — Riposta, którą chciała zakończyć zdanie, uwięzła jej na języku, gdy gwałtownie otworzyła drzwi i zobaczyła nadąsanego Draco Malfoya siedzącego na swojej skórzanej walizce, ubranego w jeden ze swoich zwykłych, czarnych garniturów.
Ron, który był na tyle wysoki, że mógł spojrzeć ponad jej głową, szepnął:
— Zobacz, co przywlókł kot.
Hermiona szturchnęła go łokciem w brzuch, po czym zeszła po schodach.
— Malfoy — odezwała się głosem tak pozbawionym emocji, jak tylko mogła. Nagle poczuła się, jakby ktoś ściskał jej płuca struną od fortepianu. — Myślałam, że umówiliśmy się, że odbiorę cię z King’s Cross.
Malfoy nie poruszył się, aby wstać lub przywitać się z którymkolwiek z nich. Opierał brodę na dłoni i patrzył na nią znudzonym wzrokiem, który zwykle rezerwował na prowadzone przez Hagrida zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami.
— Zapłaciłem już absurdalną sumę pieniędzy, żeby ta mugolska taksówka zawiozła mnie do Londynu. Ostatecznie to bez znaczenia, gdzie mnie wysadził, prawda?
Jego głos był tak samo zimny i przenikliwy, jak go zapamiętała. Jego oczy błądziły najpierw po stroju Hermiony, a potem po ubraniu Rona. Poczuła, że stojący obok niej Ron zesztywniał, prawdopodobnie spodziewając się zniewagi na temat tego, żałosne było to, że ubierał się jak nowobogacki.
Nie chciała się do tego przed sobą przyznać, ale Draco i jego garnitur kupiony za pieniądze z rodzinnej fortuny naprawdę sprawiały, że nowe wybory modowe Rona wyglądały przy nim słabo. Do tej pory nie miała odwagi powiedzieć tego przyjacielowi, ale odkąd zaczął słuchać porad modowych Parvati, wyglądał trochę jak egzotyczny ptak. Jego kobaltowy garnitur i pomarańczowy krawat przywodziły Hermionie na myśl drużbę, który zbyt entuzjastycznie podchodzi do swojej roli.
Jednak Draco nie skomentował ani bladoniebieskiej, letniej sukienki i kardiganu Hermiony, ani kolorowego wyglądu Rona.
Zamiast tego zapadła cisza.
— Cóż, skoro już tu jesteś — westchnęła Hermiona, po czym wskazała na pojazd. — Załadujmy twój bagaż do mojego samochodu.
Draco skinął głową i wstał.
Skrzyżował ramiona na piersi, ale nie poruszył się.
Spojrzał na nich gniewnie.
I, kurwa, nie ruszył się.
Cholerny dupek.
Nie spodziewał się chyba, że któreś z nich weźmie jego bagaż, który, na litość boską, nawet nie miał kółek, i włoży go do bagażnika, prawda?
— Zraniłeś się w dłonie? — wycedziła wreszcie Hermiona.
Draco podniósł ręce i przyjrzał się swoim kostkom.
— Nie sądzę.
A potem po prostu znowu stanął nieruchomo. Hermiona mrugnęła do niego. On zamrugał w odpowiedzi. Jej policzki eksplodowały gorącem. Och, nagle poczuła się taka szczęśliwa, że Draco został zmuszony spędzić cały rok w domku w mugolskiej wiosce, bez dostępu do swojej magii.
— Raz rozpieszczony bachor… — prychnął Ron, szturchając nogą walizkę Malfoya. Zaowocowało to kolejnym lodowatym spojrzeniem, ale niczym więcej. Co się stało z ostrym językiem, którym Malfoy zwykle tak biegle władał?
Ron wydawał się myśleć o tym samym co ona, ponieważ skrzyżował ramiona na piersi i zapytał:
— Zapomniałeś języka w gębie?
— Nie, po prostu na chwilę rozproszyła mnie dzika przyroda, która wałęsa się po Londynie — odpowiedział Malfoy, ponownie zatrzymując wzrok na krawacie Rona. — Nie wiedziałem, że w okolicy występują papugi.
Ach, oto i on .
Hermiona rzuciła ostrożne spojrzenie na Rona i zobaczyła, że ten zaczerwienił się od szyi aż po linię włosów.
— Nie słyszałeś? To ostatni krzyk mody – odparował Ron, zaciskając dłonie w pięści. — Z drugiej strony, z fretkami najlepiej walczyć środkami przeciw szkodnikom.
Przez chwilę Hermiona myślała, że ten moment zakończy się zwykłą, szkolną wymianą obelg. Że tak powiem, ze względu na stare czasy. Jednak Ron wciąż wibrował ze złości. Hermiona po raz pierwszy zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jej przyjaciel rekompensował sobie lata noszenia rzeczy po rodzeństwie, swoimi nowymi wyborami modowymi.
— Poza tym, ja nie jestem tym, który powtarzał każdą bzdurę o czystości krwi, którą mój ojciec dzielił się ze mną podczas kolacji, nie używając przy tym ani jednej własnej komórki mózgowej — kontynuował Ron. — Skoro już mówimy o papudze .
W oczach Malfoya błysnęło coś w rodzaju zimnej furii i Hermiona wiedziała, że musi interweniować, zanim dojdzie do walki na pięści.
— Bierz swoją walizkę, Malfoy — rozkazała surowo Hermiona — albo będę musiała zgłosić Wizengamotowi twoją niechęć do współpracy. Jestem pewna, że bardzo chcieliby przedłużyć twój pobyt w… przypomnij mi jeszcze raz, jak nazywało się to urocze miasteczko?
— 33 Ickley Road, Leechville — odpowiedział Malfoy przez zaciśnięte zęby. — Ach tak, w tej kwestii Ministerstwo naprawdę przeszło samo siebie.
Patrzyli na siebie jeszcze przez dokładnie dwa oddechy, zanim Malfoy odwrócił wzrok i podniósł swoją walizkę. Kurwa, w końcu.
Gdy Hermiona ponownie odwróciła się do Rona, zobaczyła, że jego twarz wciąż jest jaśniejsza niż jego krawat. Szybko go przytuliła.
— Napiszę do ciebie wieczorem.
Ron skinął głową i nadal trzymał jej ramiona, choć ona próbowała odwrócić się od niego. Rzucił szybkie spojrzenie ponad jej ramieniem i z błyskiem determinacji w oku pochylił się i pocałował ją w usta ! Hermiona mruknęła zaskoczona, gdy pocałunek stał się czymś więcej niż zwykłym cmoknięciem. Ron przycisnął swoje usta do jej warg i przechylił głowę. Chichicząc nerwowo, Hermiona odwróciła twarz i pchnęła klatkę piersiową Rona wystarczająco mocno, by ta wiadomość do niego dotarła. Odgłos torsji dobiegający zza jej pleców sprawił, że Ron w końcu opuścił ręce.
— Zadzwoń do mnie zamiast pisać — powiedział Ron, wciąż patrząc zmrużonymi oczami ponad jej ramieniem. Po chwili odwrócił się na pięcie i wbiegł po schodach. Oszołomiona Hermiona wciąż mu się przyglądała. Co do cholery? Czy Ron właśnie zaznaczył swoje terytorium? Przed Draco Malfoyem? Jakby kiedykolwiek rozważała…
— Czekam, Granger — odezwał się nadęty głos za jej plecami.
Westchnęła, podniosła oczy ku niebu i pomyślała: Merlinie, Boże, czy cokolwiek innego jest tam na górze, proszę dajcie mi siłę.
***
Cisza między nimi, przerywana jedynie nieustannym buczeniem silnika samochodu, ciągnęła się w nieskończoność. Malfoyowi nie podobała się żadna stacja radiowa, więc kisili się wewnętrznie, z braku tematów, na które mogliby porozmawiać, przemierzając szare autostrady Anglii.
Zaniepokojona Hermiona wciąż była trochę zawstydzona faktem, że musiała wcześniej pochylić się nad Malfoyem, aby pomóc mu z pasem bezpieczeństwa. Najwyraźniej nie zrozumiał, o czym mówiła, kiedy kazała mu się zapiąć.
Bębniąc palcami o kierownicę, Hermiona w końcu przerwała ciszę, paplając bez sensu:
— Więc, jakie masz plany na przyszły rok?
— Plany — prychnął.
Kiedy nie powiedział nic więcej, Hermiona przewróciła oczami i przemknęła obok ciężarówki jadącej trochę szybciej niż dopuszczalna prędkość. Nie lubiła jeździć po mieście, zwłaszcza że wciąż nie wiedziała dokładnie, jak prawidłowo obsługiwać sprzęgło, bieg i pedał gazu, przez co samochód gasł na co drugich światłach. Jednak czarownica lubiła płynność autostrady. Gdy zobaczyła, że Draco zaciska dłoń spoczywającą na jego udzie w pięść, nie mogła powstrzymać cichego chichotu.
Gdy znów zwolniła, mruknął:
— Przypuszczam, że siedzenie na tyłku i gapienie się w przestrzeń brzmi dość ekscytująco. Albo, skoro nie wolno mi czytać żadnych magicznych książek, po prostu będę dostarczał sobie rozrywki, przez kilka miesięcy rozmyślając nad tragicznymi wyborami modowymi Łasicy.
— Mógłbyś czytać mugolską literaturę — zauważyła Hermiona, ignorując zaczepkę pod adresem Rona.
— Mógłbym walić głową w ścianę, żeby nauczyć się kodu Morse'a — jęknął, jakby sama myśl o dotknięciu mugolskiego przedmiotu go odrzucała. Na szczęście dla niego, w tej chwili znajdował się właśnie wewnątrz jednego z nich.
— Twój rok będzie niezwykle trudny, jeśli będziesz z tym walczył.
Znów prychnął.
— Walczyć z tym ? Tobie też wyprali mózg tym absurdalnym pomysłem programu rehabilitacji śmierciożerców? Nie mogę uwierzyć, że moja rodzina płaciła tak niedorzeczne podatki przez ostatnie dekady tylko po to. Nawet gdyby próbowało, Ministerstwo nie mogłoby wymyślić bardziej idiotycznej metody dręczenia mnie.
— To nie ma być tortura — powiedziała Hermiona, mijając kolejną ciężarówkę, tylko po to, by zobaczyć kącikiem oka jak Draco spina się. Tym razem nawet wstrzymał oddech, gdy nacisnęła pedał gazu, co było całkiem zabawne. — Poza tym, wydaje mi się, że ten program nazywa się Metamorfoza i Uzdrawianie Głęboko Otumanionych Latorośli i Eks-Śmierciożerców. Albo w skrócie M.U.G.O.L.E.
— Cóż za obrzydliwie długa nazwa — prychnął Malfoy. — Wyobrażam sobie tych idiotów z Ministerstwa poklepujących się po plecach za upchnięcie tych słów w akronim, który praktycznie nie ma sensu. Mogliby równie dobrze nazwać to Zanudzanie zbłąkanych czystokrwistych na śmierć. Co do cholery ma naprawić wygnanie do jakiegoś opuszczonego, mugolskiego miasta?
Hermiona zgadzała się z nim co do tego ostatniego. Nadal nie mogła zrozumieć, co Ministerstwo próbowało osiągnąć, wysyłając te wszystkie dzieci znanych śmierciożerców na wygnanie. Wydawało się, że było to bardziej na pokaz, niż faktycznie miało coś zmienić. Jednak ponieważ Hermiona miała wystarczająco dużo szczęścia, by nie zostać wybraną na mentorkę żadnego z nich, nie poświęciła temu zbyt wiele uwagi. Aż do momentu, gdy Goldstein powiedział jej, że to ona ma przetransportować Malfoya do jego nowego domu i upewnić się, że odnajdzie się w nowym miejscu.
— Wiedziałaś — przerwał jej, zaciskając dłonie w pięści — że wysłali Pansy do chaty w Finlandii. Zrobili to tylko po to, żeby mieć pewność, że jej rodzice nie będą mogli się z nią skontaktować.
Hermiona milczała. Powiedzenie teraz czegokolwiek byłoby przyznaniem, że zgadza się z jego poglądem, że wykorzenienie uprzedzeń poprzez karę jest czymś fundamentalnie złym.
Malfoy jednak wykorzystał ciszę, by znów coś powiedzieć. Prawie jakby ktoś go odkorkował i teraz cała jego frustracja wylała się.
— A Goyle musi mieszkać na północy Szkocji z jakąś skorumpowaną, starą charłaczką. Ich kreatywność nie ma końca, jeśli chodzi o „metamorfozę i uzdrawianie”, prawda?
Hermiona spojrzała na niego i zobaczyła, że jego wzrok jest odległy i skupiony na ponurym krajobrazie, który mijali. Wokół nich były tylko pola. Widok tak zamyślonego Malfoya był trochę niepokojący. Sprawił, że pożałowała, że w ogóle weszła z nim w dyskusję.
Westchnął i uniósł brwi, gdy na milisekundę złapał jej spojrzenie.
— Więc... ty i Łasica, tak?
Hermiona gwałtownie spojrzała na drogę, ignorując dziwne ukłucie w karku.
— Jesteśmy tylko przyjaciółmi — odpowiedziała. Nie była do końca pewna, dlaczego poczuła potrzebę wyjaśnienia. Malfoy znów prychnął. Najwyraźniej miał cały arsenał najróżniejszych prychnięć. Hermiona nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że każde z nich było tak wyjątkowe w swoim znaczeniu. To konkretne bardzo wyraźnie mówiło jej, że cierpi na urojenia.
— Przyjaciele, którzy się całują.
To nie było pytanie.
— On czasami zapomina — Hermiona odchrząknęła, próbując powstrzymać krew przed napłynięciem do policzków — że nie jesteśmy już razem.
— Jakież to wygodne.
Hermiona zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy. Kiedy znów się odezwała, jej głos zabrzmiał niemal jak pisk.
— Że co przepraszam?
— Mężczyźni nie zapominają, że rozstali się z kimś — odparł Malfoy, krzyżując ramiona na piersi. — Powiedziałbym, że cała ta sprawa z przyjaźnią to tylko wymówka.
Hermiona otworzyła usta, a od tej sugestii zakręciło jej się w głowie.
— Cóż, w takim razie mam szczęście, że nie pytałam cię o zdanie.
— Daj spokój, Granger — zaśmiał się Malfoy. — Nie wierzysz chyba w ten mit, że mężczyźni i kobiety mogą być przyjaciółmi, prawda?
— Harry i ja jesteśmy przyjaciółmi — odparła, zbyt późno zdając sobie sprawę, że nie powinna mu ulegać, gdy on próbował ją sprowokować.
— Potter przez cały czas nauki w Hogwarcie miał mózg głęboko w dupie. Oho! Jestem Wybrańcem. Potrzebuję, żeby moja mądra przyjaciółka rozwiązała wszystkie moje problemy. Ona jest dziewczyną? Och, ledwo to zauważyłem. Uwielbiam sposób, w jaki wykonuje za mnie całą pracę.
Hermiona jęknęła na tę zniewagę, ale Malfoy nie dał jej szansy, by mogła mu przerwać.
— Może zdałby sobie sprawę, że jesteś dziewczyną, w dodatku umiarkowanie atrakcyjną, w momencie, gdy nie potrzebowałby już twojego mózgu, by utrzymać się przy życiu. Ale wtedy był już z Weasleyówną i dlatego udało ci się uniknąć jego zalotów.
— To jest tak absolutnie kłamliwe i poniżające…
— Zastanów się nad tym trochę, Granger — przerwał jej Malfoy, poprawiając się w fotelu. — Jestem pewien, że po chwili nie będzie ci się to wydawało już takie nieprawdopodobne.
— Jesteś podły, Draco Malfoyu — warknęła Hermiona.
— Nareszcie w czymś się zgadzamy — padła jego nonszalancka odpowiedź.
Hermiona zacisnęła zęby, powstrzymując się od wyrzucenia z siebie mnóstwa odpowiedzi na jego zaczepkę. Wiedziała jednak, że tylko sprowokowałaby go tym i dała mu możliwość, by znów mógł ją obrazić. Zamiast tego zmieniła pas i nacisnęła pedał gazu tak mocno, aż jego knykcie pobielały.
***
Gdy wjechali na parking, Hermiona zahamowała tak gwałtownie, że Malfoya wyrzuciło do przodu, zanim pasy bezpieczeństwa zdążyły go przytrzymać.
— Co do chu…
Czarownica, nie czekając na resztę zdania, wysiadła z samochodu i weszła do podupadłej burgerowni, która wydawała się być jedynym miejscem w okolicy, gdzie mogłaby coś zjeść, chyba że zdecydowałaby się na batonika kupionego na stacji benzynowej.
— Nadal myślisz o tym, co powiedziałem wcześniej? — odezwał się stojący za nią Draco. Kiedy odwróciła się, żeby na niego spojrzeć, zauważyła jak Malfoy wzdryga się na widok tandetnych, plastikowych boksów i lepkich stołów. To było wystarczająco satysfakcjonujące.
— Nie będziemy tu jeść — powiedział, kręcąc głową z niedowierzaniem.
— Ty możesz nie jeść tu lunchu, ale ja mam taki zamiar — odparła Hermiona. Wsunęła się do jednego z pustych boksów i otworzyła menu. Malfoy stał przy wejściu, wyglądając niemal bezradnie. Pewnie myślał sobie, że jeszcze kilka lat temu nawet stado hipogryfów nie byłoby w stanie zaciągnąć go w takie miejsce.
No cóż, tylko na niego spójrzcie.
— Możesz poczekać w samochodzie, jeśli chcesz — zawołała do niego Hermiona, nie odrywając wzroku od karty. W końcu Draco usiadł na ławce naprzeciwko niej. Trzymał ręce sztywno przed sobą, jakby martwił się, że dotknięcie jakiejkolwiek powierzchni spowoduje, że jego skóra pokryje się pokrzywką. Hermiona musiała powstrzymać się, żeby się nie roześmiać.
— Spalisz później swoje ubrania, prawda?
— Pewnie, że tak — odpowiedział Malfoy, a kąciki jego ust rozluźniły się, przez co na jego twarzy pojawiło się coś, co wyglądało niemal jak uśmiech. Hermiona, zaniepokojona tym, że się z nią zgodził, podniosła menu, zasłaniając całe jego ciało przed swoim wzrokiem.
— Nie chciałem cię urazić.
Hermiona opuściła menu i obrzuciła go przenikliwym spojrzeniem.
— Och, oczywiście, że chciałeś to zrobić — odpowiedziała, krzyżując ramiona na piersi. — Obrażanie mnie to tylko jeden z twoich życiowych celów, prawda? Ale nie martw się, nie uraziłeś mojej wrażliwości. Potwierdziłeś to, co wiedziałam od samego początku.
Malfoy przewrócił oczami.
— Że jestem podły, zły i nigdy się nie zmienię? Proszę, Granger, spodziewałem się po tobie trochę więcej oryginalności.
Słysząc te słowa, czarownica przekrzywiła głowę. Chociaż jego wcześniejsze słowa były wstrętne, usłyszała w nich ukryty komplement. Malfoy uważał, że jest mądra. Przyznał, jak wielką rolę odegrała w sukcesach Harry'ego.
— Naprawdę wiele ode mnie oczekujesz, prawda? — powiedziała, uśmiechając się. — Całkiem ci się to podoba. Ta sprzeczka ze mną.
Malfoy wzruszył ramionami, a jego długie palce niecierpliwie uderzały o ramiona, które skrzyżował na piersi.
— To sposób na zabicie czasu.
— Uważasz też, że jestem umiarkowanie atrakcyjna.
— Powiedziałem, że myślę, że Potter zdałby sobie sprawę, że...
Granger uniosła dłoń, żeby go uciszyć.
— Proszę, nigdy więcej nie wyciągaj takich wniosków. Przyprawiają mnie o dreszcze.
— A to, że ja uważam cię za umiarkowanie atrakcyjną nie?
Nastąpiła krótka pauza. Chwila, w której Hermiona rozważała, czy zmienić temat, czy się z nim zmierzyć. Ta paląca potrzeba kontynuowania rozmowy nie miała sensu. A mimo to Hermiona ponownie się odezwała.
— Myślałam, że tak nie myślisz?
— Dlaczego? Wolałabyś, żebym tak myślał?
Hermiona otworzyła usta, ale zabrakło jej słów.
Co to miało być? Dlaczego rozmawiał z nią w sposób, który można by uznać za flirt? Znając Draco Malfoya, nie mogło to oznaczać niczego dobrego. Prawdopodobnie testował ją. Sprawdzał, jak daleko może posunąć się, zanim ona straci panowanie nad sobą w jego obecności.
Na szczęście uratowała ją kelnerka, która podeszła do ich stolika, by przyjąć zamówienie Hermiony.
— Poproszę to samo, co ona — powiedział Malfoy, po raz kolejny szokując czarownicę. — Co?! — wykrzyknął, gdy spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
— Nic — odparła, kręcąc głową. — Po prostu… Czy na pewno chcesz ryzykować swoje wysublimowane podniebienie, jedząc przeciętnego burgera z fast-foodu?
— Cóż, zakładam, że wciąż jest o niebo lepszy od jedzenia w Azkabanie — powiedział, a potem znów w jego głosie pojawił się sarkastyczny ton. — I muszę przyznać, że całkiem podoba mi się twoje miłe towarzystwo, Granger. Nie codziennie ma się możliwość zjedzenia kolacji ze Złotą Dziewczyną w tak… wystawnym otoczeniu.
Draco wskazał na tłusty blat, za którym zniknęła kelnerka. Gdzieś w radiu leciała piosenka Lovefool zespołu Cardigans, której dźwięki mieszały się z odgłosami skwierczącego oleju.
Właśnie wtedy Hermiona poczuła, że wraca do szarej rzeczywistości, którą dzieliła z siedzącym obok niej mężczyzną. Oto, kim byli: Draco Malfoy, dziedzic czystokrwistego rodu i były śmierciożerca, oraz Hermiona Granger, mugolska bohaterka wojenna. Byli jak ogień i olej. Nigdy nie wolno ich mieszać. Nawet w teorii.
Jakby czytając jej w myślach, Draco nagle pochylił się bliżej, a jego spojrzenie stało się cieplejsze. Jak... Jak to w ogóle było możliwe? Szary to jeden z najzimniejszych kolorów na kole barw, prawda?
— Może mogłabyś — wyszeptał, patrząc na nią przez blond rzęsy — nadal dotrzymywać mi towarzystwa, kiedy utknę na wygnaniu.
Tym razem to Hermiona prychnęła. Poczuła gorąco przesuwające się wzdłuż kręgosłupa i pierwsze ukłucie upokorzenia, ale nie zwróciła na nie uwagi. Nie zamierzała pozwolić mu wygrać.
— Czy ty składasz mi teraz propozycję?
Blondyn, chichocząc, odchylił się do tyłu, a ona bardzo starała się nie gapić na jego wąskie usta i nie poświęcić ani jednej myśli temu, co oznaczałoby bycie z Draco Malfoyem.
— Propo… Serio, Granger? Mówisz jak moja babcia. — Kiedy czarownica nadal posyłała mu wściekłe spojrzenia, Draco wzruszył ramionami i powiedział: — Biorąc pod uwagę fakt, że zostałem pozbawiony mojej magii, mam tylko jeden prawdziwy talent. A ponieważ jesteś jedyną umiarkowanie atrakcyjną czarownicą, jaką zobaczę przez najbliższy rok, która mogłaby docenić... Cóż, po prostu rzucam pomysł. Na wypadek, gdyby, no wiesz...
Hermiona poczuła, że znalazła się w jakimś absurdalnym śnie.
— Na wypadek czego?!
Draco uśmiechnął się do niej tak złośliwie, że Hermiona prawie zakrztusiła się śliną. Była wdzięczna, że burgery pojawiły się szybciej niż zamówione napoje, dzięki czemu miała czas, żeby jeszcze raz odetchnąć, zanim zareagowała na jego słowa. Postanowiła, że nie da mu satysfakcji i nie pozwoli mu tak łatwo się sprowokować. Kiedy kelnerka odeszła, Granger cmoknęła i odezwała się tak spokojnie, jak tylko mogła, zważywszy na okoliczności:
— A co powiedziałby twój ojciec, gdyby usłyszał, że oferujesz swoje niemagiczne talenty mugolaczce?
Draco mruknął, jakby w ogóle go to nie obchodziło. I chociaż ich rozmowa zupełnie zboczyła z tematu, Granger doceniała fakt, że jego życiową misją nie było już szukanie poklasku u uprzedzonego ojca. Co oczywiście nie oznaczało, że sam Malfoy nie był już uprzedzony.
— Nie możesz mówić poważnie — zachichotała Hermiona, odrzucając włosy do tyłu. Próbowała umniejszyć tę rozmowę, jakby nic nie znaczyła. Ale wtedy jego spojrzenie zmieniło się z drażniącego na pożądliwe. Utkwił wzrok w jej ustach, a dziwny skurcz żołądka sprawił, że Granger w końcu straciła panowanie. — To jest najbardziej absurdalny… Nienawidzimy się nawzajem!
— No i co? Dla mnie to nie problem — odparł, zanim podniósł wzrok z powrotem na nią.
— Co, do cholery, jest z tobą nie tak?!
— Nie słyszałaś? — odpowiedział Malfoy z szyderczym uśmieszkiem. — Wszystko.
Hermiona znów nie wiedziała, co powiedzieć. To nie mogło być nic innego, jak tylko jakiś pokręcony żart. Być może jakiś sadystyczny plan Malfoya, by ją zdenerwować. Z mieszaniną niedowierzania i lekkiego, zupełnie niechcianego dreszczu ciekawości, gwałtownie pokręciła głową. Spojrzała na leżącego przed nią nieapetycznego burgera i powiedziała:
— Wolałabym się zakrztusić tym burgerem. — Gdy podniosła połówkę bułki i znalazła pod nią zwiędły liść sałaty, zawahała się. — Biorąc pod uwagę jego jakość, nie wykluczam takiego scenariusza.
— Cóż — przerwał jej Draco, wzruszając ramieniem. Szturchnął burgera, jakby martwił się, że mogą z niego wypełznąć ślimaki. — Twoja strata.
— Moja…? Zaufaj mi, Malfoy. Twoja strata jest o wiele większa.
— Myślisz, że o tym nie wiem? — syknął, a część jego zalotnej i kpiącej brawury zniknęła za ostrym i szyderczym uśmiechem, który mógłby ciąć szkło. — Nie tylko zabrali mi różdżkę, Granger, oni całkowicie odcięli mnie od magii.
Gdy usłyszała te słowa, Hermiona jęknęła i mocniej wcisnęła się w oparcie. Nie wiedziała, że kara jest tak surowa. Myślała, że korzystanie przez niego z magii będzie śledzone i regulowane przez Ministerstwo, tak jak wtedy, gdy byli uczniami. Nigdy nawet nie rozważała możliwości, że Ministerstwo całkowicie odetnie Draco i jego przyjaciół od ich magii.
— Nie jestem nawet do końca przekonany, czy to, co mi zrobili, będzie można cofnąć — warknął, zaciskając szczękę. Rozerwał trzymaną serwetkę na drobne kawałki. Hermiona gapiła się na niego z otwartymi ustami, a jej serce mimowolnie ją zabolało. Draco prychnął, a na jego twarzy pojawił się ten arogancki uśmiech. — No dalej, Granger. Jestem pewien, że żart masz już na końcu języka. Coś w stylu „brak różdżki nie czyni cię gorszym mężczyzną”? Czy nie dlatego tu jesteś? Żeby ciągle mi to wypominać?
To było to. Ostatnia kropla przelewająca czarę.
— Malfoy! — krzyknęła Hermiona i uderzyła dłońmi w stół. — Jeszcze raz tak powiesz, a następne trzysta mil pójdziesz pieszo. Musiałam znieść tę gburowatą jazdę samochodem tak samo, jak ty musisz znosić moje „cudowne” towarzystwo.
Na jego korzyść przemawiało to, że wyglądał na raczej zaskoczonego. Jego usta zacisnęły się w cienką linię, a oczy stanowczo wpatrywały się w parking.
To nie mogła być prawda…
Czy naprawdę myślał, że Hermiona zgłosiła się na ochotnika tylko po to, by na własne oczy zobaczyć jego upadek? By się tym napawać? Czy to był powód, dla którego próbował sprowokować ją jeszcze bardziej niż zwykle?
— Cóż, w takim razie chyba powinienem ci podziękować za to, że nie pozwoliłaś mi przejść trzystu mil, prawda, Granger? — powiedział. Chociaż nadal brzmiał sarkastycznie, jego głos stracił nieco na ostrości. — Nie wiem, co bym zrobił bez ciebie i tej śmiercionośnej metalowej skrzynki. — Skinął głową w stronę jej samochodu, a Hermiona nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
— Śmiercionośnej? — Czarownica uniosła brew, a jej usta wygięły się w uśmieszku. — Kogoś, kto uważa się za odważnego czarodzieja, przeraża odrobina mugolskiej inżynierii?
Draco spojrzał na nią złowrogo, a jej uśmiech się poszerzył.
— Ale chyba mogę przystopować z gazem… Nie chciałabym przestraszyć szukającego Slytherinu.
Hermiona włożyła do ust jedną z frytek i pożałowała tego, gdy tylko rozmiękły ziemniak dotknął jej języka.
— Nie boję się mugolskiej inżynierii tak bardzo, jak twojej pozornej umiejętności nawigowania tego pudła. Nie myśl, że nie zauważyłem, że jakimś cudem wyłączał ci się praktycznie na co drugich światłach.
W jednym z okien knajpy wisiał neonowy napis Najlepsze burgery w mieście , który najwidoczniej ktoś zapomniał zgasić i teraz jego migoczące światło było ledwie widoczne w popołudniowym słońcu. Hermiona wpatrywała się w niego przez chwilę, czując, że stoi przed wyborem. Mogła albo kontynuować to błędne koło wzajemnego kłócenia się i prowokowania, by upewnić się, że reszta jazdy samochodem będzie równie nieprzyjemna jak ostatnie kilka godzin, albo okazać odrobinę wrażliwości, żeby sprawdzić, czy on odwzajemni tę uprzejmość.
— Mam prawo jazdy dopiero od czterech miesięcy, daj mi spokój — powiedziała ze szczerym uśmiechem. Reakcją Malfoya na jej niemal przyjacielską ripostę było wpatrywanie się w nią, jakby była kosmitką. Nie była to reakcja, na którą liczyła.
— Umiesz prowadzić od czterech miesięcy i Ministerstwo uznało, że jesteś w stanie przewieźć mnie przez całą cholerną wyspę?
— Cóż, jak wcześniej mówiłam Ronowi, byłam ich jedyną opcją. Jestem jedynym pracownikiem Ministerstwa, który ma prawo jazdy.
Malfoy mruknął i zmrużył oczy, patrząc na nią.
— Teraz, skoro już o tym wspomniałaś, to jest to dość dziwne. Zapomniałaś, jak się teleportować, czy co?
— To na czas, kiedy odwiedzę moich rodziców w Australii — wtrąciła. — Nie będę mogła tam tak łatwo korzystać z magicznego transportu i pomyślałam sobie… no wiesz, lubię być dobra we wszystkim.
— Najwyraźniej nie jesteś dobra w tym.
Zignorowała tę uszczypliwość, a następnie zawołała kelnerkę z powrotem do ich stolika.
— Tak, niestety. Prowadzenie samochodu jest bardzo podobne do latania na miotle. Przypuszczam, że problemem mogą być moje zdolności motoryczne.
Draco gapił się na nią, jakby nie mógł uwierzyć w to, że tak łatwo przyznała, że jest okropnym kierowcą. Uznała jednak, że nie było sensu ściemniać w temacie jej braku umiejętności korzystania ze środków transportu. Lubiła chwalić się tym, w czym naprawdę była dobra.
Wydawało się, że ten sposób działa. Hermiona czuła, jak Draco również odrobinę łagodnieje w stosunku do niej. Zobaczyła, jak marszczy brwi w konsternacji, gdy płaciła kelnerce. Poczuła jego spojrzenie, gdy wracali do samochodu. Jakby w tył głowy wbijały się jej maleńkie igły.
Otworzyła drzwi i zatrzymała się, łapiąc jego spojrzenie ponad maską samochodu.
— Coś ci powiem — powiedziała Hermiona, świadoma tego, że wyciąga w jego stronę gałązkę oliwną. — Pozwolisz mi posłuchać radia, a w zamian za to zabiorę cię gdzieś, gdzie serwują porządne jedzenie.
Wyraz twarzy Malfoya nie zdradzał niczego. Hermiona nie mogła przestać zastanawiać się, czy jego oklumencja faktycznie wykraczała poza magię, czy też, po początkowym szoku, nie był już zaskoczony jej przyjaznym nastawieniem. Gdy nie odpowiadał, Hermiona wyobraziła sobie Malfoya miażdżącego tę gałązkę oliwną pod swoimi luksusowymi, skórzanymi butami.
Kiedy więc uśmiechnął się na tyle szeroko, że odsłonił zęby, jej serce zabiło mocniej, ale tylko dlatego że nigdy nie widziała takiego wyrazu na jego twarzy.
— Zgoda — odpowiedział Malfoy.
Kiedy przyjęła jego odpowiedź skinieniem głowy, Hermiona pomyślała, że Draco nie wyciągał w jej stronę swojej gałązki oliwnej, a raczej cierniową, kłującą różę.
Chapter 2: Być może nic nie mogę zrobić
Chapter Text
Rok później - maj 2001
Normalnie, Hermiona uwielbiała niedzielne obiady w Norze. Były świetną okazją, aby spotkać się z Ginny, Harrym i wszystkimi Weasleyami, którzy od czasu do czasu odwiedzali rodzinny dom. Od czasu, gdy Ginny przyjęła posadę ścigającej drużyny Harpii, a Harry rozpoczął szkolenie aurorów, Hermiona rzadko ich widywała. A poza tym, kuchnia Molly zawsze była tak niesamowita, jak jej dom był ciepły i przytulny.
Ale dzisiejsze spotkanie nie było normalne.
Gdyby Hermiona jeszcze raz usłyszała, jak Lavender Brown grucha Ron, Ron , przeklęłaby jej usta.
Nie chodziło o to, że była zazdrosna. Nie. Hermiona cieszyła się, że Ronowi udało się ruszyć dalej, po tym, jak w końcu znalazł własne mieszkanie. Po prostu nie mogła zrozumieć, dlaczego musiał wrócić do kobiety, z którą kiedyś zerwał, bo miał przecież ku temu bardzo dobre powody.
Najgorsze w tym wszystkim były te ostrożne spojrzenia, które Weasleyowie i Harry rzucali w kierunku Hermiony, kiedy ta dźgała widelcem pieczonego kurczaka. Jakby martwili się, że znów przywoła ptaki, które przegonią z pokoju te dwie obrzydliwe papużki nierozłączki. Kiedy więc po zjedzeniu puddingu o smaku toffi Artur Weasley poprosił ją o rozmowę na temat pracy, Hermiona z radością wstała od stołu i podążyła za nim do garażu.
Minęło sporo czasu, od kiedy widziała kolekcję mugolskich przedmiotów pana Weasleya, więc była nieco zaskoczona, gdy zauważyła, że mężczyzna zrobił miejsce na nowe biurko, na którym postawił mugolski komputer.
— Dlaczego nie usiądziesz, kochanie? — zapytał, wskazując na puste krzesło naprzeciwko siebie. W międzyczasie włączył komputer, który brzęczał i buczał tak głośno, że Hermiona obawiała się, że urządzenie zaraz wybuchnie.
— Nie wiedziałam, że nauczył się pan obsługiwać komputer — odezwała się zdumiona czarownica.
Pan Weasley rozpromienił się i energicznie pokiwał głową.
— Brałem udział w zajęciach w mugolskim domu kultury, razem z Gertrudą, śliczną dziewięćdziesięcioletnią damą. Naprawdę dobrze radziła sobie z podwójnym kliknięciem. Dużo mnie nauczyła.
Hermiona nie mogła powstrzymać się od śmiechu, kiedy wyobraziła sobie dziewięćdziesięcioletnią kobietę tłumaczącą panu Weasleyowi, jak używać myszki.
— Ale nie dlatego cię tu zaprosiłem — odezwał się mężczyzna, a jego twarz pociemniała. — Chodzi o zadanie, które jakiś czas temu zleciło mi Ministerstwo. Mam z nim spory kłopot.
Hermiona wyprostowała się, a jej pierś wypełniła duma, kiedy pomyślała, że pan Weasley poprosił ją o pomoc, mimo że była zwykłą pracownicą Departamentu kontroli nad magicznymi stworzeniami.
— Nikomu poza Molly nie mówiłem o tym zadaniu, więc chciałbym prosić cię, żebyś zachowała to w tajemnicy, nawet jeśli zdecydujesz, że nie chcesz mi pomóc.
— Dobrze? — odpowiedziała Hermiona, marszcząc brwi. To było bardzo dziwne. W kwestii swojej pracy i tego, z czym się wiązała, pan Weasley zwykle był przeciwieństwem dyskrecji.
Odchrząknął, po czym usiadł wygodniej w swoim fotelu.
— W zeszłym roku zawiozłaś Draco Malfoya do Leechville, prawda?
Hermionie zrzedła mina, gdy uświadomiła sobie, o co chodzi. Bardzo starała się nie pamiętać dnia, kiedy w tej podupadłej burgerowni na stacji benzynowej Draco Malfoy zaoferował jej swoje niemagiczne talenty. Chociaż po tym, jak zabrała go do porządnej restauracji, był w stosunku do niej bardziej uprzejmy, wciąż nie mogła zapomnieć, jak bardzo starał się ją obrazić przez pierwszą część ich podróży.
— Tak — potwierdziła w końcu, składając dłonie na kolanach i wykręcając je nerwowo. — Ministerstwo poprosiło mnie, żebym odwiozła go do jego nowego domu w tym, zaskakująco uroczym jak na swoją nazwę, miasteczku na końcu świata. Musiałam mu wyjaśnić, jak działają wszystkie sprzęty.
— I spisałaś się doskonale — odpowiedział pan Weasley z uśmiechem, który prawdopodobnie miał być zachęcający. — Dzięki notatkom, które mu zostawiłaś, opanował obsługę mugolskiej pralki i urządzeń łazienkowych. — Jego uśmiech zniknął, a on mruknął niemal niesłyszalnie: — … i niczego więcej.
— Zaczekaj… mówisz mi, że jesteś opiekunem Draco Malfoya?
Hermiona mało kogo uwielbiała bardziej niż pana Weasleya, ale wybranie go na osobę, która miała przekazywać komuś takiemu jak Malfoy wiedzę na temat świata mugoli wydawało się delikatnie mówiąc, nierozsądne.
— Tylko przez ostatnie dwa miesiące — skrzywił się pan Weasley, bębniąc palcami o drewniane biurko.
— Co sugeruje, że wcześniej miał innych opiekunów?
— Chciałbym zaznaczyć, że nie wierzę, że z Draco nie da się współpracować. Dostrzegam duży potencjał ukryty... cóż, gdzieś... w tym chłopcu — podkreślił mężczyzna, wypinając pierś, jakby już wcześniej odbył tę rozmowę z kimś innym.
— Ilu? — zapytała Hermiona.
— Ilu ?
— Opiekunów. Ilu odeszło, zanim Ministerstwo zwróciło się do ciebie?
Sposób, w jaki pan Weasley zmarszczył nos, powiedział Hermionie wszystko, co musiała wiedzieć.
— Pozwól, niech zgadnę… Obrażał ich tak długo, aż wszyscy mieli go dość?
— Draco mówi w dość specyficzny sposób — odparł pan Weasley, a Hermiona prychnęła słysząc to niedopowiedzenie roku. — Rozumiem, że niektórzy mniej odporni ludzie mogą uznać jego słowa za obraźliwe.
— To uprzedzony, rozpieszczony bachor. — Hermiona skrzyżowała ramiona na piersi. — Nie dziwi mnie, że ani trochę się nie zmienił.
— Och — westchnął pan Weasley, potrząsając głową. — Być może będziesz zaskoczona, kiedy usłyszysz, że zmienił się, nawet jeśli jego język pozostał tak samo ostry jak wcześniej.
Hermiona rozluźniła ramiona i zmarszczyła brwi.
— Ma pan na myśli?
— Jakby to powiedzieć… — Pan Weasley westchnął ciężko, po czym wstał i podszedł do półki, na której stała kolekcja mugolskiej literatury faktu. — Znasz nas, czarodziejów… nie uważamy, że zdrowie umysłowe jest czymś, na co należy zwracać szczególną uwagę, chyba że ktoś będzie w tak złym stanie, że wzywa się uzdrowicieli umysłu ze Świętego Munga.
Mężczyzna wziął z półki książkę o psychologii i znów podszedł do biurka.
— Przez takie rzeczy zaczynasz się zastanawiać… prawda? — dumał mężczyzna, przeglądając strony. — Czy gdyby Tom Riddle został wyleczony z tego, co było nie tak z jego umysłem… Myślisz, że można byłoby całkowicie zapobiec wojnie?
— Mówisz, że coś jest poważnie nie tak z Draco Malfoyem?
— Nie mogę teraz znaleźć tej strony, ale jestem pewien, że już o tym słyszałaś — mruknął. Zamknął książkę i spojrzał jej prosto w oczy. — Tak, Hermiono. Myślę, że coś jest nie tak z Draco. Chyba ma dekompresję.
Hermiona z niedowierzaniem niemal parsknęła śmiechem. Powstrzymała się jednak, bo nawet jeśli rozmawiali o jej dawnym wrogu, nie było w tym nic śmiesznego.
— Masz na myśli depresję?
— Dokładnie. — Pan Weasley skinął głową. — Stan melancholii, brak zainteresowania codziennymi czynnościami, a nawet jego drażliwość… To mogą być objawy, prawda?
Hermiona zastanawiała się nad słowami mężczyzny, wyobrażając sobie Draco Malfoya wpatrującego się w przestrzeń i nie robiącego absolutnie nic przez cały dzień.
Nie uwierzyła mu, kiedy powiedział, że to jego plan na nadchodzący rok.
— W tym miałabym panu pomóc? Chce pan, żebym dała wskazówki, jak pomóc Draco wyjść z tego… stanu melancholii?
— Nie — odparł pan Weasley, kładąc ręce na biurku. — Szczerze mówiąc… powiedziałem ci o tym, ponieważ miałem nadzieję wzbudzić twoje współczucie zanim zwrócę się do ciebie z moją kolejną prośbą.
Hermiona uniosła brwi.
— Obawiam się, że sprawa jest dość poważna.
Gdy pan Weasley mówił, wiszący za nim zegar z kukułką nagle kliknął i ożył. Zza drzwiczek wyłonił się maleńki ptaszek, który zakukał dziewięć razy, podkreślając powagę słów mężczyzny.
Kiedy drewniana kukułka zniknęła, czarodziej znów się odezwał:
— Ponieważ program M.U.G.O.L.E. nie odniósł zamierzonego skutku, Ministerstwo przedłuża pobyt Draco w tym domu o kolejnych sześć miesięcy. Jeśli w tym czasie nie wypełni wymaganych zadań i czynności, zostanie skazany na pobyt w Azkabanie na co najmniej kolejny rok.
Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze. Jeśli Malfoy wpadł w depresję z powodu swojej obecnej sytuacji, wysłanie go do więzienia tylko pogorszyłoby jego stan. Nie chciała mu współczuć, ale nie mogła stłumić tego małego ukłucia w okolicy klatki piersiowej.
— Czy on wie?
— O fakcie, że jego pobyt został przedłużony? Tak. O Azkabanie? Obawiam się, że nie. Nie mogę mu tego powiedzieć. Program ma pomóc mu chcieć się zmienić. Pod groźbą więzienia po prostu wypełni tę listę bez żadnej motywacji ze swojej strony.
— I tu wkraczam ja? — domyśliła się Hermiona.
Pan Weasley skinął głową, po czym potrząsnął myszką, sprawiając, że ekran komputera rozjaśnił się.
— Pomyślałem, że… skoro jesteście w tym samym wieku, a ty wiesz o wiele więcej o świecie mugoli, może mogłabyś spróbować przekonać go…
Hermiona przerwała mu, unosząc dłoń.
— Ale dlaczego miałby posłuchać mnie ? On nienawidzi mnie i wszystkiego, co reprezentuję.
— Oczywiście, istnieje niewielkie ryzyko, że to nie zadziała — zgodził się pan Weasley. — Jeśli nie podoba ci się moja prośba, po prostu mi o tym powiedz. Nigdy nie chciałbym, żebyś poczuła się zmuszona do pomocy. Jednak, jak powiedziałem wcześniej, myślę, że w tym chłopcu jest coś więcej… Potencjał, którego nikt nie widzi, a którego ja nie mogę dosięgnąć.
— Co sprawia, że myśli pan, że ja mogłabym go dosięgnąć?
Pan Weasley wzruszył ramionami. Przez dłuższą chwilę klikał myszką, aż w końcu zaczął pisać na klawiaturze dwoma palcami wskazującymi.
— Nazwijmy to przeczuciem.
Hermiona chciała odmówić, ale... Cóż, nie potrafiła tego do końca wyjaśnić, bo w jakiś sposób miała to samo przeczucie, co pan Weasley. Być może wynikało ono z tego, że Draco przynajmniej próbował być uprzejmy przez drugą połowę ich podróży.
Może mogłaby na niego wpłynąć i oszczędzić mu pobytu w Azkabanie.
Nie żeby była pewna, czy zasługiwał na takie traktowanie.
Najprawdopodobniej to był po prostu jej syndrom miękkiego serca, który się w niej obudził.
Drukarka stojąca obok komputera głośno zagrzechotała, wyrywając czarownicę z zamyślenia.
— Jeśli sprawisz, że Draco wykona przynajmniej dwadzieścia procent zadań wymienionych tutaj — powiedział pan Weasley, wręczając jej wydrukowaną kartkę — Ministerstwo rozważy zwolnienie go z programu i przywrócenie mu magii.
Hermiona przeleciała wzrokiem listę zadań, które Ministerstwo uważało za mugolskie. Znajdowały się na niej zarówno te najbardziej przyziemne, takie jak zakupy spożywcze, gotowanie, spacery na łonie natury, jak i te bardziej nietypowe, takie jak skok na bungee czy uczestnictwo w festiwalu rockowym.
— Wymieniono tu sto rzeczy — zauważyła Hermiona. — To oznacza, że musi zrobić dwadzieścia z nich?
Pan Weasley skinął głową, po czym podał jej pióro.
— Możesz już wykreślić pranie i sprzątanie. Jest w tym bardzo dobry, więc nie musisz się martwić, że wdepniesz w jakiś bajzel.
— Ale… co on je, skoro nawet nie wychodzi na zakupy?
Pan Weasley wyglądał jak pies, którego przyłapano na kradzieży skarpetek z kosza na pranie.
— Lubi jedzenie przyrządzane przez Molly i... cóż. Jego poprzedni opiekun próbował wyciągnąć Draco z zamknięcia głodząc go... Ta próba zakończyła się czymś w rodzaju strajku głodowego, przez co opiekun ostatecznie został zwolniony.
— Wow — mruknęła Hermiona, kręcąc głową. Kto by pomyślał, że Draco Malfoy może być tak uparty? Zawsze wydawał się być typem człowieka, który wybiera najwygodniejszą opcję, a nie kimś, kto zagłodziłby się broniąc swoich przekonań.
Hermiona stuknęła listę palcem wskazującym. Zastanawiała się, czy znowu zacząłby się głodzić, gdyby zabroniła Molly gotować dla niego.
— Osiemnaście zadań w sześć miesięcy? — rozmyślała na głos. — To wydaje się osiągalne.
— Zrobisz to? — zapytał pan Weasley, a jego twarz wyraźnie pojaśniała.
Hermiona mruknęła coś pod nosem, chociaż wiedziała, że podjęła już decyzję. Było coś bardzo intrygującego w zadaniu, którego nikt inny nie był w stanie wykonać.
***
Proszek Fiuu przeniósł ją do salonu chaty, dokładnie tak, jak powiedział jej pan Weasley. Hermiona poprosiła go, by utrzymał jej wizytę w tajemnicy przed Malfoyem. Uważała, że od samego początku jego poprzedni opiekunowie robili mu zbyt wielką przysługę, zapowiadając swoje wizyty. Dzięki temu Draco mógł pokazać im cokolwiek chciał.
Więc, chociaż wiedziała, że było to duże naruszenie jego prywatności, Hermiona potrzebowała pełnego obrazu sytuacji, by przekonać się, czy Draco Malfoy naprawdę miał depresję, czy po prostu odmawiając współpracy próbował wcisnąć taki obraz Ministerstwu. Czarownica czuła, że nie było to właściwe, ale uważała, że to niewielka cena za upewnienie się, że Malfoy nie skończy w celi w Azkabanie.
Pierwsze, o czym pomyślała Hermiona, gdy pojawiła się w tym miejscu to, że było w nim pusto i wyglądało na tak bardzo niezamieszkane . Kiedy przeszła do białej kuchni z przytulnego salonu, w którym stała stara, aksamitna sofa, nie mogła znaleźć ani jednej wskazówki, że Draco kiedykolwiek używał któregokolwiek ze sprzętów. Wszystko było tak samo uporządkowane, jak wtedy, gdy Hermiona zostawiła tu Malfoya rok wcześniej.
Czarownica rozpakowała torbę. Położyła na kuchennym blacie butelkę wina i swoją teczkę. Malfoy nie mógł pić alkoholu, ale Hermiona była gotowa walczyć stosując nieco nieuczciwe metody, aby później skłonić go do negocjacji.
Otworzyła lodówkę i znalazła kilka niedojedzonych potraw przygotowanych przez Molly. Hermiona nie mogła powstrzymać się od rozmyślania, czy Draco jadł je na zimno. Piekarnik wyglądał na nigdy nieużywany, a notatka, na której napisała, jak go obsługiwać, wciąż była do niego przyklejona.
Hermiona wróciła na korytarz, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków. Niczego nie usłyszała.
Czy to oznaczało, że wyszedł z domu? Według pana Weasleya, prawie w ogóle go nie opuszczał. Jak duch. Być może nadal spał. Było kilka minut po jedenastej, więc nie można było tego wykluczyć.
Jej serce łomotało, gdy czarownica wchodziła na piętro. Drzwi sypialni były otwarte, ale kiedy zajrzała do środka, zobaczyła łóżko zaścielone tak, jakby nigdy nikt w nim nie spał.
Z każdą chwilą to wszystko robiło się coraz dziwniejsze.
Cicho przeszła obok łazienki, będącej w równie nieskazitelnym stanie i weszła do pokoju na końcu korytarza. Kiedy ostatni raz tu była, pomieszczenie służyło jako schowek, więc nie mogła sobie wyobrazić...
Lekko pchnęła drzwi i… był tam. Z tyłu wyglądał tak samo. Miał uczesane włosy, a ubranie, które założył było zbyt wyszukane, biorąc pod uwagę fakt, że nie wychodził z domu. Najbardziej niezwykła była jednak pozycja, w której go znalazła.
Draco był pochylony nad biurkiem, w dłoni trzymał ołówek, którym kreślił szybkie i zdecydowane linie w czymś, co wyglądało jak duży szkicownik. Hermiona nawet z tyłu widziała, że był całkowicie pochłonięty pracą.
Niemal jakby był w transie.
Hermiona odchrząknęła, a on przestraszył się tak bardzo, że prawie spadł z krzesła, zanim stanął na nogi i odwrócił się w jej stronę, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami.
— Cześć! — zawołała idiotycznie, unosząc dłoń na powitanie.
Malfoy zmarszczył brwi i pokręcił głową, jakby zastanawiał się, czy długa izolacja nie wywołała u niego halucynacji. Potem coś innego musiało przyjść mu do głowy, ponieważ jego dłonie zasłoniły szkicownik znajdujący się za jego plecami, a jego policzki zapłonęły.
— Co do… Granger?!
Cóż, to było zdanie, którego nigdy wcześniej nie słyszała. Co do Granger . Zignorowała jego zdziwienie i pokonała niewielką odległość między nimi, by zobaczyć, co ukrywał za plecami.
— Myślałam, że obiecałeś, że nie będziesz robił nic innego, tylko gapił się w nicość — skomentowała, gdy zasłonił jej widok, przesuwając się na drugą stronę.
— Co ty tutaj, do cholery, robisz?
— Pan Weasley…
— Ten beznadziejny głupiec… — Malfoy przerwał jej prychnięciem. — Nadal myśli, że może mi pomóc, prawda? I co teraz? Wysłał swojego pomocnika? Jesteś tu, żeby umyć mi głowę czy wyciągnąć mnie ze stanu dekompresji czy czegokolwiek, co Artur myśli, że złapałem?
— Po pierwsze, depresja nie jest zaraźliwa — odparła Hermiona, próbując wyrwać mu szkicownik zza pleców, co jednak poskutkowało jedynie tym, że Draco złapał ją za nadgarstek. Jego dotyk sprawił, że na chwilę zapomniała, co chciała wymienić jako “po drugie”.
Ten dotyk nie był bolesny, ale wyczuła w nim determinację. Jego długie palce były chłodne, prawdopodobnie rysował już od wczesnego ranka. Ciasno zaciśnięte palce były tak zimne w kontakcie z jej rozgrzaną skórą że aż parzyły. Kiedy Hermiona oderwała wzrok od odwróconego szkicownika i poczuła siłę jego zimnego spojrzenia, jej serce uderzyło o żebra, jakby było przytrzymywane recepturką, która właśnie wróciła na swoje miejsce.
Cóż, to było całkowicie nie do przyjęcia.
Hermiona odsunęła się, wyrywając rękę z jego uścisku. Tylko dlatego, że przypomniała sobie, jak w zeszłym roku zmierzył swoim oceniającym spojrzeniem ubrania jej i Rona, ona zrobiła to samo z nim. Oceniła go. Od czarnego swetra po marynarkę i równie czarne spodnie. Zauważyła pasek z wygrawerowanym wężem i jego sygnet. Malfoy był ogolony. Szczupły, ale nie za chudy. Wyglądał całkowicie w porządku.
Ogólnie rzecz biorąc, wydawał się być tą samą osobą, co w zeszłym roku.
— Jest jakieś “po drugie”? Zawsze zaczynasz wyliczać rzeczy, a potem zostawiasz drugą osobę w niepewności? — zapytał, przerywając jej obserwację.
Tym razem, gdy podniosła wzrok z powrotem na jego twarz, jego rumieniec dotarł aż do szyi. Jego blada skóra zdradzała, jak bardzo go zaskoczyła.
— Po drugie — powiedziała Hermiona, rozglądając się po małym pokoju. Zauważyła, że ze znajdującego się za biurkiem okna roztaczał się piękny widok na pastwiska, gdzie spokojnie pasły się owce. — Artur, tak? Nie pan Weasley ?
Malfoy wzruszył ramionami.
— Sam to zaproponował.
Hermiona mruknęła coś w odpowiedzi, z rozbawieniem wykrzywiając usta. To wszystko było o wiele mniej ponure, niż sobie wyobrażała. Mogła sobie z tym poradzić.
— Co to za mina, Granger?
— Nie wiem — skłamała, próbując złagodzić wyraz twarzy, by wyglądać na tak nieświadomą, jak to tylko możliwe. — Jaka mina?
— Nie jestem jednym z twoich projekcików — warknął, nacierając na nią tak bardzo, aż nie miała innego wyjścia, jak cofnąć się i wyjść z pokoju. — Więc jeśli nie planujesz dostarczyć mi rozrywki, radzę ci wyjść.
— Zamierzam dostarczyć ci rozrywki… — powiedziała Hermiona. Zignorowała to, jak jego oczy rozszerzyły się, gdy usłyszał jej słowa. Nie lubiła jego wulgarności i nie była tu po to, żeby mu dogadzać. Jednak czasami najlepszą obroną był atak. — Robiąc dokładnie osiemnaście mugolskich rzeczy z tej listy, którą dał mi Artur.
Przez chwilę wydawało się, że Malfoy nie wiedział, co powiedzieć. Zamknął drzwi za plecami i ominął Hermionę. Kiedy podążyła za nim po schodach, w końcu prychnął.
— Więc uważasz, że możesz po prostu przyjść tutaj i dokonać tego, czego nie udało się pięciu innym opiekunom?
Draco zatrzymał się w kuchni i wziął do ręki wino. Zobaczyła błysk ekscytacji w jego oczach, gdy przeczytał etykietę umieszczoną na butelce. Nie wyglądało na to, że brakowało mu zainteresowania. Po prostu brakowało mu chęci.
— Alkohol, Granger? To najlepsze co udało ci się wymyślić, żeby mnie przekupić? — Draco odłożył butelkę na kuchenny blat, który nosił ślady wielu lat użytkowania przez poprzednich właścicieli i stanowił jaskrawy kontrast z nieskazitelnym wyglądem reszty domu. Malfoy musnął czubkami palców leżącą obok teczkę.
— To na później — powiedziała szybko Hermiona, wyrywając mu ją z rąk. — Na razie przygotuj się do wyjścia. Umieram z głodu, więc musimy zrobić zakupy.
— Po prostu zjedz trochę mięsnej zapiekanki z tamtej zimnej szafy — powiedział Draco, wskazując ręką w kierunku urządzenia. Jednak po chwili najwidoczniej przyłapał się na czymś, ponieważ kiedy znów spojrzał na czarownicę, zrobił to z pogardą. — Albo jeszcze lepiej: odpieprz się.
Ignorując próbę rozgniewania jej, Hermiona poprawiła Malfoya:
— Ta szafa nazywa się lodówka. I proszę, nie mów mi, że jadłeś zimne posiłki przez cały rok. — Czarownica podeszła do kuchenki i wskazała na notatkę, którą tam przykleiła. — Moje instrukcje są zrozumiałe nawet dla idiotów. Czemu ich nie stosowałeś?
— Otwarty, niemagiczny ogień w moim domu? Nie, kurwa, dziękuję — odparł Draco, krzyżując ramiona na piersi.
— Wygląda na to, że nie rozumiesz, jak działa kuchenka… — mruknęła Hermiona, pocierając grzbiet nosa. Mimo to… rozmawiał z nią. Angażował się w tę rozmowę. Oznaczało to, że był przynajmniej trochę zaintrygowany jej nagłym pojawieniem się, nawet jeśli udawał, że zawraca mu głowę.
— Nie mogłoby obchodzić mnie mniej, jak ci wszyscy mugole...
Hermiona uniosła dłoń, żeby mu przerwać.
— Proszę, oszczędź mi swojego marudzenia. Naprawdę nie potrzebuję bólu głowy. Mam dobrą wyobraźnię, więc mam przed oczami dość żywy obraz tego, jak udało ci się odstraszyć pięciu poprzednich opiekunów.
Malfoy spojrzał na nią groźnie, po czym zmienił taktykę.
— Nie musisz pracować? Skąd masz na to czas?
Hermiona wzruszyła ramionami.
— To specjalne zadanie z Wizengamotu. Kiedy powiedziałam im, że zgłoszę się na ochotnika na twojego opiekuna, byli tak podekscytowani, że porozmawiali z moim szefem, żeby pozwolił mi pracować zdalnie nad moimi projektami dla Departamentu kontroli nad magicznymi stworzeniami.
Draco otworzył usta.
— Mówisz mi, że zamierzasz się do mnie wprowadzić?
— Co? — prychnęła Hermiona i roześmiała się. — Oczywiście, że nie. Będę cię jednak często odwiedzać, pan Weasley też, tylko po to, żebyśmy mieli pewność, że wydostaniemy cię stąd przed upływem sześciu miesięcy.
Malfoy wyglądał na tak oniemiałego, że Hermiona nie mogła powstrzymać poczucia dumy, że z łatwością wyciągnęła go z jego najeżonej kolcami skorupy. Szczerze mówiąc, Draco był całkiem potulny, jeśli ktoś wiedział, jak się z nim obchodzić.
— Więc jeśli chcesz się mnie szybko pozbyć, powinieneś po prostu wykonać osiemnaście zadań z tej listy i mieć to z głowy. — Hermiona uśmiechnęła się do niego. — Możemy zacząć od razu, idąc do sklepu.
Draco nie ruszył się z miejsca, więc czarownica ominęła go i skierowała się do przedpokoju, którego ściany były wyłożone odklejającą się, zieloną tapetą. Przy wejściu stała kolejna para skórzanych butów, wyglądających na zupełnie nienoszone, jakby czekały na okazję, która nigdy nie nadeszła. Malfoy zdecydowanie nie spacerował po okolicy.
Kiedy nie dołączył do niej, Hermiona postanowiła zmienić taktykę. Draco musiał zrozumieć powagę sytuacji, mimo że ona nie mogła powiedzieć mu prawdy.
— Wiesz… — zawołała do niego — słyszałam plotki, że jeśli ten program nie wypali, mogą nie zwrócić ci twojej magii. Wygląda na to, że mają wielkie oczekiwania co do sukcesu tego projektu i nie chcą przyznać się do żadnej porażki. Zamiast tego powiedzą wszystkim, że wybrałeś życie jako mugol, ponieważ tak bardzo ci się ono spodobało. Więc jeśli myślisz, że możesz z nimi wygrać, czekając, aż...
Malfoy wypadł z kuchni. Jego twarz wykrzywiła się w wyrazie wściekłości, a dłonie były zaciśnięte w pięści.
— Kłamiesz!
Hermiona wyprostowała plecy, starając się nie odsunąć od niego.
— Jak powiedziałam, to tylko plotka. Ale czy naprawdę chcesz zaryzykować, tylko po to, żeby im dopiec?
Na twarzy Draco malowało się tyle emocji, że Hermiona nie potrafiła ich wszystkich nazwać. Na pewno dostrzegła złość, frustrację, może nawet odrobinę desperacji. Ale także coś łagodniejszego, w co nie uwierzyła, kiedy pan Weasley powiedział jej o tym wcześniej.
Coś, co bardzo przypominało smutek.
Kiedy zauważył jej empatię, Draco znów skrzywił się i jedyne, co powiedział to:
— Nie udawaj, kurwa, że cię to obchodzi! — warknął. Tak bardzo ją tym przeraził, że cofając się, uderzyła w ścianę za jej plecami. Dreszcz przebiegł po kręgosłupie Hermiony, gdy jego oczy stwardniały jak lód, a oddech stał się szybki i ciężki.
Tego się nie spodziewała. Tego gniewu. Hermiona myślała, że zna go na tyle dobrze, by wiedzieć, że jej nie skrzywdzi, ale... czy naprawdę go znała? Nie potrafiła z pewnością stwierdzić, co musiał robić pod rozkazami Voldemorta.
Miała właśnie wyciągnąć różdżkę z kieszeni płaszcza, jednak coś zamigotało w jego oczach, gdy zauważył jej panikę. Natychmiast odsunął się od niej i dał jej przestrzeń, by mogła wziąć drżący oddech. Kiedy odezwał się ponownie, jego ton zmienił się ze wściekłego na autoironiczny:
— No dalej, Granger. Jakbym kiedykolwiek uwierzył, że przyszłaś tu z dobroci serca. Brzydzisz się mną.
— Cóż, w takim razie, być może naprawdę jesteś moim projekcikiem — syknęła.
Prychnął, ale nie wyglądał na urażonego.
— Uwierz mi — kontynuowała Hermiona, odpychając się od ściany i podchodząc bliżej niego, aby pokazać mu, że jej nie zastraszył. — Bardziej powinieneś martwić się tym, co się z tobą stanie, jeśli nie ukończysz programu w ciągu najbliższych sześciu miesięcy, niż tym, dlaczego tu jestem.
Jego oczy otaksowały jej twarz i wtedy zrozumiał.
— Ty coś wiesz.
Hermiona wzruszyła ramionami, odwracając wzrok, aby dać mu do zrozumienia, że kłamie.
— To tylko plotki.
Niewygodna cisza trwała między nimi tak długo, że wydawała się wiecznością. Potem Draco wziął głęboki oddech i ruszył w stronę schodów. Serce Hermiony zamarło. Może za bardzo naciskała. Może była zbyt pewna, że może sprawić, by Draco zrozumiał swoją sytuację. Może nie mogła nic zrobić, tylko patrzeć, jak Malfoy w końcu trafia do Azkabanu.
Może w ogóle nie powinna się tym przejmować.
A jednak przejmowała się. Pomyślała o dniu, w którym trafiła do Dworu Malfoyów. O tym, jak bardzo Draco był blady i nieszczęśliwy. O tym, jak skłamał, że nie potrafi zidentyfikować Harry'ego.
— Draco… — powiedziała cicho, niemal błagalnie.
Zatrzymał się na czwartym stopniu, mocno ściskając poręcz.
— Daj mi wziąć moje mugolskie pieniądze — wydusił, zanim pokonał resztę schodów.
***
Droga do sklepu spożywczego była zbyt długa i nerwowa, więc Hermiona nie miała wielkich nadziei co do tego, jak będzie wyglądała reszta dnia. Gdy weszli do głośnego sklepu, powitały ich liczne dźwięki. Dla niej były one tak bardzo znajome, ale dla niego musiały być przytłaczające. Szum lodówek, muzyka płynąca z głośników, płacz dziecka, dźwięki kas fiskalnych.
Draco zatrzymał się, a Hermiona zauważyła, że nie był już ponury i zamyślony, ale lekko oszołomiony, gdy jego oczy przesunęły się po kolorowych, chaotycznych alejkach.
— To jest najlepsza rzecz w byciu dorosłym — powiedziała Hermiona, przysuwając wózek w jego stronę. — Możesz wybrać, co chcesz.
Po sposobie, w jaki jego oczy odrobinę się rozjaśniły, Hermiona zobaczyła, że spodobał mu się ten pomysł. Rozpieszczony dzieciak taki jak on, prawdopodobnie nigdy nie przeżył dnia, w którym jedzenie nie pojawiłoby się magicznie na jego talerzu.
Jednak jego podekscytowanie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, gdy przeszli przez dział warzywny. Jego twarz idealnie odzwierciedlała uczucia człowieka, który był bardzo zdezorientowany, ale wciąż próbował udawać, że go to nie obchodzi. Hermiona uznała, że to trochę za wiele: kazać mu wybrać artykuły spożywcze, z których nie umiał później nic przygotować.
Zamiast tego zabrała go więc do działu owoców egzotycznych, mówiąc mu, żeby wybrał jeden owoc.
— To — powiedział, trzymając smoczy owoc — nie może być mugolskie.
— Tak naprawdę ma magiczne pochodzenie. — Hermiona uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się jego niespodziewanym entuzjazmem. — Tylko nie mów mugolom.
— Nie umiesz kłamać — powiedział, marszcząc brwi. Mimo wszystko włożył cztery owoce do wózka. To uświadomiło czarownicy, że na razie musi postawić go przed prostszymi wyborami. Postanowiła uznać Tesco za wprowadzenie Draco do świata mugoli, tak jak Ulica Pokątna była jej wprowadzeniem do świata magii. Kiedy pierwszy raz kupowała magiczne przedmioty, miała w ręku listę. Przewodnik po tym, czego powinna szukać.
— Możesz jeść jedzenie od Molly na obiad i kolację, dopóki nie nauczysz się korzystać z kuchenki — powiedziała Hermiona. — Jednak śniadanie możesz łatwo przygotować sam. Chodź ze mną.
Poszedł za nią, mrucząc coś pod nosem o apodyktycznych czarownicach, które zrujnowały mu dzień. Gdy dotarli do kolorowego stoiska z płatkami śniadaniowymi, Draco z niechętną ciekawością przesunął wzrokiem po licznych pudełkach.
— Muszę kupić kilka rzeczy na kolację. Wybierz, jakie płatki śniadaniowe chcesz jeść w tym tygodniu. Wrócę za kilka minut.
Draco nieobecnie skinął głową, jakby powierzono mu zadanie najwyższej wagi. Jego powaga przy tak prostym zadaniu nie powinna jej do niego przekonać. Jednak gdy jeszcze raz na niego spojrzała i zobaczyła, jak marszczy brwi, skanując wzrokiem liczne pudełka, poczuła, że jej rezerwa względem niego topnieje. Tylko odrobinkę.
Czuła to do momentu, dopóki nie wróciła dziesięć minut później, a on nadal niczego nie wybrał.
— Jest tak wiele opcji — poskarżył się — jak mogę stwierdzić, które są najlepsze?
Hermiona westchnęła.
— Malfoy, to tylko śniadanie, a nie skomplikowany przepis na eliksir. Po prostu wybierz je tak, jak robią to mugole. Metodą prób i błędów.
Spojrzał na nią, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem. Trzy minuty później czytał etykietę kolejnego pudełka z płatkami śniadaniowymi.
— Proszę, wybierz jedno — jęknęła Hermiona, opierając przedramiona o wózek i zwieszając głowę.
— Dobra — prychnął, wrzucając do wózka mieszankę płatków truskawkowych, którą akurat trzymał w dłoniach. — Jeśli je znienawidzę, to będzie twoja wina.
— Och, cóż za brzemię… — zaśmiała się Hermiona. — Obiecuję, że wezmę na siebie całą odpowiedzialność, jeśli okaże się, że wybrane przez ciebie płatki zrujnowały ci dzień.
Kiedy na niego spojrzała, zobaczyła, że on też powstrzymuje uśmiech.
Zastanawiała się, czy może Draco przez cały ten czas czekał, aż ktoś wyciągnie go z odrętwienia. Może nikt nie przejął się nim na tyle długo, by dostrzec coś więcej niż dumę i uprzedzenia, które doprowadził do takiej perfekcji, że nawet Jane Austen nie byłaby sobie tego w stanie wyobrazić?
Cokolwiek to było...
W ciągu godziny zobaczyła tyle nowych twarzy tego samego mężczyzny, że ledwo była w stanie stwierdzić, kim naprawdę był Draco Malfoy. I być może to było sedno sprawy.
Być może tak naprawdę nigdy tego nie wiedziała.
***
— Nie było takie złe — przyznał Draco po skończeniu drugiego talerza spaghetti.
— Oczywiście, że nie — odpowiedziała Hermiona, nalewając im obojgu wina. Już wcześniej czarownica postanowiła nie myśleć o tym, jak bardzo ta chwila przypominała randkę. Chociaż zazwyczaj randka oznaczała rozmowę, a Malfoy nie był w tej kwestii zbyt wylewny, gdy obserwował, jak ona gotuje. — Gdybym jadła zimne jedzenie prawie przez rok, też cieszyłabym się, gdybym dostała coś ciepłego.
— Nie smakowałby mi ten burger, na który próbowałaś mnie namówić w zeszłym roku — odpowiedział, biorąc kolejny łyk wina. Jego policzki były już zarumienione i wydawało się, że w końcu trochę rozluźnił się w jej towarzystwie.
To była ta chwila. Teraz albo nigdy. Popchnęła do przodu listę pana Weasleya oraz jej teczkę i czekała, aż Malfoy na nie spojrzy.
— Co to jest?
— Moja prawdziwa łapówka — odpowiedziała. Uważnie obserwowała jego twarz, gdy otwierał teczkę. Godzinami rozmyślała nad tym, czego może chcieć ktoś tak dumny jak Draco Malfoy. I pomyślała, że znalazła sposób, by zgodził się na jej warunki. Sposób, który szybko poprawi jego pozycję społeczną, gdy tylko opuści chatę.
— Sesja zdjęciowa do Proroka Codziennego z tobą i Potterem? — Malfoy znów prychnął. — Myślisz, że jeszcze zależy mi na moim wizerunku?
— A na czym ci zależy? — zapytała Hermiona. Odchyliła się na krześle i zastukała palcami w nóżkę kieliszka do wina.
Draco podniósł wzrok z powrotem na nią. Jego spojrzenie przeszyło ją tak, że poczuła, jakby zaglądał jej prosto do mózgu. Dopiero wtedy odpowiedział z absolutną i surową szczerością:
— Na niczym.
Hermiona myślała, że ktoś, kto ma tak wielki problem przy wyborze płatków śniadaniowych, z pewnością nie jest apatyczny wobec życia, ale zobaczyła prawdę wymalowaną na jego twarzy. Malfoy oddał część siebie. Uczynił z tego przytulnego domu więzienie i ukarał się nawet ponad to, co Ministerstwo uważało za sprawiedliwe.
— Na pewno zależy ci na matce.
— Nie rozmawiałem z nią prawie od roku, odkąd nie wolno mi otrzymywać sów ani rozmawiać przez sieć Fiuu.
Cóż, to było po prostu nie do pomyślenia. Jak to możliwe, że żaden z jego opiekunów nie znalazł sposobu, by Draco mógł utrzymywać kontakt z osobami, na których mu zależało? Nawet więzienie nie było aż tak okrutne.
— Więc naprawdę niczego ode mnie nie chcesz? — zapytała Hermiona. — Nie ma sposobu, żebym cię do tego przekonała?
— Powiedz mi, co z tego będziesz miała — odpowiedział, przesuwając kieliszek po stole.
— Dobrze… Jeśli chcesz wierzyć, że robię to z ukrytych pobudek… Powiedzmy, że jeśli mi się uda, dostanę awans.
— Merlinie, okropnie kłamiesz — prychnął Malfoy, dopijając resztkę wina. — Złota Dziewczyna z pewnością mogła przebierać w departamentach, tak jak Potter, który został aurorem, nawet się nie starając. Fakt, że pracujesz dla marnego Departamentu magicznych stworzeń, nie może oznaczać niczego innego, jak tylko tego, że byłaś zbyt uparta, by wykorzystać swoją szansę.
— To się nazywa piąć się w górę — odparła urażona Hermiona. — Przypuszczam, że to bardzo obcy koncept dla kogoś, kto pochodzi z twojego świata.
Dopiero gdy uniósł jasne brwi i nalał sobie więcej wina, kontynuowała:
— Nie wiem, co chcesz, żebym powiedziała.
— Przypuszczam, że chodzi o twoje krwawiące, gryfońskie serce. Blaise powiedział mi kiedyś, że próbowałaś uwolnić wszystkie skrzaty domowe.
— Wciąż pracuję nad propozycją dla Ministerstwa…
Draco przerwał jej, pochylając się do przodu z szyderczym uśmiechem.
— I tak jak oni nie docenili twojej pomocy — powiedział, a jego słowa ociekały pogardą — ja też jej nie doceniam. Więc dlaczego po prostu nie wrócisz do swojego idealnego świata i nie zostawisz mnie w spokoju?
Jego ostatnie słowo było niemal syknięciem. Odchylił się do tyłu, krzyżując ramiona.
— Więc jesteś gotowy po prostu przyjąć jakąkolwiek karę, którą Ministerstwo wymierzy ci za sześć miesięcy?
— Mówiłem ci — wycedził, ze wzrokiem zdecydowanie utkwionym gdzieś ponad głową Hermiony. — Nie. Obchodzi. Mnie. To.
Hermiona westchnęła z frustracją. To najwyraźniej prowadziło donikąd.
— Więc co rysujesz?
— Nic — odparł, wzruszając ramionami.
— Cóż, jeśli cię to nie obchodzi, możesz mi po prostu powiedzieć, prawda?
W odpowiedzi mocno zacisnął szczęki.
Hermiona myślała gorączkowo, przeszukując strategie i taktyki.
— To już tylko siedemnaście rzeczy, Malfoy — stwierdziła — skoro możemy już odhaczyć zakupy spożywcze. Tylko siedemnaście małych czynności w ciągu sześciu miesięcy, a potem będziesz wolny i odzyskasz swoją magię. Jak możesz tego nie chcieć?
— Jeśli to tylko siedemnaście małych rzeczy, to co powiesz na to, żebyś ty zrobiła mi siedemnaście małych przysług?
Jego usta wygięły się w typowym, sugestywnym uśmiechu, ale zignorowała seksualny podtekst jego słów. Zamiast tego powiedziała:
— Na przykład co? Przynoszenie ci kapci i obsługiwanie twojej kuchenki?
— Między innymi — odpowiedział, wzruszając ramionami. Chociaż jego słowa zostały wypowiedziane, by z niej zakpić, Hermiona postanowiła potraktować je poważnie.
— Tego chcesz? — zapytała, zyskując jeszcze większą pewność siebie, gdy jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. — Bo ja to zrobię. Siedemnaście przysług za siedemnaście mugolskich zadań.
— Jesteś naj…. — Draco pokręcił głową, marszcząc czoło. — Gdybyś mogła wymienić upór na złoto, byłabyś najbogatszą czarownicą na świecie.
— Mówi facet, który rozpoczął strajk głodowy tylko po to, żeby wkurzyć swojego opiekuna — odparła Hermiona. — Więc zgadzasz się?
— Siedemnaście przysług? I zrobisz wszystko?
— W granicach rozsądku, Malfoy. Nie zamierzam pomagać ci w zakładaniu szajki przemytników eliksirów.
— Szkoda — westchnął Draco, a ona pokręciła głową.
— Ale tak, dopóki to nie będzie niemoralne, poniżające, niebezpieczne lub… — spojrzała na niego surowo — seksualne. Tak, zrobię to.
Malfoy zmrużył oczy, zaciskając mocno wąskie usta.
— Zgoda — powiedział.
Hermiona poczuła, że cofa się w czasie do tej chwili na parkingu stacji benzynowej rok wcześniej, kiedy blondyn wypowiedział to samo słowo. Jednak tym razem nie miał na twarzy tego uśmieszku.
Nie mogła przestać myśleć, że Draco Malfoy był największym paradoksem z jakim się kiedykolwiek zetknęła.
Jak można czuć tak wiele i tak mało w tym samym czasie?
Karał się i wściekał z powodu swojej kary. Był dumny i pełen nienawiści do samego siebie. Czekał, aż coś się wydarzy i obawiał się, że stanie się coś, czego nie będzie mógł kontrolować.
Pomyślała, że to nie miało sensu, a jednak Draco był żywym dowodem na to, że dwie sprzeczne rzeczy mogą być prawdziwe w tym samym czasie.
Kiedy zmywając naczynia spojrzała na niego w słabym świetle kuchni, dostrzegła jego odległe, zamyślone spojrzenie, gdy mieszał wino w kieliszku.
Hermiona pomyślała, że najgorszą częścią jego osoby nie były te sprzeczności.
Najgorsze było to, że one ją intrygowały.
Chapter 3: Mężczyzna, który z pewnością na mnie zasługuje
Chapter Text
Tydzień później — czerwiec 2001
— Tu jest napisane, że Henryk VIII zażywając kąpieli błotnej znalazł w wannie pijawkę, a ponieważ torf został zebrany z wrzosowisk znajdujących się niedaleko tego miasta, król wydał dekret o zmianie jego nazwy na Leechville * , by stale przypominało o jego poirytowaniu.
— Znów coś zmyślasz — westchnął Draco i przewrócił oczami. Zatrzymał się przed rozpadającą się kamienną konstrukcją, która w szesnastym wieku podobno była zamkiem.
— Nie — zachichotała Hermiona, podsuwając blondynowi pod nos przewodnik turystyczny. — Widzisz? Zmieniono nawet nazwy ulic. Od tamtej pory Ilkley nazywa się Ickley, a Ivy Road nazywa się teraz Itchy Road.
Prychnął, ale nie zaśmiał się, gdy spojrzał na broszurę, którą wcześniej wzięła z ratusza.
— Kolejny tyran mający problem z zapanowaniem nad gniewem… odkrywcze. Może mi jeszcze powiesz, że uwielbiał karmić swojego węża poddanymi.
Cofnął się o krok. Jego dłonie były wciśnięte głęboko w kieszenie spodni, a spojrzenie utkwił w znajdującym się poniżej starym mieście. Spoważniał i lekko zmarszczył brwi.
Tak bardzo starała się wywołać uśmiech, który od czasu do czasu pojawiał się w kącikach jego ust. Jeśli dzięki niej stoicki Draco Malfoy roześmiałby się, byłoby to małym bonusem potwierdzającym, że jej wysiłki przewyższają oczekiwania. Złota gwiazdka za to zadanie.
On jednak wcale tego nie ułatwiał. Za każdym razem, gdy myślała, że dostrzeże wreszcie ten uśmiech, on opanowywał się, kontrolował swoją mimikę, aż na jego twarzy ponownie pojawiała się ta sama beznamiętna maska.
Hermiona była bardzo świadoma faktu, że nawet gdyby mogła powiedzieć swoim przyjaciołom o tym, że jest opiekunką Malfoya, żaden z nich nie zrozumiałby, dlaczego tak bardzo chciała mu pomóc. Potrafiła przewidzieć reakcje Harry’ego i Rona, tak jakby stali przed nią w tej właśnie chwili. Ron jęknąłby: Dlaczego ty? , a Harry potrząsnąłby głową, poprawił okulary i zapytał: Chcesz, żebym wstawił się za tobą u Kingsleya?
Potem pomyślała o swojej własnej reakcji i o Hermionie Granger, którą powinna być. Teoretycznie, powinna cieszyć się myślą, że Draco Malfoy zgnije w Azkabanie. W końcu widział, jak ją torturowali, przez wiele lat gnębił ją w szkole i wypowiadał pod jej adresem słowa, które w najlepszym razie były okrutne, a w najgorszym rasistowskie.
A mimo to... gdy stała obok niego, zastanawiała się, czy on w ogóle jeszcze wie, jak to jest cieszyć się, czy też może czas pod butem Voldemorta, po którym spędził rok w izolacji i beznadziei, zabiły w nim całą radość życia.
Hermiona była bardzo zdeterminowana. Dzień wcześniej zebrała się na odwagę i pojechała do Dworu Malfoyów, żeby poprawić mu humor. Kiedy stała przed bramą posiadłości, w której niegdyś doświadczyła najgorszego bólu w swoim życiu, jej serce waliło boleśnie w piersi. Mimo wszystko, wymamrotała zaklęcie, które miało powiadomić domowników o jej przybyciu.
Duże drzwi otworzył jej skrzat domowy i chociaż jej nogi trzęsły się jak galareta, weszła do środka, podążając za stworzeniem.
Na szczęście Narcyzy nie było w salonie. Zamiast zaprowadzić Hermionę do tego pokoju, skrzat przeprowadził ją przez rezydencję na przeciwległy taras, gdzie w cieniu drzewa matka Malfoya piła herbatę.
Gdy Hermiona chciała się przedstawić, starsza czarownica szybko jej przerwała.
— Wiem, kim jesteś. Wiele razy widziałam twoją twarz na pierwszych stronach Proroka Codziennego. I pamiętam...
Nie dokończyła ostatniego zdania. Hermiona ugryzła się w język, nie chcąc wracać myślami do dnia, kiedy była torturowana na korytarzach tej rezydencji. Zamiast tego, zaczęła paplać o Draco i o tym, że została jego nową opiekunką w programie M.U.G.O.L.E.
Narcyza wyglądała, jakby była całkowicie przytłoczona słowami stojącej przed nią mugolaczki, która oświadczyła, że próbuje pomóc jej synowi. Nie było jasne, czy była przekonana o dobrych intencjach dziewczyny. Jednak wydawało się, że jej wierzy, ponieważ pierwsze zadane przez nią pytanie brzmiało:
— Jak się czuje mój syn?
— Nie radzi sobie zbyt dobrze — odpowiedziała szczerze Hermiona.
Blondynka zacisnęła usta i skinęła głową, jakby nie była zaskoczona odpowiedzią.
— Wychowałam go tak, żeby zawsze oczekiwał od życia tego, co najlepsze — przyznała. — Być może to był mój błąd.
Hermiona zaniemówiła na chwilę, ponieważ nie spodziewała się po niej tak samokrytycznego stwierdzenia. Po chwili przeszła do sedna sprawy. Na stoliku, przy którym siedziała pani Malfoy, położyła Nokię.
— Gdy zadzwoni, musisz tylko nacisnąć zielony przycisk i będziesz mogła porozmawiać z synem. Bateria powinna wystarczyć mniej więcej na tydzień. Po tym czasie przyjdę po telefon, żeby go naładować.
— Bateria — mruknęła Narcyza i uniosła brew. Dźgała urządzenie widelczykiem, jakby bała się, że młodsza czarownica rzuciła na niego urok. — Tak właściwie, dlaczego to dla niego robisz?
Hermiona pokręciła głową, niepewna, co powiedzieć.
Tak, lubiła poświęcać cały swój czas i wysiłek w pozornie niemożliwe zadania, tylko po to, by udowodnić, że potrafi je wykonać. Jednak teraz wydawało się, że Malfoy z nią współpracował. Kilka dni temu nawet po raz pierwszy zadzwonił do Goyle’a, który zdawał się relaksować podczas prac w ogrodzie i tak bardzo uwielbiał charłaczkę, z którą mieszkał, że planował zostać u niej na lato, chociaż technicznie będzie już wtedy wolny.
Rano Malfoy jadał płatki. Zaczął spacerować po lesie po tym, jak kupiła mu parę czarnych trampek. Potraktował je z podobnym obrzydzeniem, z jakim jego matka potraktowała telefon, ale mimo wszystko zakładał je, żeby utrzymać w czystości swoje skórzane buty. Nawet nie narzekał, że musi dołączyć do Hermiony podczas jej wycieczki po mieście.
Do wykonania zostało mu już tylko jedenaście zadań, a minął zaledwie tydzień. W tym tempie, będzie mógł wynieść się z tego domu przed końcem miesiąca.
Jedyną rzeczą, która ją martwiła był fakt, że Draco nie wykorzystał jeszcze żadnej ze swoich przysług. Zawsze czuła to mrowienie w karku na myśl, że oszczędza je na dzień, w którym będzie mógł użyć ich przeciwko niej albo żeby upokorzyć ją w sposób, w jaki on musiał się czuć, gdy tłumaczyła mu, jak korzystać ze zmywarki.
Z drugiej strony, Wizengamot i co za tym idzie, Kingsley, byli tak zachwyceni postępami, które poczyniła, że oferowali jej stanowiska i staże we wszystkich departamentach. Nie, żeby planowała przyjąć którąkolwiek z ofert. Miała bardzo precyzyjne plany na następny rok, które, jeśli będzie miała szczęście, zaprowadzą ją daleko od Ministerstwa.
— Widzisz tamtą chatkę? — zapytała, wskazując na mały, oddalony budynek, który był równie oderwany od miasta, jak Draco od świata.
Malfoy mruknął, a jego spojrzenie wciąż było trochę smutne. Serio, co trzeba zrobić, żeby choć trochę się rozluźnił? Hermiona westchnęła i uniosła dłonie tworząc ramkę z kciuków i palców wskazujących, zapisując w myślach obraz domku otoczonego pięknymi pastwiskami.
— Co ty teraz, do diabła, robisz? — zapytał. Chociaż brzmiał na zirytowanego, widziała, że zawsze był przynajmniej trochę zaintrygowany wszystkimi mugolskimi zachowaniami, które uważał za dziwaczne.
Zaśmiała się i odpowiedziała:
— Robię zdjęcie.
— Umieściliście ruchome obrazy w pudełku, ale używacie swoich bezużytecznych, pozbawionych magii rąk do robienia nieruchomych zdjęć. Brzmi logicznie. — Przewrócił oczami, po czym zrobił krok w jej stronę. — Naprawdę, Granger, zastanawiam się, czy gdyby Wizengamot zamierzał sprawdzić moją wiedzę, okazałoby się, że wszystko, czego mnie nauczyłaś, to kupa smoczego gówna.
— Nie mylisz się. Są lepsze sposoby robienia zdjęć — odpowiedziała — ale w przypadku braku aparatu...
Przysunęła ręce do twarzy Malfoya, umieszczając ramkę bezpośrednio przed jego oczami. Musiała jednak stanąć na palcach, żeby do niego dosięgnąć, ponieważ był tak cholernie wysoki.
— Jeśli przytrzymasz je tak przez chwilę, widok utrwali się w twojej pamięci niczym zdjęcie.
— Ach, wyrycie tego przygnębiającego doświadczenia w moim mózgu na wieczność. Dokładnie tego potrzebowałem. — Jego głos ociekał typowym dla niego sarkazmem, ale mimo tego, nie odsunął się od niej. To była kolejna ciekawa rzecz na jego temat. Nigdy nie był tym, który zmniejszał dystans między nimi. Jak wtedy, gdy pewnego dnia wyjaśniała mu działanie pilota do telewizora i odskoczyła zaskoczona, gdy zauważyła, że jego twarz znalazła się tak blisko, że mógłby musnąć jej loki.
Po chwili odwrócił się i spojrzał prosto na nią przez ten mały kwadrat, który wciąż trzymała przed jego oczami. Gdy jego stalowe spojrzenie skupiło się na niej – ostre, ale nie tak przenikliwe jak kiedyś – wydawało się, że wszystko wokół niej ucichło. Rodzina ptaków, która głośno kłóciła się na pobliskim drzewie; wiatr poruszający liśćmi, a nawet natarczywy szum dobiegający z pobliskiego miasta... wszystko umilkło.
Zawstydzona Hermiona zachichotała, opuściła ręce i odwróciła głowę, żeby nie mógł dostrzec jej zaczerwienionych policzków.
To było niedorzeczne, że jego oczy tak mocno utkwiły jej w pamięci, że w każdej chwili mogła z łatwością powiedzieć, jaki miały odcień szarości.
Później tego samego dnia, pan Weasley przejął obowiązki opiekuna, podczas gdy Hermiona siedziała w kuchni, pracując na laptopie nad swoim podaniem do Durmstrangu. Mimo że ostateczna aplikacja musiała zostać napisana na pergaminie, lubiła pisać pierwszy szkic w pliku tekstowym, gdzie mogła go edytować.
Czarownica starała się nie rozpraszać swojej uwagi zabawną rozmową, która toczyła się między dwoma mężczyznami, którzy właśnie oglądali w telewizji Łowców Wyprzedaży . Było to jednak naprawdę trudne, gdy starszy z nich ledwo mógł powstrzymać ekscytację faktem, że kolorowa książka o Spider-Manie może być tak cenna.
— Trochę jak te karty w Czekoladowej Żabie, prawda?
— Bardziej jak pierwsze wydanie Magii w Najgorszym Wydaniu , które lata temu mój ojciec sprzedał za dwanaście tysięcy galeonów. Ci mugole muszą naprawdę bardzo cenić pająki.
— Och, wygląda na to, że bez problemu przeliczasz mugolską walutę na galeony — westchnął z czułością pan Weasley, na co chłopak mruknął coś niezrozumiale w odpowiedzi.
Gdy chwilę później Draco wszedł do zalanej słońcem kuchni, jego zaciekawione oczy skupiły się na laptopie czarownicy. Próbowała zignorować go, zapisując kolejne zdanie swojego podania. Rozproszyła się jednak, gdy wyjął butelkę wody z stojącej za nią lodówki. Poczuła jak jeżą jej się włosy na karku, gdy podszedł bliżej. Wyczuła jego obecność, zanim go usłyszała.
— Podanie o pracę na stanowisku Koordynatora Reformy Programu Nauczania w Durmstrangu — przeczytał jej przez ramię, pochylając się nad nią tak bardzo, że jej loki muskały mu klatkę piersiową. Starała się stłumić ogarniający ją dreszcz. — Czyżbyś planowała spotkać się ze swoim byłym kochankiem, Granger?
Wzięła głęboki oddech, nie chcąc okazywać emocji. To był pierwszy błąd, ponieważ jej nozdrza po brzegi wypełniły się jego ciepłym, korzennym zapachem. Niczym przenikliwa świeżość eukaliptusa i bogaty, dymny zapach drewna cedrowego. Coś pysznie złożonego.
— Po pierwsze, Wiktor dawno ukończył Durmstrang — odparła, przechylając głowę, by na niego spojrzeć, co było jej drugim błędem. Patrząc na nią mrużył oczy, a ich szarość migotała figlarnie. Na jego twarzy jednak nadal nie było śladu uśmiechu.
— Znów zaczynasz listę, której nie kończysz — zadrwił i ponownie spojrzał na jej podanie.
— Po drugie — wydusiła z siebie — jeśli nie masz nic wartościowego do powiedzenia, wróć, proszę, przed telewizor.
Draco zignorował ją i przysunął bliżej niej krzesło. Jego wzrok przeskakiwał po słowach, które napisała w swoim liście motywacyjnym, aż dotarł do końca strony.
— To wszystko? — zapytał, znów patrząc w jej oczy. Jego zainteresowanie tak ją zaskoczyło, że potrzebowała chwili, by pokręcić głową i przewinąć stronę w dół.
— Nowa dyrektorka Durmstrangu planuje w szkole całkowitą rewolucję. Chce wprowadzić ducha nowoczesności. Uwolnić szkołę od wszystkich archaicznych idei — wyjaśniła.
— A ty chcesz zostawić swoją wygodną posadę w Ministerstwie, żeby oprószyć te nieszczęsne dusze odrobiną mugolskiego oświecenia?
— Nie chodzi tylko o dodanie mugoloznawstwa do programu nauczania — odparła. — Czarodzieje i czarownice nie są świadomi tylu rzeczy. Teoria filozofii, socjologii, ekonomii... ta lista jest nieskończona. Skoro Hogwart miał tak duże luki w programie, nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak bardzo zacofany jest Durmstrang.
Malfoy spojrzał na nią marszcząc brwi, jakby była zagadką, której nie potrafił do końca rozwiązać. To sprawiło, że zaczęła bełkotać:
— Praca dla Ministerstwa była... pouczająca. Jednak wolałabym robić coś bardziej praktycznego, dzięki czemu naprawdę mogłabym mieć realny wpływ.
Draco mruknął, a następnie odkręcił butelkę z wodą.
— Co? — zapytała. Jego sceptyczne nastawienie nie dawało jej spokoju.
— Nic — odparł, wzruszając ramionami. Wykrzywił usta, jakby rozmyślał nad czymś intensywnie. — Po prostu trudno mi wyobrazić sobie, że szkoła, która szczyci się swoim dziedzictwem i tradycją, zmieniłaby się z dnia na dzień.
— Mówiłam ci...
— Nowa dyrektorka, rozumiem. Jednak nie tylko ona będzie czytać twoje podanie. A ty przesadzasz, pisząc, że chcesz rozebrać szkołę cegła po cegle, aż zniknie wszystko, na czym została zbudowana.
Wziął łyk wody i wykonał ruch, jakby miał zamiar wstać. Chociaż strasznie zdenerwował ją tym, że wyraził bardzo słuszną krytykę, złapała go za rękaw i pociągnęła z powrotem na krzesło.
— Myślisz, że powinnam być ostrożniejsza w formułowaniu myśli?
— Myślę, że jeśli zatrudnią... mugolaczkę — spojrzał jej prosto w oczy, wypowiadając ten wyraz, jakby chciał upewnić się, że Hermiona wie, że nigdy więcej nie użyje pewnego słowa na sz , odnosząc się do niej — to znaczy, że są bardzo poważni w kwestii chęci zmiany — powiedział i odchylił się na krześle. — Mimo to sądzę, że nie zaszkodziłoby, gdybyś odniosła się do tradycji szkoły. Uszanuj ich dziedzictwo, a następnie subtelnie zaproponuj sposób, w jaki nowe przedmioty mogłyby wzmocnić ich mocne strony. Nie ma niczego, co bogaci i wpływowi ludzie lubią bardziej niż łechtanie ich ego.
Skrzywiła się słysząc jego radę. Rozważała dokładnie to samo, kiedy zaczynała pisać podanie. Ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu, gdyż uznała, że zabrzmiałoby to zbyt tandetnie.
— Kto może wiedzieć o tym lepiej niż ty? — powiedziała w końcu, marszcząc brwi. Wróciła na początek strony.
— Przeprowadzasz się do najdalej wysuniętego na północ miejsca w Skandynawii, co? Jesteś pełna niespodzianek, Granger.
— To tymczasowe stanowisko. Nie wyjechałabym na dłużej niż kilka lat.
— A potem? — zapytał.
— A potem… Cóż, kto wie? Może powrót do Ministerstwa? Nie chcę się jeszcze angażować. Chcę doświadczyć w życiu jak najwięcej, póki jestem młoda.
— Jak bardzo gryfońsko z twojej strony.
— A ty? — zapytała, usuwając wstęp podania. — Co masz zamiar robić, kiedy już stąd wyjdziesz?
— Myślę, że mam wystarczająco dużo pieniędzy w moich skarbcach, żebym przez jakiś czas nie musiał się tym martwić — powiedział, ale jego odpowiedź zabrzmiała jak kłamstwo.
— Serio? Zero ambicji?
— Nie każdy chce zmieniać świat, Granger. Niektórzy po prostu w nim żyją.
— Niektórzy tak — zgodziła się — ale ty nie, prawda?
Nie potrafiła powiedzieć, dlaczego była tego tak bardzo pewna. Spojrzała ponownie na Malfoya i i dostrzegła jak gapi się przez okno z miną człowieka, który ma wiele marzeń, ale nie ma pojęcia, jak je zrealizować.
— Łatka, którą mi przykleili, przylgnie na stałe — powiedział cicho, mrugając w jasnym świetle słonecznym. — Byłbym głupi, gdybym udawał, że mogę zrobić wszystko, co sobie postanowię.
— Łatka? — zapytała ostrożnie, ale gdy ich oczy spotkały się, usłyszała te słowa, jakby wypowiedział je na głos.
Zbrodniarz wojenny.
— Gdyby Wizengamot tak uważał, byłbyś w Azkabanie.
— To nie ci starzy głupcy się liczą — odpowiedział — ale reszta świata.
Hermiona chciała się z nim kłócić. Chciała powiedzieć mu, że każdy ma wątpliwości co do swojego miejsca na świecie. Ale Malfoy nie mylił się. Świat nie uważał go już za człowieka z rodowodem, a biorąc pod uwagę uwięzienie jego ojca i rolę, jaką Dwór Malfoyów odegrał podczas wojny, trudno było oczekiwać, że w najbliższym czasie ta sytuacja ulegnie zmianie.
— Jeśli nie ma dla ciebie miejsca na świecie, może po prostu musisz je sobie stworzyć.
— Miałbym starać się wypracować swoją pozycję? — odpowiedział, kręcąc głową, po czym znowu wstał. — Nie, dziękuję. Tak jest mi dobrze.
Obserwując go, gdy wyszedł z kuchni i podszedł do siedzącego przed telewizorem pana Weasleya, pomyślała, że Draco nie jest tak dobrym kłamcą, za jakiego lubił uchodzić.
~~
Następnego dnia zadowolona Hermiona wyszła z kominka domu Malfoya. Mieli wspólnie udać się do miejscowej księgarni. Obiecał wybrać przynajmniej jedną książkę. Oznaczało to, że mogłaby odhaczyć dwie kolejne pozycje z listy. Poza tym, nie mogła doczekać się, by polecić mu wszystkie swoje ulubione książki – od Jane Austen po Tolkiena.
Rozmawianie z Harrym o mugolskiej literaturze i filmach było czymś innym, ponieważ oboje dorastali w świecie mugoli. Była bardzo ciekawa, jakie zdanie na ich temat będzie miał czarodziej, zwłaszcza tak tradycyjnie wychowany.
Jednak gdy weszła do domu, nie znalazła blondyna ani w salonie, ani w kuchni.
— Malfoy? — zapytała cicho, ale zamiast odpowiedzi lub ciszy, powitało ją przytłumione mruczenie dobiegające z góry.
Ciekawe.
Podążając za dźwiękiem, zamarła na przedostatnim stopniu, gdy go usłyszała:
— Pansy, proszę, nie mów już więcej o twoich wędkarskich eskapadach... Nie, naprawdę nie obchodzą mnie wymiary ostatniego złowionego przez ciebie sandacza. Twoja fiksacja na punkcie ryb zaczyna rywalizować z nudnymi monologami Grega i jego precyzyjnymi instrukcjami podlewania tulipanów.
Zapadła krótka cisza. Hermiona miała zamiar jeszcze raz go zawołać, ale wtedy jego głos obniżył się do głębokiego barytonu, pobrzmiewając z drwiącą melodyjnością, którą pamiętała z tamtego dnia na stacji benzynowej. Wszystko w niej nerwowo się zacisnęło.
— A co z ostatnim razem, kiedy odwiedziłaś mnie w Dworze Malfoyów, zanim ogłoszono nasze wyroki?
Pansy musiała mu odpowiedzieć, ponieważ zaśmiał się cicho. W piersi Hermiony coś zadudniło. Tak jakby wieża zbudowana z grzechoczących, metalowych przedmiotów właśnie się zawaliła.
A więc tak brzmiał, kiedy śmiał się szczerze.
— Merlinie, nie, Pansy. Mamy umowę, prawda? Trzymajmy się tego. Możemy dobrze się bawić, ale żadne z nas nie potrzebuje więcej, prawda?
Hermiona prychnęła. To nie brzmiało jak Draco Malfoy, którego znała.
— Po prostu powiedzmy, że się nudzę — westchnął. — I lubię wspominać ten dzień i to, jak krzyczałaś, gdy moje usta były między twoimi ślicznymi udami. — Jego oddech nagle stał się ciężki. — Kurwa, Pansy. Dotykasz się, przypominając sobie, jak dobrze się wtedy czułaś?
Hermiona szeroko otworzyła oczy. Po jej ciele przemknęły ciarki wywołane czymś, co jej zdaniem było szokiem. Otworzyła usta, żeby dać mu znać, że tam stoi, ale z jej ust wydobył się tylko skrzek.
— W porządku, jeśli ja też tak zrobię? — wychrypiał Draco. Słuchanie jego podnieconego głosu niemal sprawiło, że Hermiona zatoczyła się do tyłu. Jej ciało zarumieniło się, a skóra napięła w przypływie ekscytacji.
Wtedy do niej dotarł.
Obraz Draco Malfoya między czyimiś udami.
Między jej udami.
Mocno chwyciła poręcz, czując ciepło rozlewające się w dole jej brzucha. Wtedy usłyszała wyraźny trzask odpinanego paska i z jej ust wydobył się pisk.
Na chwilę wszystko ucichło, jego szybki oddech zamarł, jakby Draco wytężał słuch. Hermiona drgnęła i była zdecydowana uciec, zanim on zdąży się z nią skonfrontować, ale ten drobny ruch sprawił, że schody zaskrzypiały.
— Przepraszam, Pansy, muszę iść.
Chwilę później Malfoy wybiegł z sypialni i stanął tuż przed nią. Jego policzki były tak samo zarumienione jak jej. Na szczęście miał zapięty pasek.
— Granger — prychnął. Uniósł sarkastycznie brew i skrzyżował ramiona. — Uciekamy się do podsłuchiwania, co? Jakież to przewidywalne.
Hermiona otworzyła usta, ale nie zdołała wykrztusić ani jednego słowa.
— Wyglądasz jak jedna z tych ryb, o których ciągle gada Pansy. Podobało ci się to, co usłyszałaś? Myślisz o tym teraz?
A potem jego usta drgnęły i on... po raz drugi tego dnia zaśmiał się!
Nie dlatego, że go rozśmieszyła… śmiał się z niej .
— Ja... ja… — wyjąkała, próbując przypomnieć sobie, jak zachowywać się jak człowiek. Jego śmiech przybierał na sile. Gdy jego twarz zaczęła tracić kolor, jej policzki wprost przeciwnie – nabierały jeszcze większych rumieńców. Przełknęła ślinę, po czym podobnie jak on skrzyżowała ramiona na piersi i wycedziła przez zaciśnięte zęby: — Cóż. Przypuszczam, że powinnam pogratulować ci odkrycia, do czego mugole potrafią używać telefonów. Szkoda, że seks przez telefon nie znajduje się na ministerialnej liście.
Odwróciła się i pospiesznie zbiegła po schodach, a jego śmiech niósł się za nią. I chociaż jej zdaniem nie był to ten rodzaj śmiechu, który próbowała u niego wywołać, nie mogła zaprzeczyć, że ten szorstki dźwięk brzmiał przyjemniej, niż mogła przypuszczać.
Kiedy dotarli do księgarni, Hermiona bardzo starała się nie myśleć o tym, jak jego opowieść o doprowadzeniu Pansy do krzyku, nadal wydawała się mieć wpływ na jej ciało, choć wolałaby, żeby wcale tak nie było.
Miała misję do wykonania. Nie mogła dać rozpraszać się fantazjom o jego jedwabistych blond włosach łaskoczących wewnętrzną stronę jej ud. Musiała pamiętać, że za każdym razem, gdy z nią flirtował, robił to po to, by ją wyśmiać. By sprawić, że zacznie potykać się i jąkać. By przez chwilę poczuć się lepszym.
Jednak gdy patrzyła na niego, stojącego w alejce małej, starej księgarni, studiującego tył każdej książki z takim samym skupieniem, z jakim czytał etykiety płatków śniadaniowych, znów to poczuła. Napięcie skóry, rozlewający się rumieniec, szybsze bicie serca rozgrzewające jej ciało, pulsowanie wnętrzności .
Nie powinna tego czuć. Absolutnie, zdecydowanie i w tej chwili musiała przestać tak się czuć. A jednak, gdy Draco płynnie odgarnął kosmyk swoich nienagannie ułożonych włosów, który oddzielił się od reszty, jej gardło ścisnęło się tak mocno, że miała kłopot z przełykaniem śliny.
Niech to diabli, ale... Hermiona była nim zauroczona. Bardziej niż kimkolwiek innym w ciągu ostatnich lat .
To po prostu była fizyczna reakcja jej organizmu na podsunięte przez mózg obrazy Draco, który wystarczająco sprawnie posługiwał się językiem, by doprowadzić kogoś do krzyku. Nic, co mogłaby kontrolować.
Nic, czego mogłaby się wstydzić.
Każdy miał swoje wstydliwe sekrety.
Nikt nie musiał wiedzieć, że jej ciało reagowało na opryskliwych, snobistycznych drani, którzy ubierali się tak, jakby podejrzewali, że wylądują na okładce Forbesa; którzy pachnieli lasem o zmierzchu i mieli tak ostre, spiczaste rysy twarzy, że obrazy Picassa mogłyby zzielenieć z zazdrości.
Malfoy podniósł wzrok, a ona spojrzała na trzymaną przez siebie książkę tak gwałtownie, że z pewnością musiał dostrzec jak się na niego gapiła. Zmierzając do lady z kolejną książką w ręce, minął ją w ciasnej alejce i niemal otarł się rękawem marynarki o jej klatkę piersiową, gdy przechodził obok niej.
Hermiona stłumiła westchnienie, a następnie zerknęła w stronę kasy. Na blacie piętrzyły się trzy stosy książek, tak wysokie, że właścicielka sklepu – drobna kobieta z włosami upiętymi w staromodny kok – musiała stanąć na palcach, by móc do nich dosięgnąć. Po chwili sprzedawczyni zniknęła na zapleczu.
Kolejny dowód na to, że Malfoyowi nie brakowało zainteresowania, a jedynie motywacji.
Hermiona zauważyła, że jak dotąd tematyka większości książek, które wybrał dotyczyła poważniejszych tematów. Władca much, Nowy wspaniały świat, Folwark zwierzęcy. Było wśród nich także kilka reportaży wojennych, a także pozycji o seryjnych mordercach oraz najbardziej znanych i najokrutniejszych dyktatorach świata. Prawie jakby próbował udowodnić, że mugole są tak samo okropni, jak zawsze uważał.
— Co jeszcze wybrałeś? — zapytała, gdy znów do niej podszedł.
— Coś o wpatrywaniu się w otchłań tak długo, aż otchłań zaczyna wpatrywać się w ciebie? Ten facet, Nietzsche, chyba znał się na rzeczy.
Chwilę później zniknął w kolejnej alejce.
Hermiona postanowiła nie zwracać jego uwagi na ironię tych wyborów ani na to, że nie znała nikogo, kto wpatrywałby się w otchłań tak intensywnie, jak Draco. Zamiast tego wybrała najciekawsze jej zdaniem książki, jakie udało jej się znaleźć, i przemyciła je pod ułożone przez blondyna stosy. Wspomnienia Mandeli i Dalajlamy, a także kilka klasyków, takich jak Mały Książę czy Duma i uprzedzenie , które – miała nadzieję – wystarczyłyby, by przeniknąć do jego otoczonego murem serca.
Właśnie sięgnęła po pierwszy tom Władcy Pierścieni , gdy blondyn wrócił do alejki, w której stała. Znów się uśmiechał, co nie zwiastowało nic dobrego.
— Znalazłem coś dla ciebie — powiedział, podając jej książkę w czerwonej okładce.
Kamasutra .
Oczywiście.
Przewróciła oczami.
— Nie, dziękuję — powiedziała z wymuszonym uśmiechem. — Nie trzeba.
— Jesteś pewna? — szepnął, podchodząc bliżej. Stanął po przeciwnej stronie alejki. Jego twarz przybrała wyraz przypominający udawaną troskę. — Biorąc pod uwagę, jak bardzo się wcześniej zarumieniłaś, trudno mi uwierzyć, że Łasica kiedykolwiek doprowadził cię do krzyku.
Hermiona prychnęła. To wszystko było wysoce niestosowne.
A jednak... Draco nie mylił się.
Seks z Ronem nie był elektryzujący. Nie był zły. Po prostu nigdy nią nie wstrząsnął.
— To absolutnie nie jest twoja sprawa.
Blondyn wzruszył ramionami, otworzył książkę i przerzucił kilka stron, jakby nie miał nic przeciwko zakończeniu rozmowy w tym miejscu. Powinna była odpuścić, ale jej usta znów jej nie posłuchały.
— Mężczyźni — westchnęła. — Zawsze tak bardzo pewni siebie, jeśli chodzi o ich umiejętność zadowalania kobiet.
Znów na nią spojrzał, a jej serce na moment przestało bić.
— To, że ty musiałaś udawać z Łasicą, nie oznacza, że nie wiem, jak wygląda prawdziwy orgazm.
— Ach tak? — zapytała i otworzyła Drużynę Pierścieni a. Przekartkowała kilka stron, przyglądając się im pustym spojrzeniem, czekając, aż Draco się odgryzie.
— Co to ma niby znaczyć?
— Nic — odparła, wzruszając ramionami. Poczuła na twarzy jego badawcze spojrzenie. Zatrzasnęła książkę, znów na niego spojrzała i po chwili dodała: — Po prostu mówię, i proszę, nie traktuj tego osobiście, że kobiety są całkiem dobre w udawaniu. Mógłbyś nawet niczego nie zauważyć .
— Pansy nigdy nie miała potrzeby udawać — syknął. Hermiona zauważyła, że jej słowa irytowały go bardziej, niż chciał przyznać.
— No to brawo ty .
Spojrzał na nią i zmrużył oczy, a ona obdarzyła go swoim najbardziej niewinnym uśmiechem.
— Dokładnie wiem, jak byś wyglądała, gdybym był teraz między twoimi nogami — powiedział po chwili.
Hola hola.
Wkraczali na najbardziej niebezpieczne wody.
Obraz Draco klęczącego przed nią, podwijającego jej spódnicę, podczas gdy ona chwyciłaby znajdującą się za nią półkę, niemal znów wstrząsnął Hermioną. Ponownie poczuła pulsowanie między udami, a jej piersi stwardniały pod jego intensywnym spojrzeniem.
Daj spokój , powiedziała do siebie. Nie daj mu się sprowokować.
Zamiast tego, zrobiła najbardziej nierozsądną rzecz. Podjęła jego wyzwanie. Zerknęła w stronę kasy, aby upewnić się, że właścicielka sklepu nadal jest na zapleczu i zebrała się w sobie, aby pójść na całość, udowadniając swoją rację.
— Taki jesteś pewien, że rozpoznałbyś, gdybym udawała?
— W stu procentach.
Przez chwilę patrzyli na siebie, jak to czasami robili na zajęciach. Każde z nich chciało udowodnić, że ma rację. Każde z nich musiało mieć rację.
Potem Hermiona westchnęła i przycisnęła książkę do piersi.
— Wyobrażam sobie, że wyglądałoby to mniej więcej tak — szepnęła, opierając głowę o półkę, i po chwili przygryzła wargę.
Gdy zszokowany Malfoy szerzej otworzył oczy i wstrzymał powietrze, Hermiona poczuła się w swoim ciele silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Z Ronem zdarzały się chwile, kiedy starała się być pociągająca, ale za każdym razem, gdy był bardziej zaskoczony niż podniecony, traciła pewność siebie. Jednak Draco wyglądał na naprawdę zaintrygowanego. Ta świadomość wybuchła pod jej skórą niczym maleńkie fajerwerki.
To sprawiło, że stała się odważniejsza niż zwykle.
— Niestety musimy być cicho — westchnęła. Po chwili zamknęła oczy i jeszcze bardziej odchyliła głowę. Pod powiekami znów zobaczyła ten obraz. Pomyślała o jego dużych dłoniach ściskających jej biodra, o wpatrujących się w nią szarych oczach i uśmiechu igrającym w kącikach ust. Nie musiała udawać, że jej oddech staje się cięższy, ale trochę przesadziła, by wzmocnić efekt. Wtedy pojawił się inny obraz: on przysuwający jej biodra w kierunku swoich ust i całujący ją pod spódnicą. Hermiona musiała stłumić bardzo prawdziwy jęk, mocno przygryzając dolną wargę.
— Tak — szepnęła, zerkając na niego przez rzęsy, aby upewnić się, że nadal ma uwagę oczarowanej publiczności. Gdy dostrzegła, że Draco gapi się na nią z rozchylonymi ustami, a jego dłonie są zaciśnięte w pięści, znów zamknęła oczy.
— Och, to jest to — jęknęła. — Tak, właśnie tak. — Potem ciszej, z lekką, błagalną nutą w głosie: — Proszę .
Wyobraziła go sobie, jak jednocześnie dostarcza jej przyjemności i sam czerpie z niej rozkosz. Stojącego przed nią i zaciskającego jej uda wokół swoich bioder, w tym samym momencie dociskającego ją do regału.
— Tak dobrze — jęknęła Hermiona. — Nie przestawaj, proszę, proszę . Jestem już blisko.
Z ust Malfoya wydobył się zduszony dźwięk, który trudno było zidentyfikować. Coś pomiędzy jękiem a westchnieniem. Czarownica powstrzymała chęć wypowiedzenia jego imienia, jęknięcia Ach, Draco . Wiedziała, że stałoby się wtedy jasne, że myślała o nim, udając fałszywy orgazm .
Wiedziała, że musi skończyć zanim właścicielka sklepu wróci i zgłosi na policję jej nieprzyzwoite zachowanie.
— Zaraz... — mruknęła. Po chwili znów jęknęła, przeczesała ręką włosy i tak mocno odrzuciła głowę, aż uderzyła w znajdującą się za nią półkę z książkami. Nie krzyknęła, ale wydała z siebie stłumiony jęk, po czym jeszcze bardziej wsparła się o regał i zakończyła swój występ kilkoma cichymi westchnieniami.
Kiedy odważyła się otworzyć oczy, uśmiechnęła się szeroko na widok mocno oszołomionego i zarumienionego Draco . Jednak w jego oczach dostrzegła coś jeszcze. Coś o wiele mroczniejszego i bardziej wymownego.
Jej uśmiech zniknął, gdy zauważyła, że stał nieruchomo niczym dziki kot, który właśnie szykuje się do skoku na ofiarę.
— Widzisz — powiedziała, uśmiechając się słabo. — Mówiłam ci, że kobiety potrafią udawać lepiej, niż myślisz.
Draco nie zareagował. Nawet nie drgnął. Jego twarz była pozbawiona wyrazu, ale klatka piersiowa unosiła się miarowo. Cisza przeciągała się, potęgując napięcie między nimi, aż Hermiona poczuła, że zaschło jej w ustach.
Czy naprawdę właśnie udało jej się uwieść mężczyznę, który powinien się nią brzydzić? Mężczyznę, którym ona powinna gardzić?
— Przepraszam — odezwał się nieśmiały kobiecy głos zza jej pleców. — Czy mogłabyś powiedzieć mi jaką książkę przed chwilą czytałaś?
Hermiona odskoczyła gwałtownie od regału i wpadła prosto w ramiona Malfoya, uderzając ramieniem w jego tors. Podczas gdy z trudem powstrzymywała się przed wdychaniem zapachu, który od wczoraj prześladował jej zmysły – od momentu, gdy w kuchni stanął za blisko niej – poczuła, że podtrzymujące ją w pasie ramię lekko drży. Zaskoczona, spojrzała w górę, a jej serce zamarło, gdy zobaczyła jego błyszczące zęby i poczuła drżenie klatki piersiowej od tłumionego śmiechu .
— Granger — krzyknął, podtrzymując się wolną ręką o pobliską półkę, jakby miał zaraz zemdleć. — Co do cholery? Jesteś najbardziej zdumiewającą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Dźwięk jego śmiechu – pełny i głęboki – sprawił, że Hermiona zachichotała. Jednak gdy odsunęła się od niego, zobaczyła, że Draco ma w oczach łzy, cały wstyd i podniecenie przekształciły się w radość. Po chwili ona również śmiała się do rozpuku. Wreszcie oboje usiedli na wytartym sklepowym dywanie, rozbawieni tak bardzo, że nie byli w stanie ustać na nogach .
Hermiona zaśmiała się najgłośniej... od lat .
Nigdy nie widziała go tak bardzo roześmianego, nawet wtedy, gdy stroił sobie żarty z innych. Kiedy w końcu oprzytomnieli, Malfoy jeszcze raz pochylił się do niej, muskając nosem jej włosy.
— Tylko, że dobry orgazm tak nie wygląda, Granger — szepnął. Szalony śmiech sprzed chwili sprawił, że jego głos brzmiał bardziej szorstko. Jego pełne pasji słowa sprawiły, że z trudem przełknęła ślinę, a z jej twarzy zniknął cień uśmiechu. — Rodzaj orgazmu, o którym mówię, nie jest taki ładny. Mimowolnie marszczysz nos, szczerzysz zęby i krzywisz się pod jego wpływem.
Te słowa sprawiły, że Hermiona prawie znów jęknęła, uświadamiając sobie, że on aż za dobrze wie, o czym mówi.
Blondyn odsunął się, patrząc w jej szeroko otwarte oczy, a jego usta wciąż drżały.
— Rodzaj orgazmu, o którym mówię, sprawia, że krzyczysz, a nie jęczysz. Myślę, Granger — powiedział powoli i rozważnie, znów zerkając na jej usta, tak jak zrobił to tamtego dnia w burgerowni — że nadszedł najwyższy czas, żebyś znalazła mężczyznę, który naprawdę na ciebie zasługuje — dodał, po czym wyrwał książkę z jej rąk i wstał.
Co najmniej minutę zajęło jej odzyskanie kontroli nad nogami. Wyszła z alejki i dostrzegła przy ladzie Malfoya płacącego za książki. Spojrzał na nią z inną niż dotychczas intensywnością. Przechylił głowę na bok, a jego oczy pociemniały od obietnic, o które nie powinna była prosić.
A to absolutnie nie wróżyło nic dobrego.
________________
* leech - pijawka
Chapter 4: Oszukaj mnie, oszukaj mnie
Chapter Text
Czerwiec 2001 — część druga
— Pozwól, że to podsumuję — powiedziała Ginny, niosąc swoje piwo kremowe z powrotem do stolika wesołych Harpii. Usiadła na skraju, gdzie mogły porozmawiać, nie będąc całkowicie zagłuszone przez jej wrzeszczące towarzyszki z drużyny. — Twój tajemniczy mężczyzna to ktoś, kogo znam przelotnie, ale nie chcesz mi powiedzieć, jak on się nazywa. Jest typem faceta, którego powinnaś nienawidzić i jest zakochany w sobie bardziej niż sam Narcyz, ale też wkurzasz się, bo jest wyjątkowo atrakcyjny?
— Uroczy — poprawiła ją Hermiona, mocno zaciskając dłoń na szklance. — Powiedziałam uroczy.
— Ale miałaś na myśli seksowny — odpowiedziała Ginny z złośliwą iskierką w oczach. — W takim razie nie widzę problemu. Nie musisz za niego wychodzić. To może być po prostu wakacyjna przygoda.
— Tak nie wypada. Pracujemy razem.
Ginny mruknęła i zmarszczyła brwi. Prawdopodobnie w myślach analizowała listę wszystkich znajomych z Ministerstwa. Na szczęście dla Hermiony, ruda nigdy nie zgadłaby, kim był Tajemniczy Mężczyzna.
Rozmowa z Ginny stała się koniecznością.
Hermiona nigdy wcześniej się tak nie czuła.
Niczym roztrzęsiona galareta pełna niezaspokojonych potrzeb. Jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na tysiąc drobnych kawałków, jeśli choć częściowo nie rozładuje nagromadzonego napięcia. Ponieważ poddanie się tej nowej obsesji nie wchodziło w grę, Hermiona spędziła ostatnie tygodnie na przyglądaniu się Draco. Patrzyła na jego długie palce i to, jak starannie wykonywały każdą czynność. Na jego blade usta, które teraz kilka razy dziennie rozciągały się w uśmiechu, odsłaniając idealne zęby. Na małą bruzdę między brwiami, która pojawiała się, gdy czytał na leżaku w ogrodzie. Ich spojrzenia krzyżowały się, gdy przyłapywał ją na obserwowaniu go, kiedy siedziała ze swoją książką na metalowym krześle ogrodowym.
Przestań , upominała się Hermiona, a potem znów pogrążała się w myślach o tym, jak kusząco pachniał. Zwykle po jakimś czasie zapachy zaczynały jej przeszkadzać, dlatego gdy tylko kończył jej się szampon, kupowała inny. Jednak w zapachu Draco było coś takiego… Coś, co sprawiało, że chciała się w nim zatopić.
Każdego dnia, zanim weszła do kominka, czuła się jak powietrze przed burzą – pełne nierozładowanego napięcia. Gdy codziennie witał ją z uśmiechem i mówił, jak dużo już przeczytał Władcy Pierścieni – jedynych książek z kupionej przez niego gigantycznej sterty, które faktycznie otworzył – ona elektryzowała się jeszcze bardziej.
Za każdym razem, gdy Draco ocierał się o nią, gdy uczyła go gotowania albo gdy jego wzrok zatrzymywał się na niej na dłużej, Hermiona zastanawiała się, czy to całe napięcie ostatecznie nie doprowadzi do podjęcia katastrofalnych decyzji, w wyniku których spłonie cały jej świat.
— Och, Hermiono, zakochałaś się, prawda? — Ginny zaśmiała się, wyrywając ją z zamyślenia. – Kim, do cholery, jest ten tajemniczy, zły facet?
Hermiona wzruszyła ramionami.
— Nigdy nie próbował mnie poderwać, więc cała ta rozmowa nie ma sensu.
— Ale chciałabyś, żeby to zrobił?
— Ja…
Tak, na bogów, chciała tego. Nie potrafiła myśleć o niczym innym, tylko o tym, jak byłoby czuć jego duże dłonie policzkach, gdy całowałby ją – głęboko i intensywnie, jak przypuszczała – spierając się z jej językiem, tak jak robił to każdego dnia za pomocą słów.
Ale także… nie, Merlinie, proszę, nie. Nie mogłaby tego zrobić. Nie mogła poddać się swoim fantazjom,których obiektem był mężczyzna uważający, że zasługuje na śmierć z powodu swojego statusu krwi.
— To fantazja, nic więcej.
Ginny spojrzała na Hermionę mrużąc oczy, a jej usta wygięły się ironicznie.
— Nigdy nie widziałam cię tak usychającej z tęsknoty. Trochę szkoda mi mojego brata.
— To nie tęsknota. To tylko zauroczenie. A Ron i ja…
Ginny uniosła rękę. Kiedy śmiech jej koleżanek z drużyny przybrał na sile i zagłuszył wszystkie inne dźwięki w małym pubie, pochyliła się jeszcze bardziej.
— Nie musisz się tłumaczyć. Zawsze uważałam, że wy dwoje nie pasujecie do siebie. Potrzebujesz kogoś, kto rzuci ci wyzwanie. Kogoś, kto wciągnie cię tak całkowicie, że będzie potrafił wyłączyć ten twój przepracowany mózg.
Hermiona nadąsała się, słysząc słowa Ginny. Nie chciała przyznać, że jej mózg był obecnie przepracowany katalogowaniem każdego najdrobniejszego szczegółu związanego z Draco Malfoyem. Zamiast tego wzięła kolejny łyk piwa.
Kilka nocy później Hermiona obudziła się, słysząc dzwonek telefonu. Jej serce mocno waliło w piersi, a myśli natychmiast skierowały się ku jej rodzicom. Może w końcu byli gotowi na rozmowę? Na przywrócenie wspomnień?
Jednak kiedy podniosła telefon ze swojej szafki nocnej, na ekranie wyświetlało się imię Draco. Natychmiast usiadła prosto, a jej serce już nie biło, lecz waliło jak szalone.
— Halo? — wychrypiała.
— Nie mogę tego uruchomić! — wykrzyknął, a jego głos był przepełniony frustracją.
— Czego nie możesz uruchomić?
— Pudła!
— Telewizora?
— Tak, pudła telewizora — jęknął, jakby to on powinien być urażony tym, że jej pozbawiony snu mózg nie załapał wystarczająco szybko.
— Masz pojęcie, która jest godzina? — zapytała Hermiona, zerkając na swój budzik. Czerwone cyfry migały, wskazując trzecią trzydzieści dwie. Nic dziwnego, że czuła się, jakby przejechał ją autobus. — Rozłączam się — westchnęła, mimo że mrowiło ją ciało, jakby chciało jej przekazać, by jeszcze przez kilka minut posłuchała jego głębokiego głosu.
— Nie, czekaj — powiedział szybko Draco. — Po prostu powiedz mi, jak go uruchomić, a dam ci spokój.
— Nie możesz go włączyć?
— Nie, jest już włączony. Po prostu nie mogę sprawić, żeby pokazał to, co chcę.
Hermiona jęknęła, po czym zwinęła się w kłębek i opadła z rezygnacją na poduszkę.
— Co w takim razie chcesz zobaczyć? Pamiętasz, jak działają kanały, prawda?
— Oczywiście, że tak, Granger. Nie traktuj mnie, jakbym był tak samo opóźniony jak twoje gryfońskie przydu… — Westchnął głęboko, jakby nie miał zamiaru tego powiedzieć. Jakby obrażanie Harry'ego i Rona było w nim tak zakorzenione, że musiał przekierować swoje synapsy, żeby tego nie powiedzieć. Tym razem nie miała mu tego za złe. Zmiana zawsze była trudna.
— Widziałem to kilka godzin temu — kontynuował — książkę, którą czytałem. Widziałem ją w pudle.
— Och, masz na myśli film Władca Pierścieni ?
— Tak, dokładnie. Chcę to obejrzeć.
— No cóż, no to jest nas dwoje — zaśmiała się.
Kiedy mruknął coś niezrozumiałego, wyjaśniła:
— To, co widziałeś w telewizji, to był zwiastun. Nie możesz tego obejrzeć w telewizji. Musisz pójść do kina.
— Kina?
— Tak, to trochę jak duży telewizor. Siedzisz w pomieszczeniu z wieloma wygodnymi fotelami, a przed tobą jest gigantyczny ekran.
— To jest na liście, prawda? Widziałem to — przerwał jej. — Chodźmy tam jutro.
Jej serce odtańczyło taniec zwycięstwa na myśl o oglądaniu najbardziej oczekiwanego filmu z najmniej oczekiwaną osobą. Mimo to powiedziała:
— Jutro nie mogę. Mam rozmowę kwalifikacyjną w Durmstrangu, pamiętasz?
— Cały dzień?
— Nie, nie cały dzień. Ale podróżowanie tam i z powrotem będzie wyczerpujące, a ja wolałabym...
— Ugotuję coś dla ciebie — przerwał jej Draco. — Jeśli pójdziesz ze mną, ugotuję coś dla ciebie... i pozmywam naczynia.
Ciemny pokój Hermiony nagle zaczął wirować. Wiedziała, że nie powinna pozwolić tej myśli nabierać kształtu, ale Merlinie, czy kiedykolwiek miała nadzieję, że jakiś mężczyzna powie jej coś takiego.
Nie martw się, kochanie, zajmę się wszystkim. Po prostu się zrelaksuj.
To sprawiło, że rozpłynęła się na materacu, gdy odwróciła się, by spojrzeć w sufit.
— Więc spodobała ci się ta książka?
— To znaczy, była całkowicie niepoprawna. Ten facet, Tolkien, na pewno nie był czarodziejem. Elfy, które wyglądają, jakby miały trafić na okładkę tygodnika Czarownica ? — Malfoy prychnął. — Śmieszne. A kim do cholery mają być ci hobbici? Mali jak krasnoludy i kudłaci jak Hagrid?
— Marudzisz — odparła, ziewając.
— Tak — jęknął. — Podobała mi się, okej? Fabuła była… intrygująca.
Hermiona stłumiła chichot. Kto by pomyślał?
— Mógłbyś poprosić o jedną ze swoich przysług — przypomniała mu.
— Muszę to robić?
Zastanowiła się przez chwilę nad jego pytaniem, po czym powiedziała:
— Nie, pójdę z tobą. Sprawdzę jutro godziny otwarcia kina w Leechville i czy są jeszcze wolne miejsca.
W słuchawce zapadła cisza, więc niepewnie spytała:
— Halo?
— Jestem — odpowiedział, a jego głos zdradzał to, czego nie chciał przyznać, będąc zbyt dumnym. Był wdzięczny.
Chwilę później nadal byli na linii, słuchając swoich oddechów. Kiedy Draco znów się odezwał, Hermiona prawie zakrztusiła się śliną.
— Co masz na sobie?
Merlinie, czy on czytał podręcznik do seks telefonu?
Odchrząknęła.
— Co to za pytanie?
— Po prostu tak się zastanawiałem… — odpowiedział powoli, przeciągając każdą sylabę. — Co taka kujonka jak ty ubiera do spania?
Kiedy przygryzła dolną wargę i nie odpowiedziała, dodał sarkastycznie:
— Niech zgadnę. Znoszona koszulka z Hogwartu.
Hermiona spojrzała na starą koszulkę do Quidditcha w barwach Gryffindoru, którą ukradła Ronowi.
— Oczywiście, że nie — skłamała. — Mam o wiele bardziej wyrafinowany gust. — Potem, nieco ciszej, dodała: — Mam na sobie jedwabną koszulkę nocną.
Ten cichy podmuch powietrza, który wypuścił prosto w słuchawkę, niemal sprawił, że przewróciła oczami z rozkoszy.
Co oni robili? I czy mogła usprawiedliwić ich szalone zachowanie późną porą?
— A ty? W co tacy wytworni palanci ubierają się do spania? — zapytała, gdy przez chwilę się nie odzywał.
— Tylko bokserki — odpowiedział, jego głos nagle stał się tak szorstki, jakby połknął tysiąc małych żyletek. Hermiona musiała przełknąć ślinę, czując ucisk w gardle. Była świadoma, że może to zatrzymać, ale wiedziała, że nic takiego nie zrobi.
Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.
Jednak Hermiona była gryfonką.
— Jakiego koloru?
Usłyszała jak jego oddech przyspieszył odrobinę.
— Może zgadniesz.
— Czarnego — odparła natychmiast.
— Wygląda na to, że jestem bardziej przewidywalny, niż myślałem.
— Na pewno jeśli chodzi o wybór garderoby — zaśmiała się, przecierając oczy.
Milczeli przez chwilę, aż odgłos jego oddechu ukołysał ją z powrotem do snu.
W końcu powiedział coś, co zabrzmiało, jakby mruknął przez zaciśnięte zęby:
— A ty? Jakiego koloru bieliznę masz pod tą koszulką?
— Zgadnij — odpowiedziała, ponownie rozbudzona. Jej serce biło tak mocno, że czuła pulsowanie w gardle. Jej sutki były zbyt wrażliwe, gdy dotykały szorstkiego materiału koszulki, którą miała na sobie. Nagle pożałowała, że ma na sobie jedwabiu. Żałowała, że nie leży skulona obok niego na aksamitnej sofie.
— Białą — odpowiedział, jego głos prześlizgnął się po jej nagich nogach i uniósł się wyżej.
Hermiona mruknęła.
— Wygląda na to, że jestem równie przewidywalna.
Kolejna chwila milczenia przerywana ich oddechami była niemal nie do zniesienia. Jej skóra mrowiła na myśl o byciu dotykaną, a umysł świerzbił ją na myśl o tym, co mogłaby jeszcze powiedzieć.
W końcu zdecydowała się szepnąć jedno słowo, zastanawiając się, co jej odpowie:
— Draco.
Znacznie później, gdy już prawie miała zapaść w sen, zawieszona w ciemności swojego pokoju, usłyszała odpowiedź, brzmiącą jednocześnie jak ostrzeżenie i zachęta:
— Hermiono.
Kino przytłoczyło Draco w podobnym stopniu, w jakim wcześniej zrobił to sklep spożywczy. Chociaż jego sylwetka zdradzała, że jest wyluzowany i pewny siebie, a ręce wetknął w kieszenie spodni, Hermiona widziała w jego rozszerzonych źrenicach, że był lekko oszołomiony. Zostawiła go lekko zakłopotanego, gdy poszła kupić dla nich przekąski.
Dostali okropne miejsca na samym końcu trzeciego rzędu, jednak gdy zaczęły się reklamy, Draco nie narzekał, że musieli wyciągać szyje. Zamiast tego podał Hermionie swój portfel i zapytał na tyle głośno, że ktoś za nimi zachichotał:
— Poprosić o przewinięcie do filmu?
— To tak nie działa — zaśmiała się Hermiona.
— Dlaczego nie? Czy to nie jest nagrane jak te DVD?
Uciszyła go i pochyliła się, by szepnąć:
— Nie jesteś tu sam, mów ciszej.
W odpowiedzi Draco zmarszczył brwi, a jego usta wykrzywił cień grymasu. Hermionie trudno było przyznać przed samą sobą, że to, jaki był rozpieszczony i naiwny, było niemal ujmujące.
— Proszę — powiedziała, podając mu kubeł popcornu. — Rób to, co robią normalni ludzie. Przeczekaj nudne reklamy, jedząc.
Draco wciąż krzywił się, patrząc na słodki popcorn, który mu podsunęła. Po chwili chwycił kubełek i postawił go między swoimi udami. Wydawał się nie mieć na niego ochoty, więc podała mu Starbara. Plastikowe opakowanie zaszeleściło, gdy starał się przeczytać napis na odwrocie etykiety.
Hermiona pokręciła głową, gdy zobaczyła, jak Draco studiuje w skupieniu drobny druczek na opakowaniu batonika.
— Nie próbuję cię otruć.
— Nie zdziwiłbym się — mruknął Draco, powoli odwijając opakowanie, a następnie wąchając batonik. — Kto powiedział, że nie będzie smakował jak ta czarna galaretka, którą mnie ostatnio poczęstowałaś? Jeśli to nie był zamach na moje życie, to nie wiem, czym innym mogłoby to być.
— Och, ty duży dzieciaku. — Prychnęła. — Nikt nie umarł po zjedzeniu lukrecji.
— Nikt, kogo znasz — odpowiedział, podnosząc czekoladę w górę, by oświetliło ją przytłumione światło padające z ekranu.
Hermiona nie mogła uwierzyć, że ktoś, kto spędził tyle czasu jedząc zimne posiłki, mógł być tak bardzo wybredny w kwestii proponowanego przez nią jedzenia.
— Och, na Merlina — westchnęła Hermiona. Chwyciła go za nadgarstek i odgryzła kawałek jego batonika. Kiedy odsunęła się i zobaczyła, że Draco wpatruje się w jej usta szeroko otwartymi oczami, prawie zakrztusiła się kawałkiem orzeszka.
— Widzisz — powiedziała, odwracając głowę. Była zadowolona, że w ciemności nie mógł dostrzec jak znów się rumieni. — Nie jest trujący.
Draco mruknął coś w odpowiedzi, po czym znów spojrzał na batonik i ostrożnie go ugryzł. Hermiona starała się nie myśleć o tym, że właśnie zainicjowała taki prawie "pocałunek". Zamiast tego skupiła się na jego rozpromienionej twarzy. Zwykle nie było łatwo zaskarbić sobie sympatię Hermiony. Jednak nie mogła przestać zachwycać się, po raz drugi, chłopięcą szczerością przebijającą się przez jego stoicką fasadę.
— Och, smakuje zupełnie jak czekolada, którą mama wysyłała mi do Hogwartu. — Rozejrzał się po zebranych, po czym powiedział: — Trzeba było wykupić cały rząd. To jest zdecydowanie niekomfortowe.
Hermiona otworzyła usta, żeby powiedzieć mu, że nie wszyscy śpią na kupie złota, ale właśnie rozpoczęły się zwiastuny. Oczy Draco rozszerzyły się, a szczęka mu opadła, gdy na ekranie pojawił się zwiastun trzeciej części Parku Jurajskiego i nagle stanął twarzą w twarz z gigantycznym dinozaurem.
Technicznie rzecz biorąc, to wyjście do kina powinno być jednym z najgorszych tego typu doświadczeń. Już po dziesięciu minutach Hermionę bolała szyja.
W rzeczywistości nie pamiętała, żeby kiedykolwiek była tak pochłonięta wspólnym oglądaniem filmu.
Wciąż była naładowana hormonami szczęścia po tym, jak rozmowa Durmstrangu przeszła oczekiwania zarówno jej, jak i nowej dyrektorki. Hermionie powiedziano, że oferta pracy powinna dotrzeć sową w ciągu kilku następnych dni. Jednak nie to było powodem, dla którego tak dobrze się bawiła.
Nie była to również kwestia filmu. Bardzo jej się podobał. Jednak nie tak bardzo, jak obserwowanie reakcji człowieka tak opanowanego jak Draco Malfoy. Blondyn bardzo starał się wyglądać na nieporuszonego po tym, jak przyłapał Hermionę na uśmiechaniu się szeroko na widok jego reakcji na gigantycznego dinozaura. Mimo tego zauważyła drobne reakcje, których nie mógł ukryć, siedząc obok niej. Widziała, jak jego oczy rozszerzyły się, gdy Hobbiton pojawił się na ekranie po raz pierwszy. Czuła, że jego ciało stężało, gdy Nazgul gonił Froda i jego towarzyszy. Usłyszała, że parsknął śmiechem, gdy Merry i Pippin byli przerażeni myślą, że nie będą mogli zjeść drugiego śniadania w drodze.
Później wrócili do domu polną ścieżką prowadzącą z miasta do jego domu. Kiedy dyskutowali o jej rozmowie kwalifikacyjnej i przemyśleniach Draco na temat filmu, mrowienie pod jej skórą nasiliło się do tego stopnia, że musiała zmusić się by opuścić kąciki ust, bo w przeciwnym razie szczerzyłaby się od ucha do ucha niczym absolutna wariatka.
To przez pogodę, powiedziała sobie Hermiona. W powietrzu wciąż można było poczuć ciepło słońca, zapach trawy, kwiatów i rozgrzanej ziemi.
To przez rozmowę kwalifikacyjną i podekscytowanie, jakie Hermiona czuła na myśl o zostawieniu już niebawem swojego dawnego życia za sobą.
To przez film.
Ale… nie było sensu dłużej zaprzeczać – to przez towarzystwo Draco.
Hermiona myślała o ostatniej nocy. O tym, jak przekraczali granice flirtu, nie przyznając się do tego, co robili. Nie mogła powstrzymać się od pytania... Czy gdyby poddała się trochę bardziej, pozwalając decydować swojemu ciału zamiast rozsądkowi, czy Draco również dałby się ponieść?
Przypomniała sobie słowa Ginny i zaczęła zastanawiać się, czy naprawdę mogłaby potraktować to jako letni romans. Sekret, którego nigdy nikomu nie będzie musiała wyjawić. Sekret należący do niej i tylko do niej.
To była intrygująca myśl.
Była osobą publiczną. Po tym, jak pozwoliła na napisanie artykułu dla Proroka Codziennego , ludzie mogli przeczytać o całej jej przeszłości. O jej przekonaniach, jej ambicjach, o wszystkim, co sobą reprezentowała, a nawet o jej związku z Ronem. W pewnym momencie to wszystko zostało wydrukowane czarno na białym.
Byłoby miło mieć coś… Ukrytą cząstkę siebie, do której nikt nie mógłby dotrzeć ani nawet domyślić się jej istnienia.
Czy szaleństwem było chcieć, żeby tym sekretem był Draco Malfoy?
Rękaw jego koszuli otarł się o jej nagie ramię i wyrwał ją z zamyślenia. Nie cofnęła się. Jeśli już, odwzajemniła dotyk, a na jej ramieniu pojawiła się gęsia skórka, gdy poczuła bijące od niego ciepło. To niedorzeczne, jak bardzo była tym zaskoczona. Jakby zawsze nieświadomie spodziewała się, że jego krew będzie zimna jak krew węża.
— Ilustrowana opowieść — powiedział nagle, a ona spojrzała na niego. Kiedy zauważyła zaciśniętą szczękę i lekki rumieniec na policzkach, musiała powstrzymać uśmiech. Cokolwiek próbował powiedzieć, nie przychodziło mu to z łatwością. — To właśnie rysuję.
— Och — Hermiona poczuła ciarki zdumienia wzdłuż kręgosłupa. — Książka z obrazkami?
Pokręcił głową, wykrzywiając usta.
— Nie do końca można powiedzieć, że jest odpowiednia dla dzieci… to raczej jak mroczna bajka.
Kiedy nie była w stanie zrobić niczego innego poza gapieniem się na niego, dostrzegł jej wzrok i wzdrygnął się.
— Nie powinienem był nic mówić. To i tak bzdury.
— Nie — powiedziała szybko Hermiona, chwytając go za rękaw i stając przed nim. — To niesamowite! O czym ona jest?
Draco zmarszczył brwi, jego wzrok utkwiony był w punkt gdzieś za jej plecami.
— Przeczytałem tę książkę, którą przemyciłaś ostatnio do mojego zakupowego stosu — powiedział. — Małego Księcia ? Myślę, że mogłoby to być coś podobnego.
— Masz na myśli, że jest taka nietypowo baśniowa? — zapytała, gdy ekscytacja wybuchła w jej piersi. Jak to się stało, że spośród wszystkich książek, które kupił tamtego dnia, czytał tylko te, które ona dla niego wybrała?
Draco wzruszył ramionami, jakby słowo “baśniowy” w ogóle nie było częścią jego słownika.
— Powiedzmy, że raczej jest dwuznacznie moralistyczna. I mroczniejsza. — Ich spojrzenia się spotkały. Po chwili popatrzył na jej uśmiech, jakby musiał skupić się na jej pozytywnej reakcji, aby nie poczuć się upokorzonym. — Znacznie mroczniejsza.
Hermiona mruknęła i znów się z nim zrównała. Szła teraz na tyle blisko, że ich ramiona ocierały się o siebie przy każdym powolnym kroku.
— Ma jakiś motyw?
— Motyw?
Skinęła głową.
— Jednym z motywów Małego Księcia jest znaczenie troski o tych, których kochasz. Jaki byłby motyw w twojej historii?
Draco milczał tak długo, że Hermiona zaczęła się zastanawiać, czy tego nie wie czy też raczej nie chce powiedzieć.
— Nie jestem pewien — zamyślił się w końcu. — Przypuszczam, że chyba jest o tym, że możemy — szczególnie w młodości — doświadczyć sytuacji, na które nie mamy wpływu, a to, że jesteśmy ważni i możemy sami o sobie decydować to tylko złudzenie.
Hermiona wstrzymała oddech, słysząc jego wyznanie. Tak wiele chciała powiedzieć. Wiedziała, dlaczego ten temat go poruszył i rozumiała, że spośród wszystkich ludzi, to on musiał czuć się najbardziej uwięziony na ścieżce, którą wybrali dla niego rodzice. Wiedziała jednak, że nie spodoba mu się, jeśli powie coś tak sentymentalnego, więc zapytała:
— Pokażesz mi później swoje rysunki?
Draco wciągnął powietrze przez zęby. Kiedy znów na niego spojrzała, jego twarz wykrzywiał grymas. Walczył ze sobą. Dotknęła jego ramienia i czekała.
— Chyba tak — w końcu wydusił z siebie, odwracając od niej twarz.
Tym oto sposobem Hermiona siedziała przy kuchennym stole z lampką wina. Przed nią leżał szkicownik Malfoya. Draco zachowywał się sztywno. Nawet na nią nie spojrzał, przygotowując kolację z pomocą książki kucharskiej. Prawie jakby nie chciał nawet wiedzieć, jak zareaguje na jego rysunki.
Hermiona przygryzła wargę, obserwując, jak blondyn odmierza dokładnie jedną łyżkę oregano przed dodaniem go do sosu. Przyglądanie się, gdy przygotowywał posiłek, wywołało w niej tęsknotę za dawnymi czasami, kiedy Hogwart był miejscem, które kojarzyło jej się wyłącznie z radością i miłością. Z lekcjami eliksirów. Pomyślała o Draco, który jako jedyny przestrzegał instrukcji zawartych w podręczniku do eliksirów równie dokładnie jak ona.
Upiła kolejny łyk wina, otworzyła okładkę szkicownika i zaparło jej dech w piersiach. Nie mogła powiedzieć, czego się spodziewała, ale na pewno nie tego.
Na kartce znajdował się szczegółowy rysunek człowieka-sowy. Piękny, niepokojący obraz, który sprawił, że zjeżyły jej się wszystkie włoski na ramionach. Był czarno-biały, narysowany ołówkiem. Jedynie karmazynowe oczy wpatrywały się w nią z intensywnością, która zmroziła jej krew w żyłach. Stworzenie miało na sobie garnitur, kamizelkę i krawat, który wyglądał, jakby wyrastał z niego las, z pnączami i kiełkującymi liśćmi wijącymi się wokół niego.
Gdy Hermiona spojrzała na Draco, odkryła, że mężczyzna opiera się o blat kuchenny, taksując ją intensywnym spojrzeniem spod zmarszczonych brwi.
— To jest… — Pokręciła głową. Zabrakło jej słów.
Jak bardzo i na ile sposobów nie doceniła go z powodu swoich uprzedzeń? Jak mogła wyrazić swoje zdumienie, nie zdradzając tego?
— Myślę, że to chyba trochę przerażające. — Pomasował kark. Materiał jego czarnej koszuli napiął się na ramionach.
— Baśniowo przerażające — zgodziła się. — Nie przychodzi mi do głowy żaden inny rysunek, który kiedykolwiek wywołałby we mnie tak silne emocje.
Draco opuścił rękę. Kiedy dostrzegła w jego oczach pytanie,którego z racji swej dumy nie chciał zadać, powiodła opuszkami palców po kilku skomplikowanych liniach, nie dotykając rysunku.
— Snuje historię, jeszcze jej nie opowiadając. Gdy tylko spojrzysz na to stworzenie, wiesz, że jest złe. Ostrzega cię, że nadchodzi coś złowrogiego.
Tym razem Draco gapił się na nią tak intensywnie, że będąc świadomą jego palącego spojrzenia, przerzuciła w szkicowniku kolejną kartkę.
— Dwór Malfoyów? — zapytała, uśmiechając się krzywo, gdy dostrzegła imponujący, kamienny gmach, widoczny jedynie dzięki blasku błyskawicy przecinającej niebo. Poza tym budynek był ukryty na obrazku pośród ciemności i cieni.
— Jego zniekształcona wersja — powiedział Draco, po czym zmniejszył dystans między nimi i spojrzał jej przez ramię. Następny obrazek przedstawiał sowę stojącą przy dużych drzwiach wejściowych Dworu. Stworzenie unosiło upierzoną dłoń, by zapukać. Służba otworzyła drzwi i wprowadziła je do środka.
Hermiona wstrzymała oddech, kiedy rozpoznała salon, w którym kiedyś była torturowana przez ciotkę Malfoya, naszkicowany takimi samymi ciężkimi, ciemnymi liniami. Większość pomieszczenia tonęła w długich cieniach, ale blask kominka ujawnił obecność dwóch bladych osób, sztywno siedzących w fotelach. Było w nich coś nienaturalnego i martwego. Chociaż mieli czarne włosy, Hermiona nie mogła oprzeć się wrażeniu, że przedstawiają rodziców Draco.
Gdy odwróciła głowę, by spojrzeć przez ramię, dostrzegła jego wzrok. W jego oczach wirowały tłumione emocje i poczuła ból w sercu. Przez chwilę tak wiele udało im się przekazać, nie wypowiadając ani słowa o ich wspólnej przeszłości, jej ciemności i cieniach, które zdawały się emanować z jego szkiców i sięgać aż do ich dusz.
Hermiona poczuła nagłą, całkowicie niewytłumaczalną potrzebę, by wpaść mu w ramiona i ukryć twarz w jego piersi. By uronić łzy, którym nigdy nie pozwoliła popłynąć i poczuć ból, który zawsze czaił się gdzieś z tyłu.
Bulgotanie wody, a następnie głośny syk, który rozległ się, gdy ciecz wypłynęła z garnka na kuchenkę, wyrwały Draco z odrętwienia. Kiedy oddalił się, Hermiona wzięła płytki oddech. Nadal potrzebowała chwili, żeby się pozbierać, a jej palce drżały, dotykając papieru.
Gdy rozwinął się kolejny obrazek, mężczyzna wstał z fotela i zwrócił się do sowy złowieszczym:
— Oczekiwaliśmy twojej obecności już od dłuższego czasu.
Syn, również ciemnowłosy, blady chłopiec, który, jak przypuszczała Hermiona, miał około jedenastu lat, został wezwany ze swojego pokoju.
— Jestem właścicielem tego domu. — Sowa wyjaśniła chłopcu, patrząc na niego z góry, onieśmielając go swoją obecnością. — Od dziś będziesz słuchał moich poleceń, a nie swoich rodziców.
Chłopiec wzdrygnął się i spojrzał w oczy matki, ale jej puste spojrzenie nie dawało pocieszenia.
Hermiona pokręciła głową z rozczarowaniem, gdy zdała sobie sprawę, że dotarła do ostatniej strony szkicownika. Jej myśli pędziły równie szybko, jak serce. Na końcu języka miała tyle niewypowiedzianych słów. Komplementy, wyrazy podziwu, ale także głębsze myśli… Sekrety, które skrywała we własnej ciemności, obawiając się spojrzeć na nie w świetle.
— Dlaczego sowa? — zapytała w końcu. Obserwowała przy tym, jak jego łopatki napinają się pod koszulą, gdy odcedzał makaron nad zlewem.
— Początkowo to był wąż, ale pomyślałem, że to zbyt oczywiste — odpowiedział Draco, stawiając garnek z powrotem na kuchence i odwracając się do niej. Oboje parsknęli śmiechem, a atmosfera stała się cieplejsza i mniej przerażająca.
— To niesamowite — powiedziała Hermiona. — Naprawdę.
Myślała, że może mruknie coś z zakłopotaniem, więc nie była przygotowana, gdy wypiął pierś i uśmiechnął się do niej. Znów przypomniała sobie zajęcia z eliksirów i jego zadowolony uśmiech, gdy otrzymywał lepszą ocenę za swój eliksir niż ona. Tym razem jednak widok jego dumy nie przyprawiał jej o dreszcze. Przynajmniej nie tak jak kiedyś.
— To nic takiego. — Draco upierał się, ale jego słowa kłóciły się z mową ciała. Zrozumiała, że jednak znaczyło to dla niego wiele, a jej pochwała miała dla niego duże znaczenie. — Rysuję od dziecka, a ponieważ w tym opuszczonym miejscu nie miałem nic lepszego do roboty…
— Cóż, Einstein powiedział, że spokojne życie może pobudzić twórczy umysł.
— Einstein? — Na twarzy Draco pojawił się grymas, sugerujący, że jego zdaniem wymyśliła kolejne nazwisko wyłącznie po to, by go zdezorientować. Potrząsnęła głową, nie będąc w nastroju do objaśniania mu teorii względności, kiedy sama miała tyle palących pytań.
— Co będzie dalej?
Jego usta wykrzywiły się w kolejnym uśmieszku.
— Dlaczego sama nie sprawdzisz? Drugi szkicownik jest na górze.
Na talerzu leżał zimny, nietknięty makaron, a Hermiona, obrazek po obrazku, przeglądała historię Draco. Zatrzymywała się na tych najbardziej przerażających i budzących podziw. v stworzenia z pobliskiego lasu zostały uwięzione przez sowę w lochach dworu. Obserwowała chłopca przemykającego ciemnymi korytarzami swojego domu, który przypadkiem usłyszał szepty zwiastujące śmierć i zniszczenie, podczas gdy jego rodzice siedzieli na swoich fotelach jak na tronach. Ich twarze były puste, a spojrzenia nieobecne.
Wkrótce chłopiec otrzymał zadanie sprowadzenia do domu najsilniejszego i najmądrzejszego zwierzęcia w lesie – feniksa ukrytego głęboko w głuszy. Ostatni rysunek przedstawiał chłopca zagubionego w gęstym lesie. Jego niepokój był podkreślony na obrazku przez cienie i stworzenia, których nie mógł dostrzec, ale słyszał ich głosy. Szeptały, że wiedzą, po co przyszedł.
Hermiona podniosła głowę i odkryła, że Draco patrzy na nią ze zdumieniem. Tak jakby obserwowanie, jak czyta jego historię, było dla niego tak samo wspaniałe, jak dla niej świadomość, że Draco Malfoy stworzył najbardziej autorefleksyjne dzieło sztuki, jakie kiedykolwiek trzymała w dłoniach.
— Chłopiec złapie feniksa? — zapytała Hermiona zachrypniętym głosem.
— Znasz odpowiedź na to pytanie, Granger — odpowiedział Draco, zaciskając usta w wąską linię. Znała odpowiedź. Wiedziała, ile chłopiec straci, zanim znajdzie sposób na wyjście z ciemności.
Przypominało jej to o własnej stracie. O rezygnacji z istoty jej istnienia.
Hermiona przełknęła ślinę, po czym nie zastanawiając się długo nad tym, co chce powiedzieć, wyznała:
— Moi rodzice nie wiedzą, kim jestem. Nie wiedzą, że mają córkę.
Draco zmarszczył brwi na tyle mocno, że poczuła potrzebę potarcia skóry między jego idealnymi brwiami, aby ją wygładzić.
Łzy paliły ją w oczach i gardle, palce zaciskały się na krawędziach szkicownika, a papier mocno wrzynał się w jej dłonie.
— Rzuciłam na nich Obliviate i zmusiłam ich do przeprowadzki do Australii, zanim ukryłam się z Ronem i Harrym. Uważałam, że powinnam tak zrobić. Że to zapewni im bezpieczeństwo.
— Obliviate jest nieodwracalne, prawda? — zapytał Draco, a kąciki jego ust opadły jeszcze bardziej.
Hermiona wzruszyła ramionami.
— Są eksperci, którzy mogliby pomóc przywrócić im kilka kluczowych wspomnień, ale to żmudny proces. Wymazanie dziecka z pamięci rodziców nie jest takie proste. Musiałam usunąć ich najgłębsze, najszczęśliwsze wspomnienia. Coś takiego pozostawia po sobie głęboki ślad w umyśle osoby, na której użyto zaklęcia.
Hermiona przełknęła ślinę, walcząc z uciskiem w gardle i łzami, które jeszcze nie zaczęły kapać, ale już przysłaniały jej wzrok.
— Nie mogę nawet zatrudnić żadnego z tych ekspertów, żeby sprawdzić, czy da się coś zrobić, jeśli sami mi na to nie pozwolą.
— Rozumiem, że tego nie zrobili?
— Są bardzo pragmatycznymi ludźmi. Oczywiście, że nie przyjęli dobrze przypadkowej dziewczyny, która nagle pojawiła się przed ich drzwiami i powiedziała im, że jest czarownicą i ich dawno zaginioną córką. Powinnam była się tego spodziewać.
Chciałaby zapomnieć o współczującym spojrzeniu matki, kiedy australijska policja nagle przybyła do ich domu. Chciałaby nie musieć pamiętać, jak jej ojciec stanowczo wpatrywał się w plamę na dywanie.
Proszę, poszukaj pomocy, której potrzebujesz, kochanie .
Głos jej matki, ochrypły, ale surowy, towarzyszący jej po wyjściu z domu, wyrył się głęboko w jej umyśle niczym drzewo, które Hermiona wyrzeźbiła w gumie podczas zajęć plastycznych w szkole podstawowej jako prezent na Dzień Matki.
Znów przypomniała sobie o dużej wiśni przed ich starym domem i pomyślała, że nigdy więcej jej nie zobaczy.
Smutek ciasno spowijał jej płuca, wypychając z nich powietrze i nie pozwalając mu wrócić do środka. To był ten rodzaj żalu, przed którym latami uciekała. Taki, jakiego nie pozwalała sobie odczuwać w obawie, że może się w nim zatracić.
Hermiona z westchnieniem pokręciła głową, a ruch ten spowodował, że łzy z jej rzęs potoczyły się po policzku.
— Przepraszam — wykrztusiła, wycierając dłońmi zimne łzy. — Nie powiedziałam jeszcze nawet Harry’emu i Ronowi, nie wiem dlaczego…
Draco nic nie odpowiedział, nie pocieszył jej, ale też nie zganił jej za słabość. Siedział spokojnie, a ona nawet nie była w stanie stwierdzić, czy oddycha. Siedział na tyle nieruchomo, że Hermiona nie mogła pozostać w miejscu, nerwowo próbując zamknąć jego szkicownik i położyć go na pustym krześle. Kiedy ich spojrzenia ponownie się spotkały, w jego oczach dostrzegła emocje, których nie potrafiła nazwać. To była najbardziej absurdalna sytuacja w jej niedawnej przeszłości.
— Nie masz żadnego dowodu? Aktu urodzenia? Zdjęć?
Jeszcze raz pokręciła głową.
— Zniszczyłam je wszystkie. Chciałam mieć pewność, że żaden Śmierciożerca nie będzie w stanie powiązać ich ze mną.
Między nimi zawisła cisza, surowa i zbyt szczera, której macki wiły się i oplatały wokół wypowiedzianego przez nią słowa określającego popleczników Voldemorta. Jakby chcąc przypomnieć jej, z kim rozmawia, Draco uniósł rękę, położył ją wnętrzem do góry, a spod rękawa jego koszuli ukazał się zarys jego znaku. Jednak to, zamiast odepchnąć ją, co prawdopodobnie było jego celem, sprawiło, że Hermiona zastanowiła się, dlaczego nie zauważyła wcześniej, że nawet w najcieplejsze dni Draco nigdy nie nosił w jej towarzystwie krótkich rękawów.
A jego otwarta dłoń wyglądała tak, jakby przywoływał ją, żeby chwyciła go za rękę, zacisnęła swoje zimne i zdrętwiałe palce wokół jego i sprawdziła, czy one też są ciepłe. Ale w chwili, gdy jej palce drgnęły, Draco wstał, wziął jej miskę makaronu i poszedł podgrzać go w kuchence mikrofalowej, skutecznie przerywając tę chwilę między nimi.
Później tej samej nocy, całkowicie rozbudzona Hermiona wpatrywała się w sufit. Wrażliwość wkradła się głęboko do jej wnętrza. To uczucie, do którego nigdy nie chciała się przyznać.
Nie była słaba. Ani sentymentalna. Lubiła też regularnie udowadniać to sobie.
A mimo wszystko…
Tej nocy jej skóra była tak podrażniona, jakby ktoś ją szorował. Jej kurczące się wnętrzności odsłonięte pod drażniącą koszulą. W ustach czuła mrowienie słów, które chciała cofnąć i zepchnąć daleko, daleko w głąb.
Odwróciła głowę i spojrzała na telefon leżący na stoliku nocnym z nadzieją, że zadzwoni tak samo jak poprzedniego wieczoru.
Może gdyby usłyszała go jeszcze raz, mogłaby wtulić się w jego słowa, ukryć się w głębi jego głosu i pozwolić, by jej ból przeniknął do jego melodii.
Może była głupia.
Być może zaczynała czuć coś do kogoś, kto tak naprawdę nie istniał. Do osoby, którą tworzyła w swoim umyśle z pobożnych życzeń, cegła po cegle, aby móc usprawiedliwić swoje zainteresowanie nim.
Prawdopodobnie w tej chwili kpił z niej i wyśmiewał ją, rozmawiając z Pansy.
Ta myśl powinna przerazić ją tak samo jak jego Mroczny Znak. Ale Hermiona nie mogła już sobie przypomnieć, dlaczego kiedyś nienawidziła go tak bardzo i dlaczego wciąż powinna go nienawidzić.
Zamiast tego pomyślała o jego otwartej, dużej dłoni wyciągniętej przed nią na stole. O niebieskich żyłach na bladej skórze. O spince do mankietu trzymającej koszulę na swoim miejscu i ukrywającej przed nią złowrogi znak. I wyobraziła sobie, jak kładzie palce na jego pulsie, muskając nimi środek jego dłoni i długie palce.
Pozwolę ci oszukać mnie tylko raz, Draco Malfoyu , pomyślała, zaciskając oczy, by mrugnięciem odpędzić rzeczywistość. Więc mnie oszukaj.
Chapter 5: Nie obchodzi mnie, czy naprawdę ci zależy
Chapter Text
Czerwiec 2001 - część trzecia
Mogła spodziewać się wszystkiego po tym wieczorze, ale na pewno nie tego, że Artur Weasley nie umiał przegrywać.
Razem z Draco patrzyła, jak mężczyzna znika w głębi domu, mamrocząc pod nosem przekleństwa, a odbijający się od szyby zielony błysk Fiuu potwierdził, że naprawdę sobie poszedł. Może powinni byli potraktować poważniej jego wybuch złości, bo gdy wspólnie zaatakowali go podczas rozgrywki w UNO, nie mógł już dłużej utrzymać w rękach wszystkich dobranych kart do gry.
— Czy on właśnie wyszedł? — zapytał blondyn, wpatrując się w drzwi.
— Myślę, że przegranie sześć razy z rzędu nadwyrężyło jego ego — zachichotała Hermiona. Odłożyła zakryte karty na stół ogrodowy, na którym stała butelka wina i trzy kieliszki. — Mogliśmy trochę mu odpuścić.
— To nie moja wina, że ciągle używałaś kart zmiany kierunku. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko kazać mu dobierać — oskarżył ją Draco.
Zmrużyła oczy i uśmiechnęła się do niego. Jakby oboje nie wiedzieli, że oskarżenia pana Weasleya były słuszne.
Położyła kolejną kartę, niebieską szóstkę, i czekała na jego kolejny ruch.
— Gdzie wybierzesz się po tym wszystkim? Z powrotem do Dworu Malfoyów?
— Nie, nie na razie — odpowiedział. — Matka zaplanowała, jak to nazwała, „wycieczkę po kontynencie”. Chce wyjechać pojutrze i zabrać mnie do Europy Zachodniej, do jej przyjaciół. Myśli, że dzięki temu moja magia będzie tak samo silna, jak... — Machnął dłonią w stronę domu. — przed tym wszystkim.
— To brzmi wspaniale — odpowiedziała Hermiona, chociaż jego odpowiedź uświadomiła jej, że po jutrzejszym dniu już więcej się nie zobaczą.
Nie, żeby miała nadzieję, że będzie chciał znów się z nią zobaczyć, gdy odzyska magię. Nigdy nie byłaby taka głupia. Jednak wciąż trochę bolała ją myśl, że to wszystko pęknie jak bańka, kiedy ostatnia pozycja na liście – podróż mugolskim pociągiem do leżącego nad oceanem pobliskiego miasta – zostanie jutro odhaczona.
— Chyba tak — zgodził się Draco. — Ma przyjaciół pośród bardzo potężnych czarodziejów , zwłaszcza w Paryżu i Wiedniu. To przygotuje mnie do zostania spadkobiercą Malfoyów, zgodnie z jej wolą.
— Rozumiem — odparła Hermiona, przygryzając dolną wargę. Nie powinna być zdziwiona. Oczywiście, że wróci do swojego świata wypełnionego czystokrwistymi tradycjami i majątkiem przodków.
To miejsce było zaledwie snem, a jego odpowiedź po prostu odsłoniła prawdę, którą zawsze znała. Kiedy wrócą do rzeczywistości, wieczór, podczas którego grała w UNO z Draco Malfoyem, będzie wydawał się tylko wytworem jej wyobraźni.
— Kiedy wyjeżdżasz do Durmstrangu? — zapytał z nutą niepewności w głosie.
— Za miesiąc.
Mruknął w odpowiedzi, wpatrując się w swoje trzy ostatnie karty, jakby w tej właśnie chwili podejmował bardzo ważną decyzję.
— Zastanawiałem się, czy nie poprosić jej, żeby odwołała wyjazd.
— Naprawdę — sapnęła. — Dlaczego?
Draco potrząsnął głową, po czym rzucił na stos kolejną kartę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Hermiona odniosła szalone wrażenie, że blondyn czeka, aż poprosi go, aby został. Prawdopodobnie nie to próbował jej przekazać, a były to tylko jej złudne nadzieje, ale mimo wszystko jej serce zaczęło jednocześnie trzepotać i tonąć.
Nawet gdyby, co było wysoce nieprawdopodobne, zasugerował ich wspólną przyszłość, nie mogła dać mu nadziei na coś więcej po tym, jak zostanie zwolniony z programu. Nie tylko dlatego, że nie była jeszcze gotowa na kolejny związek czy dlatego, że nie planowała zostawać dłużej w jednym miejscu, ale także dlatego, że próba przeniesienia tego czegoś do prawdziwego świata byłaby szaleństwem.
Draco Malfoy i Hermiona Granger należeli do tego miejsca. Do tego domu, gdzie mogli udawać, że przyklejone im łatki nie istnieją, a ich przeszłość nie ma znaczenia.
Poza tą bańką nie było dla nich miejsca.
Przynajmniej nie dla nich razem.
— Powinieneś jechać — powiedziała Hermiona, przełykając gulę w gardle. Kąciki jego ust zadrżały i pociągnął nosem, jakby nie spodziewał się innej odpowiedzi. — To brzmi jak świetna okazja.
— Z pewnością tak jest — zgodził się. — Moja matka uważa, że to mi pomoże… wyzdrowieć. — Ostatnie słowo sprawiło, że przewrócił oczami. — Właśnie tego mi potrzeba po tej całej Metamorfozie i Uzdrawianiu, jak sądzę.
Hermiona zaśmiała się z jego uwagi nawiązującej do nazwy programu M.U.G.O.L.E.
Nie chciała jednak przyznać, że w tej kwestii zgadza się z jego matką. W końcu sama nie dbała o swoje zdrowie psychiczne, więc kim była, żeby go pouczać? Wydawało się jednak logiczne, że Draco potrzebował czasu na przemyślenie i odnalezienie swojego miejsca na ziemi. Kolejny powód, dla którego nie mogła poprosić go, żeby został, dopóki ona nie wyjedzie do Durmstrangu.
— UNO — powiedziała Hermiona, patrząc jak blondyn, dobiera jeszcze jedną kartę, zanim ona rzuciła ostatnią.
Ale kiedy spojrzała na stos, radość ze zwycięstwa straciła sens.
Po zebraniu kart do pudełka Hermiona wyciągnęła ministerialną listę i skreśliła kolejne dwa punkty: granie w planszówki i przyjęcie z grillem.
Musiała się ogarnąć i podejść do całej sytuacji z większym dystansem. To miał być wakacyjny romans. Naprawdę musiała przestać doszukiwać się w jego słowach i zachowaniu czegoś, czego wcale w nich nie było.
Zamiast tego, przypomniała sobie chwilę, kiedy pan Weasley i Draco próbowali rozgryźć, jak sprawić, by węgiel w grillu się żarzył. Dmuchali na niego pod różnymi kątami, aż zrobili się sini na twarzy.
Uśmiechając się do siebie, jeszcze raz prześledziła listę wzrokiem.
Draco miał jeszcze do zrobienia tylko dwie rzeczy, więc Hermiona zdecydowała, że taniec do mugolskiej muzyki będzie ostatnią sprawą, którą będą się dzisiaj zajmowali. W tym celu zabrała nawet ze sobą odtwarzacz CD pożyczony od dawnej przyjaciółki z podstawówki i swoją płytę z hitami ostatniej dekady.
Hermiona była tak upojona wypitym winem i wszystkimi swoimi zwycięstwami w UNO, że wydawało jej się, że jest w stanie tańczyć na patio do piosenki Spice Girls. Co więcej, odwróciłoby to jej uwagę od niepokojącego pieczenia, które gromadziło się w okolicy jej klatki piersiowej od czasu ich rozmowy.
— Okej — powiedziała Hermiona, uderzając długopisem o stół i odnajdując jego spojrzenie. — Gotowy?
— Chcesz, żebym do tego tańczył? — zapytał Draco z grymasem, gdy utwór Wannabe popłynął z odtwarzacza stojącego na jednym z metalowych krzeseł. — Na pewno nie.
— Och, no weź — zaśmiała się, chwytając go za nadgarstek i próbując podnieść. Był sztywny i nieruchomy jak kłoda .
— Jeżeli sądzisz, że zrobię z siebie darmowe widowisko, to się grubo mylisz. — Uśmiech na jego twarzy nie wróżył nic dobrego. — Co o tym myślisz, Granger? Chyba najwyższy czas, żebym wreszcie skorzystał z jednej ze swoich przysług?
Jej tętno drastycznie przyspieszyło, gdy zobaczyła jego zarozumiały wyraz twarzy. Zawsze miała się na baczności, czekając na moment, gdy w końcu zwróci się do niej z jakąś absurdalną prośbą. Hermiona przechyliła głowę na bok i rzuciła mu wściekłe spojrzenie, przez co tylko uśmiechnął się szerzej.
— Myślę, że powinnaś zaprezentować mi różne style mugolskiego tańca, a ja zdecyduję, który z nich chcę zatańczyć.
Prychnęła a jej serce znów podskoczyło.
— Na to chcesz wykorzystać swoją przysługę? Nie możesz być poważny.
— Tak poważny, jak Snape w temacie olewania pielęgnacji swoich włosów.
Jego riposta sprawiła, że oboje niemal parsknęli śmiechem, ale po chwili radość w oczach blondyna przygasła, jakby właśnie zdał sobie sprawę, że mówił źle o zmarłym. O kimś, kto uratował go przed całkowitą destrukcją.
Hermiona wolałaby nie wiedzieć, jak to jest zapomnieć o tym, co się straciło, dopóki przypadkowe wydarzenie lub zdanie nie sprowadzi cię na ziemię. Jak często wydawało jej się, że Fred nadal żyje i dokończy zdanie George’a, tylko po to, by zdać sobie sprawę, że nigdy nie usłyszy jego zabawnego żartu.
Odsunęła się od stołu, aby uciec przed tym szczególnym rodzajem smutku, wzięła głęboki oddech i nacisnęła przycisk na pilocie, decydując, że będzie tańczyć do utworu, który będzie następny. Jak na złość, usłyszała dźwięki Macareny .
— Szykuj się na dawkę kultury, Malfoy — powiedziała. Na jej twarzy pojawiło się coś co, jak miała nadzieję, wyglądało nie jak grymas, a jak zarozumiały uśmieszek. Uważała się za ekspertkę, ponieważ niezliczoną ilość razy tańczyła macarenę na przyjęciach urodzinowych swojej przyjaciółki podczas wakacji. Jednak gdy dotarła do momentu, w którym wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni, nieświadomie dając Malfoyowi widok z pierwszego rzędu na jej kołyszący się tyłek, z jej ust wyrwał się histeryczny śmiech.
Przerzuciła włosy przez ramię i spojrzała na blondyna, a jej serce podskoczyło wraz z nią, gdy dostrzegła jak z niedowierzaniem gapi się na nią, próbując stłumić śmiech. Być może powinna być zawstydzona i skrępowana, ale zamiast tego poczuła się tak samo silna jak tamtego dnia, kiedy udawała orgazm w księgarni. Coś sprawiało, że gdy była obserwowana przez Draco Malfoya, traciła wszelkie zahamowania i była najbardziej prawdziwą wersję siebie.
W słabym świetle pochodni, które wbili w ziemię na czas grilla, jego oczy wydawały się prawie czarne, a pięknie wyrzeźbiona twarz promieniała.
— No dalej, Malfoy, zatańcz ze mną macarenę — poprosiła niewinnie, jakby nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że potrząsa tyłkiem przed czarodziejem wychowanym w systemie wartości piętnastowiecznego księcia.
— Po moim trupie.
— To nie twój styl, co?
— Mugole nazywają to tańcem? Wygląda to raczej jak przywoływanie . Jestem prawie pewien, że za chwilę spadnie na nas deszcz kurczaków.
Mrugnęła do niego żartobliwie i znów nacisnęła przycisk. Podniecenie krążyło w jej żyłach, a brzuch wypełniły motyle. Przy utworze Ace of Base, najlepiej jak potrafiła, naśladowała ruchy niezdarnych mugoli, którzy nieporadnie tańczyli w klubach odwiedzonych kilkukrotnie z Ginny.
— A co to za taniec? — zapytał Draco z niedowierzaniem, gdy przestępowała z nogi na nogę, machając ramionami wzdłuż ciała.
— Typowy koleś w klubie — odparła, unosząc ręce przed siebie i poruszając pięściami w górę i w dół. — Powiedziałabym, że idealny dla ciebie. Dla urozmaicenia możesz też użyć samczego przygryzu . — Aby zademonstrować, przygryzła dolną wargę górnymi zębami.
Draco parsknął śmiechem.
— Jeśli kiedykolwiek zobaczysz mnie tańczącego w ten sposób, proszę, potraktuj mnie Avadą .
W odpowiedzi Hermiona zmarszczyła nos i przełączyła piosenkę.
— Och, ale to z pewnością potrafisz! — zawołała, gdy usłyszeli utwór Narcotic zespołu Liquido. — Ten taniec polega po prostu na skakaniu.
Podgłosiła i uniosła jedną rękę nad głowę, podskakując w rytm refrenu. Hermiona czuła, jak rąbek jej zwiewnej, letniej sukienki unosi się przy każdym podskoku. Jej loki powiewały dziko i czuła się... wolna.
Cudownie wolna.
— No dalej. Skacz, Malfoy — zawołała, przekrzykując głośną muzykę i wyciągając do niego rękę. W odpowiedzi po prostu potrząsnął głową. Kąciki jego ust drżały, co oznaczało, że obserwowanie jej sprawiało mu taką samą przyjemność, jaką ona czerpała z bycia przez niego obserwowaną.
Znów nacisnęła przycisk. Kolejna piosenka. Coś wolniejszego, bardziej zmysłowego. Piosenka Moby’ego, której tytułu nie mogła sobie przypomnieć, ale w której od razu się zatraciła. Znów uniosła ręce nad głowę, zamknęła oczy i poruszała nadgarstkami w rytm łagodnej melodii, a jej ciało kołysało się delikatnie na ciepłym wietrze. Wiedząc, że on uważnie ją obserwuje, pozwoliła głowie opaść na ramię. Loki łaskotały jej odsłoniętą skórę.
Przez chwilę istniała tylko tu i teraz. Tylko ona, muzyka i palące spojrzenie Draco. Przez tę jedną, wyjątkową chwilę po raz pierwszy od lat poczuła się spełniona. Wszystkie elementy były na swoim miejscu, idealnie ułożone. Żadnej walki samej ze sobą ani ze swoimi emocjami.
Po prostu była.
W tej chwili, razem z nim.
Istniała.
Gdy otworzyła oczy, Draco znów miał rozchylone usta, a jego pierś falowała, nie ze śmiechu, a z innego powodu. Hermiona prawie potknęła się i zaschło jej w ustach, gdy zrozumiała, co oznacza wyraz jego twarzy. Żar jego spojrzenia spłynął z jej piersi aż do brzucha, gdzie zapłonął mocniej i ścisnął jej wnętrzności .
Pragnęła, by wstał; by w tym tańcu chciał jej towarzyszyć. Wzięła głęboki oddech i znów zamknęła oczy. Wyobraziła sobie, jak Draco powoli podnosi się z krzesła i pokonuje dzielący ich dystans. Chwyciła swoje loki obiema rękami. Kołysała biodrami, a wyimaginowane dłonie na jej talii prowadziły ją w jego kierunku. Prawie mogła poczuć jego ciepło, jego szczupłe ciało wtulające się w nią, usta delikatnie muskające linię jej włosów.
Hermionie zaparło dech w piersiach, a stłumiony jęk ugrzązł jej w gardle, gdy wyobraziła sobie biodra Draco, które ocierały się o nią, w powolny i przemyślany sposób.
Znów mrugnęła. Nadal siedział na krześle. Obserwował ją, zapatrzony w punkt, gdzie jej piersi napierały na dekolt sukienki. Lecz gdy już miała wyciągnąć do niego rękę, by zachęcić go do tego, co od kilku dni wisiało w powietrzu, piosenka dobiegła końca, a wraz z nią odpowiedni moment.
Chwilę później rozległo się radosne, delikatne brzmienie ksylofonu, i Hermiona zastygła w bezruchu.
Z jakiegoś powodu utwór Dancing in the Moonlight sprawił, że Draco w końcu wstał i pokonał odległość między nimi tak szybko, że Hermiona ledwo zdążyła wziąć kolejny oddech, zanim znalazła się w jego ramionach. Nie uważała, żeby była dobra w tańcu z partnerem, ze względu na swoją koordynację ruchową i te sprawy.
Kiedy podczas różnych uroczystości była zmuszona do tańczenia z Ronem, często potykali się i deptali sobie po palcach. Była po prostu zbyt uparta, żeby pozwolić się poprowadzić. To nie była jego wina.
Z Wiktorem było nieco łatwiej. Jego pewność siebie sprawiła, że łatwiej było jej za nim podążać.
Nic jednak nie mogło przygotować jej na lekkość, z jaką Draco poprowadził ją przez proste kroki. Jej ciało mu ulegało, jakby było stworzone tylko do tego. Zachichotała, zaskoczona, podnosząc na niego wzrok. Czuła mrowienie w dłoni, którą trzymał. Jego druga ręka spoczywała na dolnej części jej pleców.
Szczerzył się do niej, i to chyba było w tym wszystkim najgorsze.
Draco obrócił ja pod swoim ramieniem, a ona odrzuciła głowę do tyłu. Śmiech rozgrzewał powietrze wokół nich, gdy po chwili znowu znalazła się w jego ramionach.
— Myślę, że bycie wychowanym na „nadzianego palanta” miało jednak swoje zalety — mruknął. Hermiona musiała skupić się i powtórzyć w myślach jego słowa, żeby je zrozumieć.
— Dużo lekcji tańca? — zapytała, domyślając się odpowiedzi.
Skinął głową, nie spuszczając wzroku z jej ust.
— Jesteś piękna, kiedy się śmiejesz.
Tym razem Hermiona naprawdę się potknęła, jej dłoń mocniej zacisnęła się na jego ramieniu, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Z trudem odzyskała równowagę, a serce w jej piersi biło jak oszalałe.
Parę dni wcześniej zdecydowała, że pozwoli omamić się tej nowej wersji Draco. Że nie będzie pytać, ile jest w tym prawdy.
Jednak gdy jego słowa dotarły do niej, powróciła dziewczyna, którą była dawniej – ta, która po usłyszeniu jego obelg wpatrywała się w lustro, uważając, że jest brzydka.
Nigdy nie zastanawiała się nad tym zbyt długo, ale przecież była tylko nastolatką i nie była odporna na jego słowa, mimo że chciała, by Harry i Ron w to wierzyli.
— To całkiem duża zmiana w stosunku do... jeszcze raz, jak mnie nazwałeś, gdy dowiedziałeś się, że ktoś zaprosił mnie na Bal Bożonarodzeniowy? Łopatozębna szlama?
Draco wzdrygnął się, jakby znów go uderzyła, ale ona mocno go przytrzymała, nie pozwalając jego dłoniom oderwać się od jej ciała.
— Nie reaguj tak na to słowo, Draco — powiedziała stanowczo. — Nigdy się go nie bałam. Ani ciebie.
Zacisnął szczękę, ale nie puścił jej. Wręcz przeciwnie, jego palce jeszcze bardziej ścisnęły jej plecy. Hermiona założyła mu ręce na szyję. Blondyn aż wstrzymał oddech, gdy kołysząc się powoli w rytm muzyki, wsunęła palce w jego miękkie, chłodne włosy.
Nie była pewna, czy nadal próbowała coś udowodnić, czy po prostu działała instynktownie.
— Nie musisz wyjaśniać, jak udało ci się pokonać odrazę do mnie — szepnęła, zmniejszając przestrzeń między nimi. Ich ciała otarły się o siebie. — Przecież ja też uważałam cię za raczej wstrętnego. Czy nie nazwałam cię wtedy płochliwą fretką?
— Pamiętam to — zaśmiał się w odpowiedzi. Przyciągnął ją mocniej do siebie, przesuwając dłońmi po jej plecach. Otaczające ją cudowne ciepło i jego zapach przyprawiały o zawrót głowy. — Nikt nie potrafił sprowadzić mnie na ziemię tak jak ty.
— Tak się zastanawiałam — zaczęła, świadoma, że podjęła nieodwracalną decyzję. Jeśli zgodziłby się spędzić z nią jutrzejszą noc w hotelu w miasteczku nad morzem, które mieli odwiedzić, pozwoliłaby mu się oszukać. Zaryzykowałaby, że to wszystko jest dla niego po prostu sposobem na nudę i że opowiedziałby swoim czystokrwistym znajomym o nocy, gdy przeleciał szlamę, bo nie miał innych opcji.
Prawdę mówiąc, ryzykowała także własne serce.
— Proszę, dokończ to zdanie — warknął Draco, ale jego głos zdradzał raczej desperację niż zniecierpliwienie.
— Jutro — ciągnęła, tłumiąc nerwy i przesuwając paznokciami po jego karku.
— Co z jutrem?
Bogowie, jego włosy były cudowne w dotyku. Takie krótkie i o wiele bardziej jedwabiste niż cokolwiek, czego wcześniej dotykała.
— Może moglibyśmy... — Hermiona skrzywiła się, gdy jego włosy ponownie prześlizgnęły się jej przez palce. — Czekaj. — Oparła dłonie na jego ramionach i spojrzała na niego podejrzliwie. — Twoje włosy... Tylko nie mów mi, że sam je ściąłeś?
Jego twarz wyraźnie spochmurniała, i choć próbował to ukryć, nie był wystarczająco szybki, by prawda nie wyszła na jaw.
— O bogowie! — zawołała, odsuwając się od niego. — Już nieraz byłeś sam w mieście, prawda?
Dłonie Draco zsunęły się z jej talii, a usta wykrzywiły się w sposób, który sugerował, że jest raczej niezadowolony z jej pytań.
— Mów prawdę, Malfoy, bo przysięgam...
— Chodzę do fryzjera w miasteczku — odpowiedział. — Jeśli myślisz, że będę wyglądał jak Hagrid tylko dlatego, że nie władam magią...
— Och, oczywiście — prychnęła, krzyżując ramiona na piersi. Ignorowała to, jak bardzo jej ciało pragnęło wrócić w jego objęcia. — Co jeszcze przede mną ukrywasz?
— Nic — odpowiedział szybko Draco, robiąc krok w jej stronę. — Przysięgam.
Hermiona cofnęła się, potrząsając głową.
— Więc to wszystko było dla ciebie tylko żartem? Już dawno ukończyłeś listę, ale pomyślałeś, że zabawnie będzie, gdy też będę w tym uczestniczyć?
Draco zmarszczył brwi.
— Co? Nie, oczywiście, że nie. Nikomu nie przyszło do głowy, by zapytać, dlaczego moje włosy nie są coraz dłuższe, a ja nie widziałem potrzeby, żeby się z tego tłumaczyć.
— Ale wiedziałeś, że to było na liście — zarzuciła mu Hermiona. — Wiedziałeś, że po tym — wskazała na nich, nawiązując do ich tańca — nie będziemy musieli jechać jutro na wycieczkę.
Wzruszył ramionami i spojrzał gdzieś w przestrzeń za nią.
— Dlaczego to takie ważne, kiedy skończyłem tę głupią listę?
Hermiona westchnęła z frustracją. Jego słowa obudziły jej najgłębszy lęk. Że nigdy jej nie chciał i nie była mu potrzebna. Że to wszystko było tylko stratą czasu. Sposobem, żeby się zabawić. To wydawało się kompletnie nielogiczne – przecież sam świadomie dystansował się od swojej magii. A jednak, może to właśnie na tym polegała tajemnica Draco Malfoya. Może bardziej podobało mu się obserwowanie, jak robi z siebie idiotkę, umizgując się do niego i oferując mu przysługi, niż perspektywa odzyskania magii. Być może mścił się na niej za to, że widziała go w chwili słabości. Może wszystkie te flirty były podstępem i tylko czekał na idealną okazję, żeby roześmiać się jej w twarz.
W jej umyśle pojawił się obraz: jego twarz wykrzywiona w grymasie pogardy, spojrzenie tnące jak ostrze miecza. Naprawdę myślałaś, że pobrudzę sobie ręce szlamą?
Ta myśl zmroziła jej krew.
— Więc kiedy tak naprawdę skończyłeś listę? — zapytała ostro, odrzucając na bok obawę, że ją oszukiwał, i skupiając się na prawdziwym gniewie, który pulsował w jej żyłach. — Co jeszcze zrobiłeś, o czym nie raczyłeś mi powiedzieć?
Draco westchnął, przestępując z nogi na nogę.
— Lee, ten fryzjer, kilka razy zaciągnął mnie na wieczorek pokerowy z jego emerytowanymi kumplami. A kiedy mój opiekun przestał dostarczać mi jedzenie, mogłem kilka razy wprosić się do niego na obiad. Oglądaliśmy razem telewizję, a on opowiadał mi o swoim życiu. Jest jednym z najmniej odrażających mugoli, jakich spotkałem. Jest na tyle stary, że brał udział w jakiejś mugolskiej wojnie, więc rozumie... i ma cięty język.
Kiedy zobaczył, że wyraz twarzy Hermiony zmienia się ze złości w niedowierzanie, znowu się zamknął.
— Niewiarygodne — mruknęła. — Wizengamot pomyśli, że jestem kompletną idiotką, ponieważ nigdy nie zapytałam, dlaczego twoje cholerne włosy tak wyglądają. Powinnam być sprytniejsza. Dostałam polecenie, by od razu meldować o wszelkich postępach!
Wiedziała, że nie mówi tego, co naprawdę chciała powiedzieć. Ale przecież nie mogła do niego krzyknąć: Czy kiedykolwiek w ogóle ci na mnie zależało? A może to wszystko było tylko jakąś pokręconą, ślizgońską grą?
Draco przewrócił oczami, jakby opinia pracowników Ministerstwa na temat ich sytuacji była dla niego kompletnie bez znaczenia.
— Nie sądziłem, że będziesz czepiać się zasad.
— Tu nie chodzi o te cholerne zasady — wypaliła Hermiona z irytacją. — Ciężko harowałam, żeby tak szybko jak to możliwe zbudować sobie pozycję w Ministerstwie. Moja propozycja uregulowania praw skrzatów domowych jest właśnie opiniowana przez Kingsleya i jego doradców. Jeśli wyjdzie na jaw, że jakiś zarozumiały czystokrwisty bufon mnie wykiwał...
— Brzmisz, jakby ta przeklęta lista wpłynęła na twoje życie — syknął Draco. Skrzyżował ramiona na piersi i zacisnął szczękę. — Zejdź na ziemię, Granger. To ja tutaj siedzę jak w więzieniu . Nie wszystko kręci się wokół ciebie.
Jego słowa zabolały, jakby ją spoliczkował. Ten przytyk nie był dla niej niczym nowym. Ron często zarzucał jej, że bardziej dba o siebie niż o niego. I być może dlatego nie mogła tego tak zostawić.
— Jak, do cholery, śmiesz, Draco Malfoyu?! Czy ty wiesz, ile czasu... — Wzięła głęboki oddech, podeszła do stołu i uderzyła dłonią w listę. — Ile wysiłku w to włożyłam?
— Bardzo mi przykro, że sprawiłem ci kłopot moją karą, ale nigdy nie prosiłem... — odparł z wrednym uśmieszkiem, ale ona nie zamierzała pozwolić mu na kolejną tyradę.
— Musiałam całkowicie przeorganizować moją pracę w Ministerstwie, żeby być twoją niańką! Pracowałam do późnych godzin nocnych, żeby wyrobić się z terminami. Wszystko po to, żeby upewnić się, że wyciągniemy cię stąd przed końcem lata. Pojechałam do Dworu Malfoyów – miejsca, w którym byłam, do cholery, torturowana – żebyś mógł porozmawiać ze swoją matką! Nawet zawarłam z tobą tę śmieszną umowę. Siedemnaście okazji, żebyś mnie upokorzył. Wszystko po to, żebyś nie wylądował w Azkabanie.
Kiedy zobaczyła jego zaskoczone spojrzenie, oparła ręce na biodrach.
— Tak, Draco, bo właśnie tam byś skończył, gdybyś nie ukończył tej listy! Więc jak śmiesz oskarżać mnie o to, że wszystko sprowadzam do siebie? Mam prawo być zła, że nie powiedziałeś mi prawdy. Że spędziłam tak wiele czasu, pomagając ci, gdy to wszystko mogło być zupełnie zbędne. Powinieneś być wdzięczny, że tak bardzo mi zależy! — Znów chciał coś powiedzieć, ale Hermiona jeszcze nie skończyła: — Zanim zarzucisz mi, że robię to dla własnych korzyści albo że traktuję cię jako mój „projekt”, zastanów się, dlaczego zawsze spodziewasz się po ludziach najgorszego. Jest mi bardzo przykro, że nie rozumiesz, czym jest empatia, ale twoja niezdolność do troski o drugą osobę nie oznacza, że inni też tak mają!
— Skończyłaś już? — burknął Draco, sztywno opuszczając ramiona wzdłuż ciała.
Tak jej się wydawało. Nie była pewna. W jej głowie panował chaos, a pierś unosiła się pod materiałem sukienki. Nie umiała już nawet powiedzieć, dlaczego jest wściekła i czemu to wszystko jest dla niej tak ważne. Wiedziała tylko, że czuje frustrację. Frustrację, że trzymał ją w niewiedzy. Frustrację, że teraz będzie musiała go puścić wolno.
— Tak — powiedziała cicho.
— Mogę coś powiedzieć?
Hermiona potrzebowała chwili, by zebrać myśli. Jej nerwy drżały, gdy przygotowywała się na ostre, bolesne słowa, które z pewnością miały paść z jego ust.
Kolejny głęboki wdech, a potem:
— Tak.
— Przepraszam.
Hermiona zamrugała, a potem potrząsnęła głową. Na pewno się przesłyszała.
Ale on uparcie powtórzył:
— Masz rację. Nie powinienem był kłamać. Przepraszam.
Pod wpływem jego słów cała jej złość natychmiast wyparowała. Nigdy nie spodziewałaby się usłyszeć przeprosin z ust Draco Malfoya.
Zsunęła dłonie z bioder.
— Dlaczego skłamałeś?
Blondyn wypuścił powietrze przez zaciśnięte usta, a potem przeczesał dłonią swoje idealnie ułożone włosy.
— Na początku nie chciałem przyznać, że wykonałem już wszystkie zadania.
— A później? — zapytała, jeszcze bardziej tracąc rezon.
Zastygł w bezruchu na tak długo, że niemal czekała na jego wyznanie. Nadzieja i niepokój toczyły w niej wewnętrzną walkę. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby powiedział, że to wszystko było jedynie jego sposobem na to, by spędzać z nią więcej czasu. Być może odczytał tę niepewność z jej twarzy, bo wzruszył ramionami, a na jego twarz powróciła stoicka maska.
— Chyba po prostu nie chciałem, żebyś dowiedziała się, że zaprzyjaźniłem się z mugolem.
Hermiona mruknęła w odpowiedzi, usiłując ukryć swoje rozczarowanie. Zapewne bez powodzenia.
— Cóż, to by było na tyle — powiedziała z wymuszonym uśmiechem, wzruszając ramionami. — Gratulacje, Malfoy. Ukończyłeś program M.UG.O.L.E. Wrócę jutro rano z kimś z Ministerstwa, by przywrócić ci magię.
Chciała odejść, lecz gdy próbowała go minąć, chwycił ją za nadgarstek. Hermiona spojrzała na jego długie palce zaciskające się na jej skórze , a potem z powrotem na niego.
— A co z jutrzejszą wyprawą nad ocean?
— Nadal chcesz jechać? — zapytała, czując, jak jej puls przyspiesza. — Możesz odzyskać swoją magię już jutro rano. Nie tego chciałeś przez ten cały czas?
Draco otworzył usta, jakby miał wiele do powiedzenia, ale przez dłuższą chwilę nie odezwał się ani słowem. Mogła bez trudu wyrwać się z jego uścisku, lecz sposób, w jaki na nią patrzył, sprawił, że zamarła.
— Tak — powiedział wreszcie z nutą rezygnacji w głosie. — Oczywiście. Tego właśnie chcę.
Hermiona spróbowała się uwolnić, ale jego palce zacisnęły się mocniej.
— Przynajmniej możemy spróbować jeszcze raz? — zapytał. Jego słowa brzmiały bardziej jak błaganie niż rozkaz. — Jeśli dzisiejsza noc jest naszą ostatnią, pożegnajmy się jak dorośli. Mogłabyś wygłosić jakąś mowę. Niechętnie przyznać, że nie jestem całkowicie nie do zniesienia?
Hermiona wiedziała, że jego delikatne żarty są próbą rozładowania napięcia między nimi. Chciał, żeby została. I ona też tego chciała. Chciała przekonać się, co przyniesie im ta ostatnia noc. Ale jej serce pękło i czuła się zbyt wrażliwa, zbyt zraniona.
— Robi się zimno — skłamała, myśląc, że to przekona go, że lepiej zakończyć ich relację od razu, niż przedłużać ją aż do niezręcznego pożegnania.
Draco puścił jej nadgarstek i skinął głową.
— Poczekaj tutaj.
Zniknął wewnątrz domu, zanim zdążyła zaprotestować. Wrócił po kilku chwilach trzymając w rękach narzutę z sofy.
— Draco... — jęknęła Hermiona, ale on zignorował jej cichy protest i zarzucił koc na jej nagie ramiona.
— Gałązka oliwna od rodu Malfoyów. Wykonany z najdoskonalszej wełny, jaka kiedykolwiek okrywała owce.
— Jestem prawie pewna, że to poliester.
Gdy nie oskarżył jej o wymyślenie kolejnego słowa, ale mocniej okrył ją kocem, przytulając ją tak długo, że trwało to niczym wieczność, Hermiona niechętnie uniosła wzrok i ponownie spojrzała na niego.
Jego spojrzenie było łagodne. Fakt, że opuścił swoje bariery, ostatecznie przełamał jej nikły opór wobec niego. Nigdy nie widziała go tak otwartego i szczerego. Trudno jej było zrozumieć, jak ten młodzieńczy, pełen nadziei mężczyzna może nosić przez większość czasu stoicką maskę.
Więc kiedy puścił koc i z gracją wyciągnął do niej otwartą dłoń, wiedziała, że znów się w nim zatraciła.
Podała mu rękę, zdając sobie sprawę, że obdarza go w ten sposób większym zaufaniem, niż właściwie na to zasługiwał. Dotyk jego ciepłej skóry przesuwającej się po jej własnej wystarczył, by przełknęła ślinę, walcząc z uciskiem w gardle.
Splótł ich dłonie i poprowadził ją do leżaka, na którym lubił czytać w słoneczne popołudnia. Krótko rozważała sprzeciw, biorąc pod uwagę rozmiar mebla, który był wystarczająco długi, by jedna osoba mogła się na nim położyć, ale nie na tyle szeroki, by pomieścić dwie. Jednak podobnie, jak wtedy gdy prowadził ją podczas tańca, jej ciało wydawało się mu naturalnie poddawać, gdy pociągnął ją ze sobą.
Chwilę później jej głowa spoczęła na jego ramieniu, ciało przywarło do jego boku, a silne ramię objęło jej ramiona.
Hermiona wstrzymała oddech, gdy jej ciało przyzwyczajało się do tej nowej rzeczywistości. Otaczał ją zapach eukaliptusa i cedru, jej dłoń unosiła się wraz z jego klatką piersiową.
Gdy odezwała się ponownie, jej głos był przepełniony zachwytem.
— Jaki to rodzaj pożegnania?
— Szczególny rodzaj — szepnął. Jego głos brzmiał figlarnie, choć był zachrypnięty — w którym masz okazję obalić najbardziej powszechny mit o śmierciożercach: okazuje się, że mamy serce. Kto by pomyślał? — Delikatnie przesunął jej dłoń niżej, aż spoczęła na jego koszuli, tuż nad silnie bijącym sercem.
Wszystko, co wydarzyło się dotychczas, można było uznać za spontaniczne reakcje . Jednak kiedy zaczął gładzić kciukiem jej okryte kocem ramię, a jego usta musnęły czubek jej głowy, nie było już mowy o tym, by uznać to za coś spontanicznego.
— Więc naprawdę zadajesz się z grupą emerytów? — zapytała, obracając jeden z guzików jego koszuli między kciukiem a palcem wskazującym.
Draco wzruszył ramionami, przez co przysunęła się bliżej jego ust.
— Zdziwiłabyś się — szepnął prosto w jej włosy. — Są zupełnie inni, niż się tego spodziewałem po mugolach . Przy nich przekleństwa, które usłyszałbyś od Ślizgonów, bledną. Szczególnie podczas nocy pokerowych.
— Nigdy nie sądziłam, że doczekam dnia, w którym wielki książę Slytherinu przyzna, że potrafi cieszyć się towarzystwem mugoli.
— Desperackie czasy, Granger. Poza tym, oni myślą, że jestem egzotycznym zwierzakiem.
— Co? Jak to?
— Opowiedziałem im historię o tym jak wychowałem się w wiejskiej posiadłości bez dostępu do świata zewnętrznego, żeby wyjaśnić im, dlaczego wiem o internecie jeszcze mniej niż oni.
Myśl o Draco w towarzystwie bandy przeklinających emerytów sprawiła, że Hermiona roześmiała się, rozluźniając się w jego objęciach.
Nie to miała na myśli, kiedy postanowiła poddać się uczuciom.
To nie miało być tak intensywne, tak intymne.
Szybka chwila zapomnienia. Letni romans.
Coś, co mogłaby określić jako przyjemne doświadczenie.
Nie coś, co przypominało zakochanie. Jakby miała zostawić tu cząstkę swojego serca.
Wolna ręka Draco, która spoczęła na jej talii, paliła ją przez cienki materiał szyfonowej sukienki. Chociaż dotykał jej podczas tańca, bez ruchu, tym razem intymność dotyku była niemal nie do zniesienia.
Odchrząknęła. Jej mięśnie drżały z ekscytacji, a skóra piekła ją tak bardzo, że żałowała, że nie może zrzucić z siebie koca.
— Pan Lee walczył w drugiej wojnie światowej? — zapytała, aby odwrócić swoją uwagę od tego, jakie odczucia wywoływał w niej zwykły ruch jego kciuka po jej brzuchu. Był bardziej podniecający niż jakikolwiek inny dotyk, jaki pamiętała (a miała na myśli też czas, gdy razem z Ronem spędziła weekend w tej skąpanej słońcem willi we Włoszech, kiedy wciąż byli w sobie szaleńczo zakochani). — Musi być stary.
— Ma trochę ponad osiemdziesiąt lat? — mruknął Draco. Jego głos był zachrypnięty. — Wydaje mi się, że to raczej dużo, jak na mugola.
— I nadal pracuje?
— Powiedział, że praca to jego kotwica, dla zdrowia psychicznego i fizycznego. Cel , tak to nazwał — odparł Draco. — Kiedy nie przestawał mnie męczyć pytaniami o mój cel, powiedziałem mu, że lubię rysować, żeby się odczepił. Nie spodziewałem się, że da mi szkicownik i ołówki, kiedy następnym razem poszedłem się ostrzyc.
— Więc tak to się zaczęło.
Draco mruknął. Dźwięk rozbrzmiał pod jej palcami, gdy wciąż bawiła się guzikami jego koszuli. Wzięła głęboki wdech, by stłumić trzepotanie w brzuchu, i położyła dłoń na środku jego klatki piersiowej, aż ponownie poczuła mocne uderzenia jego serca.
Było tak inne od wszystkich, które czuła wcześniej, że nie mogła się powstrzymać od porównań. Gdy się przytulali, serce Harry’ego zawsze biło równo i kojąco. W przeciwieństwie do szybkiego, nerwowego trzepotania młodzieńczej miłości, które czuła w piersi Rona, serce Draco uderzało o jego klatkę piersiową silnym, ciężkim rytmem. Powinna była wiedzieć, że żadna część Draco Malfoya nie będzie słaba. Nawet jego serce.
Jego dłoń zsunęła się z jej talii, przesuwając się w górę pleców. Opuszki palców powoli podążały wzdłuż jej kręgosłupa, kręg po kręgu.
Nie wiedziała, dlaczego sądziła, że bycie z nim będzie chaotyczne, pełne niezgrabnych ruchów i walki o dominację. Dotyk Draco w rzeczywistości był czymś zupełnie innym.
Gdy objął jej pokrytą gęsią skórką szyję, wydała z siebie stłumione westchnienie. Ta reakcja zdradzała, jak bardzo była wrażliwa na jego dotyk, który niemal ją bolał.
Kiedy znów się odezwał, jego głos był urywany, zupełnie jak po biegu sprintem.
— Prawdopodobnie nie zobaczymy się już więcej, gdy odzyskam magię.
— Nie prędko, nie — odparła.
Przynajmniej nie przez dekadę , pomyślała.
Hermiona nie zamierzała latami siedzieć w jednym miejscu, jeśli tylko mogłaby tego uniknąć . Jeśli praca w Ministerstwie czegoś ją nauczyła, to tego, że nie była gotowa, by być przywiązaną do biurka. Marzyła o życiu pełnym zmian i nowych perspektyw, dopóki była wystarczająco młoda, by cieszyć się taką wolnością.
— Czy mogę o coś prosić? — zapytał. Jego kciuk leniwie kreślił kółka tam, gdzie puls szalał w jej gardle.
— Kolejna zaległa przysługa?
— Nie, nie przysługa.
W jakiś sposób, w ciągu kilku ostatnich minut, ich głosy stały się niczym więcej jak cichym szeptem unoszącym się w ciepłym, letnim powietrzu. Czuła jego obietnicę w niskim, ochrypłym tonie. Tajemnice, którymi nigdy nie podzieliłby się z nikim innym.
I może nie powinna była mu wierzyć, ale to zrobiła.
— Więc o co chodzi? — Uniosła twarz, opierając ją o jego ramię, by móc spojrzeć na niego. Jego twarz była pochylona, oczy ciemniejsze niż kiedykolwiek, a źrenice pochłaniały wszelkie światło.
— Skoro już więcej się nie zobaczymy — zaczął. Hermiona przytaknęła, opuszczając wzrok na jego blade usta i oblizując własne — może pocałujesz mnie na pożegnanie?
Nie mogła powstrzymać uśmiechu, słysząc jego słowa.
— Czy tak żegnają się dorośli?
— Tak ja chcę pożegnać się z tobą — odparł z taką szczerością, że serce podskoczyło jej do gardła.
Znów spojrzała mu w oczy, zaciskając dłoń na materiale jego koszuli. Wsunęła palec serdeczny między dwa guziki. Dotykała rozpalonej skóry, mocno napiętej nad sercem, które biło tak mocno, jakby próbowało wyrwać się i ułożyć się na jej dłoni.
I być może dlatego, że tak uprzejmie prosił o coś, czego nie potrafiła przestać sobie wyobrażać, nie znalazła żadnego powodu, by mu odmówić.
Użyła jego klatki piersiowej jako punktu oparcia, by podnieść się nieco wyżej, by być prawie na wysokości jego oczu i zanim zdążyła się rozmyślić, pochyliła się i otarła drżącymi wargami o skórę tuż przy jego ustach.
Dłoń na jej karku drgnęła, a potem przesunęła się wyżej, by przytrzymać ją w miejscu. Draco wplótł palce w jej włosy.
Nie przechylił głowy ani nie zmniejszył odległości między ich ustami, ale zobaczyła, że zamknął oczy i zmarszczył brwi, jakby ten prosty dotyk palił go niczym rozpalone żelazo.
Jego reakcja sprawiła, że przesunęła usta nieco w lewo, bliżej miejsca, skąd wydobywał się jego urywany oddech.
Gdy ich wargi się dotknęły, oboje zamarli z zapartym tchem. Ich palce zastygły w bezruchu, wciąż mocno ze sobą złączone.
— Żegnaj, Draco — szepnęła w kącik jego ust. I nie wiedziała, co się stało – czy stracił kontrolę, czy jej pożegnanie wzmogło jego desperację – ale w końcu przesunął głowę, tylko o cal, i ich usta spotkały się po raz pierwszy.
To nie było pożegnanie. Nie do końca.
Nawet nie pocałunek, a raczej muśnięcie i oparcie się o swoje wargi .
Przypominało to „Cześć”, „Miło cię spotkać” i „Ach, więc to ty”.
Kiedy oboje wzięli gwałtowny wdech, a jej dolna warga znalazła się między jego ustami, poznawanie się zamieniło się w rozmowę.
„Czy naprawdę mogę to robić?” i donośne „Tak... tak, proszę, zrób to”.
Gdy z lekkim pomrukiem w klatce piersiowej, Draco odwrócił się bardziej na bok, zacisnął mocniej ramię, którym ją obejmował i przesunął swoją dłoń z jej karku wyżej, pociągając ją za włosy. Odchyliła głowę do tyłu i otworzyła usta.
Nie skorzystał z zaproszenia. Zamiast tego pocałował jej dolną wargę raz, potem drugi, ssąc ją, aż zaczęła pulsować i mrowić, a Hermiona poczuła, że zaraz spłonie.
Teraz była tego pewna.
To nie było żadne pożegnanie.
To było przywitanie.
Takie, dzięki któremu zrozumiała, że Draco nie był tak niecierpliwy, jak mogłoby się wydawać po jego wychowaniu. Wręcz przeciwnie, był tak skrupulatny, co udało jej zaobserwować przez ostatnie kilka tygodni. Tak było ze wszystkim: czytaniem etykiet na płatkach śniadaniowych, gotowaniem, śmiechem, rysowaniem... z jego istnieniem.
Objął palcami jej kark. Muskał kciukiem jej szczękę, a po chwili mocno i natarczywie zaczął masować skórę tuż poniżej. Hermiona już teraz z trudem łapała oddech przy jego ustach. Jej dłoń, uwięziona między ich ciałami, wbijała się mocniej w jego twardą pierś. Paznokciami drapała materiał koszuli i maleńki skrawek skóry, który czuła pod palcem serdecznym.
Jej płuca wypełnił jego zapach, a skóra chłonęła jego dotyk. Była dzika i wolna, i czuła się piękniejsza, niż mogłaby to sobie wyobrazić.
A wszystko to na skutek zwykłego pocałunku.
— Żegnaj, Granger — wyszeptał w jej rozchylone usta. Zacisnął zęby na jej dolnej wardze i pociągnął za skórę, aż z jej płuc wyrwał się ledwie słyszalny jęk. Przeciągnął palcem po jej podbródku. Położył dłoń na jej gardle, a gdy przełknęła ślinę, podążył za nią w dół, przez krtań, aż do małego trójkąta na krańcu szyi między jej obojczykami .
Szarpnął ramieniem i przyciągnął ją do siebie. Wyciągnął jej rękę, która wciąż znajdowała się między nimi, a wtedy Hermiona oplotła ją wokół jego klatki piersiowej i przycisnęła do jego łopatki. Ten nagły ruch sprawił, że westchnęła, a on w końcu pogłębił pocałunek. Ich języki spotkały się w miękkim i poznawczym pocałunku, wcale nie takim agresywnym, jakiego się spodziewała.
Nie mogła oprzeć się myśli, że było to kompletnie niesprawiedliwe.
Miał się nią nacieszyć i zostawić ją w stanie umiarkowanego zaspokojenia. Dać jej niezapomniane wspomnienie, letni sen, zanim ona wyruszy w najodleglejszy zakątek Europy Północnej.
Nie powinien być tak troskliwy. Taki oddany.
Romans, przypomniała sobie. Przelotny romans.
Jednak jego język wyczyniał w jej ustach takie cuda, które nie pasowały do przelotnego romansu. Rozpływał się, zachwycał i całkowicie pozbawił ją rozumu i dowcipu. Malował najpiękniejsze obrazy, obietnice przyszłości, które nie miały racji bytu w pożegnalnym pocałunku.
Uległa jego pieszczocie i pozwoliła mu się poprowadzić. Jego dłoń nieprzerwanie sunęła w dół. Musnął kciukiem jej obojczyk, a następnie powędrował niżej, do ostrego brzegu sukienki drażniącego jej skórę.
Wzdrygnęła się i pisnęła cicho, a potem przesunęła łydką po jego nodze, zahaczając piętą sportowego buta o jego twarde mięśnie łydki.
Kiedy pogłębił pocałunek, Hermiona miała wrażenie, że unosi się nad własnym ciałem. Jej umysł koncentrował się na fragmentach. Jego, ich. Obrazach, wrażeniach, doznaniach. Każde było tak silne, że musiała analizować je w oderwaniu od całej sytuacji.
Między jej udami czuła pulsujący ogień. Pierwotne pragnienie, by zbliżył się do niej. Pragnienie, by mogła czuć go przy sobie i ugasić ten ból.
Jego dłoń sunąca w dół po jej nagim ramieniu. Metal pierścienia delikatnie muskający skórę pokrytą gęsią skórką, zanim objął jej łokieć ciepłą dłonią.
Jej dłoń, która znów znalazła się w jego włosach, mocno szarpiąc kosmyki, przyciągnęła go gwałtownie do siebie.
Czuła jego obecność, jego smak na swoim języku. Słyszała dźwięki, które wibrowały w jego klatce piersiowej i w ich otwartych ustach.
Czuła wilgoć i gładkość jego języka, który wił się i oplatał jej własny, delikatnie trącając brzegi jej przednich zębów – niemal jak przeprosiny za jego szkolne zniewagi. Wpychał jej język głębiej, a potem kusząc, wabił go z powrotem w mrok swoich ust.
W jej głowie dudniły słowa: prośby, żądania i westchnienia.
Brakowało jej powietrza. Ich oddechy szalały. Jej piersi mocno dociskały się do jego klatki piersiowej.
I jego imię.
Draco Malfoy.
Draco Malfoy.
Draco Malfoy.
Ten, który ranił ją wyzwiskami.
Człowiek, który przywracał ją do życia z cierpliwością i starannością, jakiej nie zaznała od żadnego kochanka – prawdziwego ani tego z fantazji.
— Draco — wyszeptała między pocałunkami. Pożądanie w jej podbrzuszu drapało i wiło się, a wewnętrzne mięśnie jej ud drżały, gdy powoli unosiła nogę coraz wyżej.
Chwycił ją za tył kolana i podciągnął je jeszcze wyżej, wydając z siebie zdesperowane westchnienie. Hermiona zadrżała, gdy chłodny materiał jego spodni otarł się o skórę jej uda. Przesunęła zębami po jego języku, gdy pociągnął jej nogę wystarczająco wysoko, aby oprzeć ją o jego biodro .
Ich oddechy mieszały się ze sobą. Jego smutne pojękiwanie i jej kobiece westchnienia zagłuszało jedynie głośne cykanie świerszczy ukrytych w wysokiej trawie otaczających ich pastwisk. A potem poczuła jego nacisk, dokładnie w tym miejscu, gdzie tego potrzebowała.
Był twardy jak stal, gdy naparł na nią mocniej. Szeroką dłonią objął jej pośladek przez materiał sukienki, a jego wyraźne wybrzuszenie przycisnęło się dokładnie do jej łechtaczki i och, bogowie... Musiała przerwać pocałunek, by nabrać powietrza... Musiała odchylić głowę, by wypuścić z siebie ten zduszony krzyk.
— Kurwa... — mruknął przy jej podbródku, a jego zęby zacisnęły się na jej skórze. — Granger, kurwa... — Przełknął głośno ślinę. Jego dłoń już nie obejmowała, lecz wyraźnie obmacywała jej pośladek, płynnie obracając ją ku sobie. — Mogę?
Nie wiedziała, na co miałaby mu pozwolić, ale jego przyciąganie pchało ją na skraj czegoś wspaniałego i tak naprawdę było jej to obojętne...
Wtedy odsunął się od niej, a Hermiona jęknęła, bo to była jedyna rzecz, na której jej zależało. Jednak nie zostawił jej. Zamiast tego oparł się plecami o podnóżek leżaka i posadził ją przodem do siebie na swoich kolanach. Jej nogi znajdowały się po obu stronach jego bioder.
— Och — westchnęła, oplatając ramionami jego szyję i pozwalając, by rozproszył ją po raz kolejny drobnymi pocałunkami, które składał w zagłębieniu między jej ramieniem a szyją, szepcząc pożegnania przy jej skórze. Tylko częściowo zwróciła uwagę na to, że kombinował coś przy oparciu, a jej słowa rozpłynęły się, gdy on ssał i podgryzał jej skórę.
Aż nagle coś głośno stuknęło, a chwilę później drewno za jej plecami ustąpiło. Upadła do tyłu z cichym okrzykiem zaskoczenia. Jej serce biło jak oszalałe, gdy leżała na plecach, wpatrując się w jego twarz. Nawet w słabym świetle widziała, że był zarumieniony. Jego opuchnięte usta były rozchylone, a oczy przybrały barwę popiołu. Miał niesfornie potargane włosy. Hermiona poczuła zadowolenie, wiedząc, że to jej zasługa. Że uśmiechał się dzięki niej. Nie z wyższością czy dumą, ale z innym rodzajem zadowolenia. Z wdzięcznością.
— Tak cholernie piękna — syknął, brzmiąc niemal oskarżycielsko.
Pochylił się nad nią, opierając dłoń o fotel tuż obok jej głowy. Jego biodra cofały się, a potem znów na nią napierały, uświadamiając jej, że wtulił się między jej uda, a jego penis mocno napierał na jej wilgotną bieliznę. W miejsce, w które przyjęłaby go, gdyby nadal nie byli ubrani.
W tym samym czasie drugą ręką objął jej łydkę i uniósł ją wysoko, opierając o jego biodro, a następnie odsunął jej kolano, aby otworzyła się dla niego jeszcze bardziej.
— Och, to jest... — Ponownie zaciskając powieki, uniosła ramiona nad głowę i pozwoliła mu przejąć inicjatywę. — To jest tak... Och, bogowie…
Draco zachichotał cicho na jej dość mało błyskotliwą wypowiedź. Potem naparł mocniej, rozciągając jej bieliznę, aż znalazł się w niej, pomimo tych wszystkich warstw ubrań, zaledwie na cal. Merlinie, Draco Malfoy był w niej, i to było... to było...
Usta na jej wargach skutecznie zatrzymały jej desperacką gonitwę myśli. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej nieprzyzwoite, coraz bardziej wulgarne, a język naśladował ruch jego bioder.
Cóż, to z pewnością nie był już pocałunek na pożegnanie, pomyślała, po czym histerycznie zachichotała mu w usta. Ukarał jej rozbawienie gwałtownym uderzeniem bioder, metal jego paska wrzynał się w jej brzuch. Ciemność pod jej powiekami eksplodowała kolorami, gdy zamek błyskawiczny jego spodni ocierał się o jej łechtaczkę.
Odpłaciła mu, ciągnąc go w dół za ramiona, aż przycisnął ją do drewnianego oparcia. Owinęła nogi ciasno wokół jego pasa, a pięty tenisówek wbiła w jego kość ogonową. Kiedy jęknął, jakby go bolało, wiedziała, że to jej zasługa. A gdy uniosła biodra, by dopasować się do jego pchnięć, zaczął wydawać tak cholernie seksowne dźwięki, aż pomyślała, że mogłaby dotrzeć na skraj gdyby tylko słyszała jak się rozpada.
Nie chciała porównywać tej chwili do innych, wcześniejszych zbliżeń, ale Ron zawsze był tak cichy, gdy odczuwał przyjemność. Słysząc więc to, co dzięki niej działo się z Draco – jęki, warknięcia i gorączkowe łapanie powietrza – doszła do wniosku, że podoba jej się coś, czego wcześniej nie była świadoma.
A kiedy odsunął usta i zaczął pojękiwać prosto do jej ucha, muskając przy tym wargami jego płatek, Hermiona poczuła, że znów się unosi. Poczuła mrowienie zbierające się w jej łechtaczce. Miała wrażenie, jakby jednocześnie lewitowała i spadała.
— Zaczekaj, Granger... Kurwa, zaraz... — Próbował się odsunąć, ale ona go nie puściła. Chciała jego spełnienia bardziej niż własnego. Chciała go usłyszeć, gdy będzie u szczytu.
— Tak, Draco... — jęknęła, wbijając paznokcie w jego drżące ramiona. — Proszę, tak.
— Hermiono — westchnął, jej imię w jego ustach zabrzmiało boleśnie i poważnie. Napierał na nią biodrami i ocierał się o nią. Zacisnął dłoń na jej splątanych włosach. — To jest, kurwa, szalone. Nie mogę uwierzyć, że zaraz... — Znów jęknął, po czym dodał: — Zaraz dojdę jak…
Nie dokończył zdania, a przy kolejnym gorączkowym pchnięciu trafił w jej czuły punkt, osiągając spełnienie, które było tak intensywne i gwałtowne, że Hermiona jęknęła, zaskoczona. Przeczesała palcami jego włosy i szybko uniosła ku niemu biodra, próbując dosięgnąć jego ekstazy .
Jej reakcja musiała coś w nim obudzić, ponieważ zaczął poruszać się, jakby naprawdę był głęboko w niej. Jedną ręką podpierał się nad nią, zaciskając palce na krześle, aż zaczęło skrzypieć. Dostrzegła jego spojrzenie i zauważyła, jak zaskoczenie rozświetla jego tęczówki. Za nim, na niebie połyskiwały gwiazdy, a księżyc częściowo chował się za chmurami.
Nie mogła oprzeć się myśli, jak mogliby wyglądać na jednym z jego rysunków: dwa ciała zagubione w cieniu i mroku, ich splecione sylwetki ledwie widoczne wśród migoczącego płomienia pobliskiej pochodni.
Ta myśl rozpaliła ją jeszcze mocniej. Drapała szorstki materiał koszuli na jego plecach, mocno zaciskając nogi wokół jego pasa, a on opadł na nią z głębokim, gardłowym westchnieniem.
Przez długą chwilę panowała cisza. Ich oddechy powoli wracały do normy, a odgłosy nocnych zwierząt był jedynym dźwiękiem, który zakłócał ciszę.
— Szaleństwo — zaśmiał się w końcu, prosto w jej ucho. Jego głos był pełen radości i niedowierzania. — Co ty mi, do diabła, zrobiłaś?
— Pocałunek na pożegnanie? — odparła, śmiejąc się lekko. Przesunęła dłonią po jego boku, a następnie klepnęła go w biodro i wyszeptała bezróżdżkowe zaklęcie czyszczące.
Draco znów jęknął.
— Merlinie, Granger. Magia. Zapomniałem, jakie to uczucie.
— Już niedługo — szepnęła. Znowu przeczesywała palcami jego włosy, ponieważ było to jej ulubione zajęcie. Zdała sobie sprawę, że będzie za tym tęsknić. Mimo że dopiero dziś odkryła, jak bardzo lubiła go dotykać, nie będzie jej łatwo później się pozbierać.
Draco mruknął coś w odpowiedzi, po czym powoli zsunął się z niej i położył się na boku. Gdy napotkała jego spojrzenie, znów się uśmiechał, a jego zęby błyszczały w ciemności.
— Całkiem podobała mi się twoja wersja pożegnalnego pocałunku — powiedział, lekko opierając opuszki palców o jej policzek. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, a jej serce podskoczyło, gdy ujrzała łagodny wyraz jego twarzy. — Chciałbym okazać moją wdzięczność za uratowanie mnie przed pobytem w Azkabanie — szepnął, wsuwając kosmyk włosów za jej ucho. Wciąż czuła jego dotyk na skórze, jakby przed chwilą nie doprowadził jej do szaleństwa. — Pozwolisz mi?
— Pocałunek na podziękowanie? — zapytała. Ból w jej brzuchu pulsował na myśl, że on wciąż może chcieć odzyskać przysługę.
— Mhm — mruknął, ponownie chwytając jej usta i od nowa rozpoczynając ten taniec. Lekkie muśnięcia warg, zębów i języka, palce pieszczące skórę, a potem ciągnące ramiączko jej sukienki aż do zgięcia łokcia. Zanim jego usta znalazły się na jej piersi wychylającej się z dekoltu, Hermiona już wierciła się niespokojnie, pocierając nogami o siebie.
Nigdy nie czuła się tak podniecona. Nigdy nie była tak blisko. Kiedy podciągnął jej nogę z powrotem na swoją talię i rozszerzył przy tym jej uda, była bardziej niż gotowa na jego badawcze palce.
— Dziękuję, że ze mnie nie zrezygnowałaś, Granger — szepnął, pocierając ustami o jej sukienkę. Jego wargi muskały jej sutek, który napinał się pod materiałem, wywołując przy tym w jej ciele dreszcze . Jej biodra kołysały się do przodu, podczas gdy jego palce stopniowo posuwały się wzdłuż wewnętrznej strony jej uda.
Kolejne “dziękuję” musnęło jej skórę delikatnie podszczypywaną jego zębami. Przy następnym, jego palce sunęły po jej bieliźnie, odnajdując łechtaczkę z taką precyzją, że załkała w ciepłe, nocne powietrze.
Może powinna wstydzić się tego, jak bardzo wilgotna była jej bielizna. Może nie powinna z taką łatwością wydawać tych wszystkich jęków. Być może zdradzała zbyt wiele mężczyźnie, co do którego nie miała pewności, czy jest rzeczywiście godny zaufania.
Ale ona już dawno przestała się tym przejmować.
Nie obchodziło jej, co myślał o jej rozwiązłości. Nie dbała nawet o to, czy ją lubi, czy po prostu wykorzystuje swoje niemagiczne talenty na niej, bo była jedyną atrakcyjną czarownicą, jaką spotkał od ponad roku.
Nie dbała o to, bo bez żadnego wysiłku odnalazł rytm palcami wskazującym i środkowym i doprowadził ją na skraj orgazmu. I właśnie wtedy, gdy już była tak blisko, gdy jego usta znalazły jej sutek i ssały go przez sukienkę, a powolne pocieranie jego palców doprowadziło ją niemal na szczyt, on zastygł w bezruchu.
Hermiona jęknęła, pociągnęła go za włosy i przesunęła pierś w stronę jego ust.
— Przyjmij ją, Hermiono — mruknął, sunąc wargami po jej dekolcie i gardle, aż ponownie mógł ją pocałować. Nacisnął palcami trochę mocniej na jej łechtaczkę, żeby podkreślić swoje zamiary. — Moja wdzięczność jest twoja — wyszeptał w jej usta. — Po prostu musisz ją przyjąć.
Jego słowa pozbawiły ją resztek zahamowań. Całując go mocno, zrobiła to, o co ją prosił, i poruszyła biodrami w odpowiedzi na jego dotyk, goniąc za uczuciem, które przez długi czas było poza jej zasięgiem, przyjmując jego wdzięczność i zamieniając ją w oślepiającą rozkosz.
— Tak, właśnie tak — jęknął. — Tak cholernie seksowna... Hermiono.
Zamknęła mu usta kolejnym namiętnym pocałunkiem, wciągając jego język do swoich ust i mocniej ocierając się o jego palce. Była tak blisko... tak blisko, ale jeszcze nie chciała, żeby to się skończyło. Nie chciała stracić jego dotyku na zawsze.
I właśnie dlatego, dokładnie wtedy, gdy miało ją to pochłonąć, odsunęła biodra od jego dotyku. Zacisnęła dłoń na jego nadgarstku, kiedy próbował podążyć za jej ruchem.
— Jeszcze nie — jęknęła w jego otwarte usta. Wydawał się zdeterminowany, by przełamać jej opór, bo opuścił głowę z powrotem do jej piersi i zassał jej sutek do ust. Jego język przesuwał się po materiale sukienki, aż była bliska dojścia tylko od podrażniania piersi i ocierania się bielizny o łechtaczkę. Rozluźniając uścisk na jego nadgarstku, naprowadziła jego palce z powrotem tam, gdzie go potrzebowała.
— Chcę, żebyś to zrobił — usłyszała swój głos, ale w jej uszach brzmiał on dziwnie, zbyt cienko.
Nie musiała prosić go dwa razy. Jego palce przejęły kontrolę, rysując kształty i okręgi na jej łechtaczce, aż musiała przycisnąć usta do jego głowy, by stłumić jęki.
Pod jego zręcznymi palcami czuła się, jakby była jednym z jego rysunków. Każde pociągnięcie palców po jej łechtaczce zdawało się być nasycone głębszym sensem. Każda linia, którą kreślił, była częścią większego obrazu, który nigdy nie stałby się dla niej zrozumiały, dopóki nie pozwoliłaby mu odkryć wszystkiego.
To był najbardziej poetycki orgazm w jej życiu. I jednocześnie najbardziej intensywny.
Światło eksplodowało pod jej powiekami, mięśnie zaciskały się mocno, a jej paznokcie wbijały się w skórę jego nadgarstka, gdy trzymała go przy sobie, przeżywając tę chwilę.
Jednak nie krzyknęła. Zamiast tego zdusiła szloch chowając usta w jego włosach, zanim on uniósł głowę i przyjął go między swoje wargi.
Gdy jej uniesienie w końcu opadło, on wciąż ją całował.
Nawet gdy jej usta pulsowały boleśnie, on nadal ją całował.
W końcu zrobiło się tak zimno, że naciągnął koc na ich ciała, nie przerywając pocałunku. Przyciągnął ją do siebie i okrył jej nagie ramię swoją dużą dłonią, by ogrzać jej skórę.
W pewnym momencie Hermiona dostrzegła przez na wpół otwarte oczy niebo rozjaśniające się pierwszym blaskiem świtu. Jej usta delikatnie spoczywały na jego wargach, a jego palce kreśliły na dolnej części jej pleców słowa i obrazy, których nie potrafiła odczytać.
— Żegnaj, Draco — wyszeptała w przestrzeń między nimi.
— Żegnaj, Hermiono — odparł, muskając jej usta każdym słowem.
***
Gdy obudziła się po kilku godzinach, nie musiała otwierać oczu, by wiedzieć, że jest sama. Koc był ciasno owinięty wokół jej ciała, ale nadal czuła na ustach jego smak. Wciąż czuła jego dotyk. Gdy powoli usiadła, zobaczyła pana Weasleya wychodzącego na zewnątrz z zaciętym wyrazem twarzy.
— Już poszedł? — zapytała, wiedząc, że nie powinno jej to obchodzić. To nigdy nie miało być niczym więcej niż przelotną znajomością. Powinna cieszyć się, że Draco nie chciał czekać, aż do momentu niezręcznego pożegnania.
Jednak logika nie powstrzymała rozczarowania, które osiadło jej na piersi jak ciężki kamień, kiedy pan Weasley skinął głową z troską.
— Odszedł, gdy tylko odzyskał magię — powiedział tonem zabarwionym smutkiem. — Poprosiłem go, żeby chociaż się z tobą pożegnał.
Hermiona potrząsnęła głową, zmuszając się do uśmiechu.
Myślała o Draco pochylonym nad szkicownikiem. Myślała o nim w księgarni, czytającym opis książki z tym poważnym wyrazem twarzy. Myślała o jego spojrzeniu, gdy tańczyła dla niego zeszłej nocy. O jego skupieniu, gdy uczyła go gotować. Myślała o jego ripostach i o tym, jak z czasem zmieniły się z ciętych w dowcipne. O jego uśmiechu i jego śmiechu.
Myślała o wszystkich nowych rzeczach, których się o nim dowiedziała. O wszystkich chwilach, kiedy ją zaskoczył i udowodnił, że myliła się względem niego.
I ostatnie wspólne wspomnienie, jakie zachowa: on tuż obok niej, gdy przez ciężkie rzęsy spoglądała na pierwsze promienie słońca. Srebrne oczy lśniące emocjami zbyt skomplikowanymi, by mogła je nazwać. Jego kciuk ostrożnie gładzący jej kość policzkową, zanim w końcu uległa zmęczeniu.
— Zrobił to — odparła Hermiona, powstrzymując łzy. — Pożegnał się.
Chapter 6: Ostatnio rozpaczliwie rozmyślałam
Chapter Text
Październik 2006, 5 lat później
— Więc przeszukałem jej torebkę — oznajmił z ponurą miną Ron, opierając łokcie na stole.
— No dobrze, ale dlaczego to zrobiłeś? — zapytał Harry. Hermiona w tym czasie szturchnęła widelcem malutki kawałek tortu, aż czekoladowy listek spadł na talerz.
Nie chodziło o to, że nie była z pewną niechętną fascynacją zainteresowana skomplikowaną relacją Rona z Lavender Brown, która po ślubie kobiety przerodziła się w romans. Jednak nie widziała się z nimi od tygodni i tak bardzo chciała, żeby choć raz porozmawiali o czymś innym.
Pogoda była wyjątkowo ładna jak na koniec października. Lekki wietrzyk delikatnie ich owiewał, gdy siedzieli w urokliwym ogródku mugolskiej kawiarni. Przebijające się przez korony drzew promienie słońca stanowiły idealne tło do rozmów na ważniejsze tematy.
Na przykład o pierwszych urodzinach syna Harry’ego i Ginny. O ich pracy w Biurze Aurorów. Albo o tym, że Hermiona wyruszała do Japonii za niecały tydzień.
Zamiast tego Ron zignorował bardzo słuszne pytanie przyjaciela i powiedział:
— Wiesz, co odkryłem?
— Nie. Co?
— Właśnie kupili stół do jadalni. To znaczy, ona po prostu poszła i wydała dwa tysiące galeonów na stół do jadalni.
— Gdzie? — zapytał Harry, jakby nie mieściło mu się w głowie, że ktoś mógłby wydać tyle kasy na jakiś mebel.
— Nie chodzi o to, gdzie, Harry. Chodzi o to, że ona nigdy go nie zostawi.
— No i co z tego? — odparł brunet, biorąc łyk herbaty. — Wiesz o tym od dwóch lat.
— Masz rację — westchnął Ron. Odchylił się na krześle, a jego kolano w łososiowych spodniach drżało nerwowo. — Masz rację. Wiem, że masz rację.
— Dlaczego nie możesz znaleźć sobie kogoś wolnego? Kiedy ja byłem singlem, znałem mnóstwo miłych, samotnych dziewczyn. Na pewno jakieś są.
— Nie byłeś singlem od czasu Hogwartu. Miłe, samotne dziewczyny, które znałeś, są już od dawna zajęte. Nie znasz miłych, samotnych kobiet — odpowiedział Ron, przewracając oczami. Następnie zerknął na Hermionę, jakby oczekiwał, że się za nim wstawi. Potrząsnęła głową. Nie ma mowy. Nigdy w życiu nie poparłaby jego romansu z mężatką.
— Cóż, przynajmniej Hermiona w końcu znalazła swoją drugą połówkę — powiedział z uśmiechem Harry.
— Po prostu cieszysz się, że uwolniłam cię od Rity Skeeter — odparła Hermiona, piorunując go wzrokiem. — Nie mogę się doczekać, aż będę w Japonii i kompletnie nie będę przejmować się tymi bzdurami, które publikuje Prorok Codzienny.
— Czyli Wiktor nie próbuje ci się oświadczyć, a ty nie wodzisz go za nos? Skeeter po prostu to zmyśliła? — spytał Ron. Próbował zabrać z jej talerza czekoladowy listek, ale ona przeszkodziła mu, odpychając jego palce widelcem.
— Nie. Myślę, że chce to zrobić — westchnęła, napotykając zatroskane spojrzenie Harry’ego. — Już od tygodni daje mi to do zrozumienia. Całe to opowiadanie o jego koledze z drużyny, który ożenił się na boisku do Quidditcha, i o jego rodzinnych tradycjach ślubnych...
Westchnęła i wręczyła Ronowi listek, a on przyjął go z wielkim, głupkowatym uśmiechem.
— Tradycjach ślubnych?
— Mówił coś o łapaniu żab na bagnach niedaleko tego cholernego zamku, który jego rodzice nazywają domem, a potem o używaniu ich jako składnika eliksiru, który miałby sprawić, że byłabym niezwykle płodna... — powiedziała z grymasem Hermiona. — Nie, żebyśmy planowali dzieci w najbliższym czasie.
— To... dość romantyczne — odpowiedział Harry, parskając śmiechem.
Zbyła go machnięciem ręki.
— Myślę, że ponowny związek na odległość uświadomi mu, że jest zdecydowanie za wcześnie na tego rodzaju plany.
— No cóż, powodzenia w unikaniu oświadczyn. Jeśli ktoś potrafi uciec przed zobowiązaniami, to właśnie ty — zaśmiał się Harry. Ron zdawał się mieć inne zdanie.
— Wiktor to jeden z ostatnich porządnych facetów na świecie. Nie pozwól, żeby ktoś sprzątnął ci go sprzed nosa.
— Cóż za ironia. — Hermiona parsknęła w herbatę. — Jeszcze w zeszłym roku wmawiałeś mi, że popełniłam ogromny błąd, odnawiając z nim znajomość.
— Cóż, to było, zanim dał Ronowi bilety na wszystkie swoje mecze rozgrywane w Europie — powiedział Harry, puszczając do niej oczko.
— To jest oszczerstwo, Harry, i nie będę tego tolerować — zarzucił mu Ron. — Chcę, żebyś wiedział, że Wiktor chodzi ze mną do pubu za każdym razem, kiedy ty nie masz ochoty.
— Przepraszam, że mój pozbawiony snu mózg nie jest w stanie sprostać, żebym mógł brać udział w naszych wypadach, Ron — warknął z nieoczekiwaną złością Harry. — Spróbuj zostać Starszym Aurorem i ojcem w tym samym roku.
— Wolałbym nie mieć okazji doświadczyć żadnej z tych rzeczy — odciął się Ron.
Serce Hermiony ścisnęło się, gdy uświadomiła sobie, że napięcie, które istniało między jej dwoma najlepszymi przyjaciółmi, wciąż nie zniknęło od czasu ich ostatniego spotkania.
— Hej — zawołała do nich łagodnie — nie kłóćmy się, dobrze?
Obaj osunęli się na krzesła, piorunując się wzrokiem jak dwaj rozpuszczeni chłopcy, których matka zmusiła do przeprosin. Hermiona nienawidziła znajdować się w takiej sytuacji.
— Mniejsza z tym — mruknął Ron, przenosząc swoje spojrzenie z Harry’ego na Hermionę. — Po prostu mówię, że jeśli nie złapiesz Wiktora, zrobi to inna. Zaufaj mi, mówię z doświadczenia. Potem będziesz musiała spędzić resztę życia, wiedząc, że ktoś inny poślubił twojego męża.
Harry przewrócił oczami na nadmierną teatralność Rona, ale serce Hermiony się ścisnęło.
Wiktor miał wiele zalet, które były w większości cudownymi cechami charakteru.
Świetny w rozmowie, świetny w swojej pracy, świetnie wyglądał i był jeszcze lepszy w łóżku.
Ale nie była pewna, czy był jej mężem.
Po tym jak Ron udał się do pracy, Harry i Hermiona spacerowali po pobliskim parku, by jeszcze trochę porozmawiać. To była rzadkość, by Harry miał więcej czasu niż Ron, dlatego nie dziwiło jej, że wziął głęboki wdech, jakby przygotowywał się do swoich następnych słów.
— Myślę, że Ron mnie nienawidzi.
— Słucham? — Hermiona gwałtownie odwróciła głowę w jego kierunku. — Dlaczego tak mówisz?
— Myślę, że nienawidzi swojej pracy, nienawidzi być aurorem. I myślę, że ma mi za złe, że przekonałem go do wspólnego uczestnictwa w szkoleniu.
— Ron po prostu przechodzi trudny okres — odparła Hermiona, ale jej słowa brzmiały pusto nawet dla niej samej.
— To nie tylko to. Chodzi o to, że... — westchnął Harry. — Kilka dni temu Robards powiedział mi, że Ron zawalił naprawdę ważne zadanie i nawet nie przeprosił, gdy został o to zapytany. I widzisz, jaki on jest. Z każdym dniem staje się coraz bardziej humorzasty.
Hermiona skrzywiła się na to, co powiedział. To był jeden z powodów, dla których lata temu radziła Ronowi, żeby nie szedł w ślady Harry’ego. Nie to, żeby jej słuchał, nawet gdy jeszcze byli razem. Jednak w jakiś sposób to przeczuwała. Ron nie był stworzony do pracy, która wymagała takiej odporności. Nie, żeby było w tym coś złego. Po prostu żałowała, że sam tego nie przyznał, zanim było za późno.
— Próbowałeś z nim rozmawiać?
— Zawsze, gdy coś powiem, on na mnie naskakuje. Mówi, żebym mu nie zawracał głowy. Ginny próbowała z nim raz pogadać, a potem przez cały tydzień się do niej nie odzywał. Wiesz, jaki potrafi być, kiedy na coś się uprze.
Hermiona skinęła głową.
— Jest zdecydowany udowodnić, że da radę, nawet jeśli go to unieszczęśliwia.
— Właśnie.
— Mam z nim porozmawiać?
— Może. — Harry potrząsnął głową i poprawił okulary. — Tylko jeśli temat sam się pojawi. W przeciwnym razie tylko się bardziej zdenerwuje.
Hermiona westchnęła ciężko.
Szybko zerknęła na zegarek i sprawdziła godzinę.
— Wiktor na ciebie czeka?
Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
— Już jestem spóźniona. Obiecałam mu lunch na Pokątnej, zanim spotka się ze swoją drużyną. To ostatni raz, kiedy widzimy się przed moim wyjazdem do Japonii.
Harry szybko ją uścisnął.
— W takim razie nie każ mu czekać. Zobaczymy się w niedzielę w Norze?
Hermiona pokiwała głową, a potem pośpiesznie udała się do najbliższego punktu aportacji, żeby spotkać się ze swoim chłopakiem.
***
— Nie chcę iść — wymamrotał Wiktor, nie odrywając się od jej ust. Tak mocno trzymał jej sweter, że aż rozciągał go na plecach. Jego łagodność i dość szorstki sposób, w jaki ją dotykał, stanowiły intrygującą sprzeczność, nawet poza sypialnią. Nie, żeby Hermiona narzekała. Podobało jej się, że był nieco nieokrzesany. Dzięki temu mogła wyłączyć swój umysł, co często wydawało się niemożliwe.
Zaledwie wczoraj, kiedy przyparł ją do biurka, a jego szorstkie dłonie błądziły po jej udach, pomyślała, jak wielkie miała szczęście, że w końcu znalazła partnera, który rozumiał jej potrzeby. Gdyby tylko fizyczna kompatybilność odzwierciedlała się w jej uczuciach do niego w pozostałych kwestiach.
Ciche szepty i odchrząknięcia sprawiły, że Hermiona zesztywniała w jego objęciach i przycisnęła się do jego piersi.
— Wzbudzamy sensację — skarciła go, odchylając głowę, żeby zobaczyć, że kolejka do kominka powiększyła się o jakieś dwadzieścia osób, które albo bardzo uważnie ich obserwowały, albo starały się patrzeć gdziekolwiek indziej.
— Niech patrzą. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że nie mogę oderwać rąk od mojej narzeczonej.
— Dziewczyny — poprawiła go Hermiona.
— Póki co — roześmiał się Wiktor, po czym chwycił ją za włosy i przyciągnął jej usta do swoich. Hermiona dała mu jeszcze dwie sekundy, zanim się od niego uwolniła.
— Twoja drużyna czeka.
Wiktor naburmuszył się.
— Nie będziemy widzieć się miesiącami. Nie obchodzi mnie moja drużyna.
Próbowała posłać mu najbardziej karcące spojrzenie, ale jego rozbrajający uśmiech był tak zaraźliwy, że zupełnie jej się to nie udało. Zamiast tego przesunęła dłonią po jego koszuli.
— Będę wysyłać ci sowy codziennie, dopóki nie wyjadę do Japonii.
— Fiuu — odparł.
— Tak, będziemy korzystać z Fiuu, kiedy tylko się da.
Pocałował ją raz, jeszcze zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
— Niektórzy się tutaj śpieszą.
Od razu rozpoznała gładki, przeciągły ton i elegancki akcent dobiegający z oddali. Jej serce mocniej podskoczyło w piersi. Z westchnieniem Hermiona jeszcze raz pchnęła Wiktora w pierś, aż ten potknął się do tyłu i wpadł do kominka.
W brzuchu zatrzepotały jej takie motyle, jakich nie czuła od lat. Od razu poczuła się winna.
Wiktor wciąż się uśmiechał, nieświadomy jej wewnętrznego rozdarcia.
— Fiuu dzisiaj wieczorem?
— Tak — zgodziła się, a jej kark mrowił pod spojrzeniem, co do którego nie miała pewności, czy należało do niego. — Porozmawiamy po twoim treningu.
Wiktor przyciągnął ją do siebie, by po raz ostatni mocno ją pocałować. Kiedy ją puścił, jedną dłoń położył na swojej piersi, a drugą wrzucił proszek Fiuu do kominka.
Gdy tylko zniknął w syczących, zielonych płomieniach, Hermiona odwróciła się, posyłając zawstydzone uśmiechy czekającym ludziom. Gdy szła wzdłuż długiej kolejki, jej ciało prawie wibrowało od narastającego w niej napięcia.
A gdy go zobaczyła... gdy jej wzrok padł na wysokiego mężczyznę z charakterystycznymi blond włosami, cała reszta zniknęła w tle.
Draco stał nieco z boku. Jego mina wyrażała mieszaninę rozbawienia i irytacji.
— Wszyscy spóźniają się przez Hermionę Granger, która całuje się namiętnie ze swoim quidditchowym chłopakiem — zawołał żartobliwie.
Samo to, że wypowiedział jej imię, tym głębokim barytonem po raz pierwszy od lat wystarczyło, by rozkosz eksplodowała w każdej komórce jej ciała.
Och, jakaż była głupia. Kompletna, niereformowalna idiotka.
Draco Malfoy górował nad nią tak dostojnie, że wydawało się, że urósł od ich ostatniego spotkania. Jego ramiona były tak szerokie, że napinały materiał ciemnoszarego płaszcza. Włosy miał jak zawsze schludnie ułożone i były lekko podniesione na górze, tak że Hermiona musiała zacisnąć pięści, by powstrzymać się od pogłaskania go.
— Malfoy — rzuciła i szybko skinęła głową. Próbowała stłumić uśmiech czający się w kącikach jej ust, ale zdecydowanie jej się to nie udało, sądząc po jego zadowolonym wyrazie twarzy.
Wyglądał znacznie poważniej niż go zapamiętała. Nie miał już prostych, czarnych spodni i koszuli, ani lekkości ruchów. Zamiast tego, ubrany był w szyty na miarę garnitur i kamizelkę. Do jego piersi przypięty był srebrny łańcuszek z herbem Malfoyów. To oraz ciasno zawiązany krawat i płaszcz ciężko opadający na jego ramiona sprawiały, że wyglądał, jakby na jego barkach spoczywało dziedzictwo wszystkich przodków z rodu Malfoyów i Blacków.
— Nadal próbujesz trafić na pierwszą stronę Proroka Codziennego , co?
Hermiona spojrzała na niego z udawaną złością.
— Wiktor jest bardzo uczuciowy. Czasami zapomina, że nie jesteśmy jedynymi ludźmi na tym świecie.
Draco mruknął i uniósł brwi.
— Co?! — odparowała Hermiona, a to przekomarzanie natychmiast wydało się jej znajome.
— Nic — odparł, przepuszczając stojących przed nim ludzi, gdy kolejka ruszyła do przodu. Jak na kogoś, kto miał pilne spotkanie, wcale się nie spieszył. — Jak długo jesteście razem?
Hermiona zmarszczyła brwi, po czym przerzuciła część swoich loków przez ramię. Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego nagle poczuła się tak, jakby musiała się bronić. Po prostu nie czuła się w porządku, rozmawiając o swoim związku z mężczyzną, który wciąż potrafił powalić ją na kolana samym uśmiechem.
— Prawie rok — powiedziała sztywno. — Dlaczego pytasz?
Draco wzruszył ramionami, a potem odsunął się jeszcze bardziej, podczas gdy kolejne osoby znikały z głośnym trzaskiem i sykiem kominka. Lekki podmuch powietrza wywołany ich ruchem wypełnił się jego wonią. Eukaliptus i drzewo cedrowe. Nigdy nie zdołała znaleźć zapachu, który mógłby go zastąpić. Był na tyle wyjątkowy, że natychmiast przywołał lawinę wspomnień.
— Myślę, że to wyjaśnia, dlaczego nadal żegnacie się przy Fiuu. Wciąż jesteście w fazie zakochania, prawda?
Hermiona zaśmiała się pod nosem i zacisnęła wargi. Nie chciała myśleć o tym, jak on całował ją, jakby byli w sobie szaleńczo zakochani. A jednak jej oczy przesunęły się na jego usta, wciąż tak cienkie i blade, jak je zapamiętała.
Musiała się opanować. To wszystko było wysoce niestosowne.
— A ty niby jesteś ekspertem w tej sprawie, bazując na swoim doświadczeniu z… kim?
Draco zmrużył oczy, jego ciało zesztywniało.
— Zamierzam się zaręczyć, jeśli chcesz wiedzieć.
Skurcz w jej klatce piersiowej wywołany jego słowami był pod wieloma względami niewłaściwą reakcją. Między nimi nigdy nic nie było i nie będzie. Fakt, że się zaręczy, nie zmieni rzeczywistości, w której żyli.
A jednak...
— Zamierzasz się zaręczyć? — zapytała, próbując trzymać się tego dziwnego zdania, zamiast skupiać się na niekomfortowym uczuciu w klatce piersiowej.
— Właśnie zmierzam na spotkanie z jej rodzicami. To jeden z tych czystokrwistych zwyczajów. Kontrakt małżeński, podpisany przez mojego ojca i głowę rodu Greengrassów w chwili moich narodzin, który ma zostać wypełniony przed moimi dwudziestymi szóstymi urodzinami.
— Greengrass? Dafne?
— Jej siostra. Astoria.
Hermiona westchnęła w duchu. Teraz nie mogła nawet żywić żadnych negatywnych uczuć wobec tego małżeństwa. Astoria przekazała ogromną kwotę na projekt Hermiony dotyczący ochrony młodych wilkołaków, gdy jeszcze pracowała w Ministerstwie.
Z trudem przełknęła ślinę i zmusiła się do kolejnego uśmiechu.
— Gratulacje. Astoria to urocza dziewczyna.
— Tak słyszałem, zgadza się. — Poprawił rękawy swojego płaszcza, a następnie odchrząknął, a lekka pogawędka zamieniła się w niezręczną ciszę.
Pytanie było zbędne, ponieważ aluzja była jasna. Miał zamiar zaręczyć się z osobą, którą znał tylko przelotnie z czasów Hogwartu.
Musiał zauważyć szok malujący się na jej twarzy, bo oznajmił:
— Dziś spotykam się z jej rodziną po raz pierwszy. Samej Astorii nie zobaczę ponownie, dopóki szczegóły dotyczące posagu nie zostaną ostatecznie ustalone.
— Och — powiedziała Hermiona — te czystokrwiste tradycje nadal są z innej epoki.
Draco wzruszył ramionami, choć zrobił to z pewną opieszałością.
— To uszczęśliwi moją matkę.
Hermiona niewiele mogła powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to jak kazanie. Nie chciała wyjść na protekcjonalną, więc zamiast tego spróbowała pokrzepiająco skinąć głową.
— Dezaprobata maluje się na twojej twarzy — zaśmiał się Draco, a drobne zmarszczki wokół jego oczu sprawiły, że serce podskoczyło jej gwałtownie w klatce piersiowej.
— Być może jestem zbyt nowoczesną czarownicą, by zrozumieć zawiłości zaaranżowanego małżeństwa. To nie znaczy, że jest z nim coś nie tak.
— Cóż... — westchnął, jego wzrok zamglił się, kiedy patrzył, jak kolejne osoby znikają w kominku.
Hermiona nie mogła powstrzymać się od lekkiego poruszenia. Pięć lat temu zdarzała się między nimi cisza, ale zawsze była ona albo pełna napięcia, albo przyjemna. Nigdy tak niewygodna.
— Nadal rysujesz? — zapytała w końcu.
Oczy Draco znów odnalazły jej spojrzenie, a mroczne uczucie, które w nich tkwiło, było niczym struna fortepianu, która ścisnęła jej płuca.
— Sporadycznie — odparł. — Jest wiele... do zrobienia, by przywrócić dobre imię rodu Malfoyów.
— Widziałam artykuły w Proroku Codziennym — powiedziała, co on skwitował uniesieniem brwi. — Odszkodowania wojenne, mowa, którą wygłosiłeś podczas ostatniej gali w Ministerstwie, podnoszenie świadomości o mentalności śmierciożerców wciąż panującej w niektórych kręgach społeczeństwa...
Draco uniósł dłoń i skrzywił się.
— Nie musisz wyliczać, Granger. Starałem się. Ku niezadowoleniu mojego ojca, który wolałby, żebyśmy tkwili w przeszłości na zawsze.
Pracownicy Ministerstwa wracali z przerwy obiadowej, tłocząc się przed kominkiem w Dziurawym Kotle. Draco ujął jej ramię i odsunął ją na bok.
— A ty wyruszasz do Japonii, jeśli wierzyć Prorokowi ? Uciekasz przed pierścionkiem, który Krum chce wsunąć ci na palec?
Hermiona przewróciła oczami.
— Ritę trzeba z powrotem zamknąć w słoiku.
Draco otworzył usta z zaskoczenia, ale zanim zdążył zapytać o wyjaśnienia, Hermiona powiedziała:
— Pierwsza część jest prawdziwa. Za dwa tygodnie wyjeżdżam do Japonii.
— Ach, rozprzestrzeniasz ten swój idealizm na odległe zakątki świata?
— Nie — odparła. — Wręcz przeciwnie. Piszę książkę o różnych systemach magicznych i o tym, jak mogłyby ulepszyć nasz system edukacji. Myślę, że wszyscy możemy uczyć się od siebie nawzajem.
— Może powinniśmy…
Zawahał się na chwilę, a między jego brwiami pojawiła się zmarszczka. Kiedy przez chwilę nic nie mówił, Hermiona poruszyła ustami, bezgłośnie pytając:
— Co?
Potrząsnął głową i posłał jej malutki uśmiech, jakby właśnie doszedł do jakiegoś wniosku.
— Cóż — powiedział. — Miło było porozmawiać, ale chyba powinienem... — Wskazał na kominek, w którym znikali ostatni pracownicy Ministerstwa.
Palce Hermiony świerzbiły ją, gdy chciała chwycić go za rękaw i zatrzymać. Szybko wepchnęła je do kieszeni. Wiktor wielokrotnie prosił ją, aby bardziej na nim polegała. Aby okazywała uczucia. Powiedziałby, że nie ma nikogo bardziej pragmatycznego niż ona. Dlaczego więc czuła, że chce uczepić się płaszcza Draco Malfoya?
— Już jestem spóźniony.
— Oczywiście — powiedziała pospiesznie Hermiona, robiąc krok w tył i gestykulując w stronę kominka. — Nie chcę cię zatrzymywać, skoro wybierasz się omawiać kwestię posagu Astorii.
— Nie jej posag negocjujemy — odparł Draco — tylko mój.
Podniósł elegancką papierową torebkę, która, jak zakładała, zawierała prezenty dla jego przyszłych teściów. Hermiona nie była w stanie ukryć zaskoczenia ani powstrzymać się od wyszeptania zdumionego Och.
— Nie słyszałaś, Granger? Malfoyowie nie są już tak rozchwytywanym towarem, jak kiedyś.
Chciała kłócić się z nim, że wcale nie jest towarem i powiedzieć, że słuchanie, jak z taką goryczą mówi o sobie, rani ją do głębi. Wiedziała jednak, że nie ma do tego prawa. Nie widzieli się od pięciu lat. Kim była, by mieszać się w jego sprawy? Nie znała stojącego przed nią człowieka. Nie wiedziała, co się wydarzyło, że czuł się zmuszony do przejęcia dziedzictwa swojej rodziny; tak wybrakowanego, jakim było.
Wiedziała tylko, że tęskniła za tym młodym człowiekiem, którym był nie tak dawno temu. Tym, który zajmował się sztuką, który czytał Władcę Pierścieni i uwielbiał tę książkę bez cienia ironii, i który grał z nią w UNO do późnych godzin nocnych.
— Ja też się cieszę, że znowu się spotkaliśmy — powiedziała w końcu. — Nie mogę uwierzyć, że wcześniej ani razu na siebie nie wpadliśmy.
— Dlaczego? — zapytał z ironicznym uśmieszkiem, który niemal złamał jej serce. — Miałaś nadzieję jeszcze mnie kiedyś zobaczyć?
W odpowiedzi zmarszczyła nos i ruszyła za nim w stronę kominka. Gdy stanął w środku, z proszkiem Fiuu w dłoni, jej serce znów podskoczyło do gardła. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że zabrakło jej słów. Żal?
— Musiało się to stać akurat dzisiaj, prawda?
Chwilę później zniknął w kłębach zielonego dymu, pozostawiając po sobie jedynie echo swoich słów.
***
Dwa tygodnie później zaskoczył ją potężny puchacz siedzący spokojnie za oknem w jej salonie.
Będę przed południem w domu w Leechville.
— D.
List Draco nie zawierał żadnych konkretów, ale tych kilka słów wystarczyło, by wywrócić w Hermionie wszystko do góry nogami. To tylko potwierdziło, że podjęła dobrą decyzję, by udać się do Irlandii i porozmawiać z Wiktorem po jego meczu.
Rozstanie było trudne, a smutek Wiktora wyczuwalny.
Mimo to... wiedziała, że podjęła słuszną decyzję.
Nie tyle dla siebie samej, ile po to, by uwolnić Wiktora od przekonania, że jest dla niego odpowiednią osobą.
Hermiona znów postukała palcami w list, a jej umysł utknął w niekończącej się pętli: Powinnam czy nie powinnam?
Zostało jej tylko osiem godzin do lotu, ale wszystko spakowała już kilka dni wcześniej. Pożegnała się z Ginny, Harrym oraz Ronem i posprzątała mieszkanie tak dokładnie, że nie została ani jedna drobinka kurzu.
Nie było zatem żadnego racjonalnego powodu, żeby odmówić przyjazdu.
Istniały jednak rozmaite przeszkody emocjonalne.
O ile wiedziała, Draco był już zaręczony.
Nie widziała żadnego oficjalnego komunikatu, ale to nie oznaczało, że tak nie było.
I nawet jeśli nie… Nawet jeśli Draco nadal był wolny, to nie oznaczało, że spotkanie z nim było dobrym pomysłem.
Zaledwie kilka minut w jego towarzystwie przy kominku w Dziurawym Kotle uświadomiło jej to, co zawsze podejrzewała.
Nie chodziło tylko o jego wygląd, zapach ani fakt, że intensywność jego spojrzenia na długie dni zapadała w jej pamięci. Nie chodziło nawet o to, że jej ciało reagowało na niego w sposób, który można by opisać jedynie jako nierozsądną obsesję.
Chodziło o jego obecność. Tak po prostu.
Nie wierzyła w aurę ani tym podobne wróżbiarskie bzdury, ale musiała przyznać, że Draco Malfoy miał w sobie coś nieuchwytnego. Coś, czego nie potrafiła logicznie wytłumaczyć. Coś, co dało się jedynie poczuć.
Niczym wibracja w przestrzeni, wir wciągający niewidzialne moce do jej wnętrza.
Wiktorowi nie brakowało zdecydowanej i charyzmatycznej osobowości, więc nie chodziło tylko o pewność siebie.
Czymkolwiek była ta niewidzialna siła, wystarczyła, by otworzyć jej oczy na fakt, że ta moc była brakującym elementem układanki w jej związku z Wiktorem.
Hermiona westchnęła, po czym popchnęła list na drugi koniec stołu kuchennego.
Nie powinna jechać. Nie powinna chcieć znów się z nim zobaczyć.
Z drugiej strony, jeśli nie pojedzie, to nigdy nie dowie się, dlaczego się z nią skontaktował.
Oznaczałoby to wieczne zastanawianie się, co mogłoby to być.
A następna rzecz była chyba najgorsza.
Odkąd jego sowa przyniosła list, w głowie miała tę niedorzeczną myśl: Co jeśli chciał się z nią zobaczyć, bo on także poczuł to niewidzialne przyciąganie?
Hermiona pokręciła głową. Musiała zdusić tę myśl w zarodku. Nie było szans, żeby poczuł tę samą szaloną chemię podczas niezręcznej, dziesięciominutowej rozmowy.
Absolutnie żadnych szans.
Hermiona westchnęła, odsunęła się od stołu i zabrała się za organizowanie półki z przyprawami. Kiedy się wprowadzi, Luna na pewno będzie jej wdzięczna za to, że wszystkie zioła zostały oddzielone od reszty przypraw i ułożone alfabetycznie. Lecz gdy tylko lubczyk znalazł się obok majeranku, niepokój w niej wzmógł się tak bardzo, że czuła się, jakby drżała.
— Chrzanić to — mruknęła, a potem ruszyła energicznie w stronę kominka, złapała garść proszku Fiuu i warknęła: — Dom w Leechville.
Chwilę później znalazła się w salonie, którego myślała, że już nigdy więcej nie zobaczy. Przed starym telewizorem wciąż znajdowała się dumna, lecz samotna, aksamitna sofa. W przedpokoju dostrzegła tę samą odklejającą się tapetę.
Dochodzący z kuchni dźwięk wyrwał ją z zamyślenia. Pomaszerowała w tamtym kierunku, gotowa wygarnąć Draco, co o nim myśli. Jak śmiał ściągać ją tu w dniu jej lotu? Jak śmiał wtargnąć do jej umysłu w ten sposób? Jak śmiał być tak... tak... tak bardzo sobą?!
Jednak gdy tylko weszła do kuchni, poczuła się, jakby zderzyła się ze szklaną szybą. Jej ciało zastygło na widok, który miała przed sobą. Draco miał na sobie jedną ze swoich czarnych koszul. Pochylał się nad kuchenną wyspą, kreśląc szybkie, zdecydowane linie węglem rysunkowym.
— Granger — powiedział, nawet nie podnosząc wzroku. — Co tak długo?
Musiała otworzyć usta z wrażenia, bo kiedy w końcu na nią spojrzał, szeroko się uśmiechnął, szczerząc zęby. Wyglądał w tym momencie tak chłopięco, że czuła się, jakby wpadła w tunel czasoprzestrzenny i cofnęła się w czasie o pięć lat.
— Zdajesz sobie sprawę, że czeka mnie dwunastogodzinny lot?
— Tak, chyba coś czytałem w Proroku Codziennym— odparł. — Choć to dość dziwne, moim zdaniem. Zapomniałaś, że istnieją świstokliki?
Prychnęła i skrzyżowała ramiona na drżącej piersi.
— Podróż świstoklikiem na drugi koniec świata jest o wiele bardziej uciążliwa.
Draco mruknął, marszcząc brwi, skupiony na swoim rysunku.
— Więc dlaczego zaprosiłeś mnie tutaj akurat dzisiaj? I czy w ogóle dostałeś pozwolenie z Ministerstwa, żeby tu być?
— Nie potrzebuję pozwolenia. Dom należy do mnie.
Hermiona opuściła ręce.
— Dom należy do...?
— Mnie — odpowiedział, a jego przenikliwe spojrzenie na ułamek sekundy znów spoczęło na niej. Było niczym przeklęty harpun wbity prosto w pierś.
Przez moment zastanawiała się, co Harry i Ron powiedzieliby na ten temat. Ron tak bardzo przeżywał jej rozstanie z Wiktorem. Miała wrażenie, że osiwiałby, gdyby dowiedział się, że powodem jej decyzji było to, że kilka minut w obecności Draco Malfoya uświadomiło jej, że nigdy nie mogłaby czuć tego samego do Wiktora.
— Odkupiłem go od Ministerstwa kilka lat temu. Nie przyjeżdżam tu zbyt często, ale to dobre miejsce do ucieczki, jeśli potrzebuję czasu dla siebie.
— Kupiłeś sobie własne więzienie?
— Ja to traktuję raczej jako miejsce do kontemplacji.
Aha, więc Draco Malfoy został buddyjskim mnichem. Hermiona znowu założyła ręce na piersi i starała się wyglądać na tak wściekłą, jak tylko potrafiła.
— To wciąż nie wyjaśnia, po co mnie tu zaprosiłeś.
Wreszcie odłożył ołówek i wyprostował się. Uśmiech wciąż błądził wokół jego ust. Prawie można by pomyśleć, że Draco Malfoy sprzed dwóch tygodni był jedynie wytworem jej wyobraźni. Ten, który był zapięty na ostatni guzik i sztywny, jak na Malfoya przystało.
— Pomyślałem, że moglibyśmy zajrzeć do księgarni w miasteczku.
Hermiona niemal czuła, jak na jej czole pojawia się głęboka zmarszczka.
Nic z tego nie miało sensu.
Po pięciu latach absolutnej ciszy w eterze nagle pewnego dnia wstał, spojrzał w lustro i pomyślał: Ej, wiesz co, byłoby fajnym pomysłem na spędzenie cennego czasu? Wycieczka z Granger do księgarni w Leechville, jak za starych, dobrych czasów!
To było całkowicie nie do pomyślenia.
Chyba że...
Tak. Chyba że jej pobożne życzenia nie były tylko pobożnymi życzeniami.
Chyba że nie tylko ona odkryła, że ta zaskakująca iskra między nimi wciąż się tliła.
Hermiona nerwowo przygryzła wewnętrzną stronę policzka. Jej spojrzenie przemknęło po jego oświetlonej sylwetce, jakby mogła wyczytać z niej odpowiedzi. Jej wzrok zatrzymał się na jego długich palcach, a jej ciało rozgrzało się na wspomnienie, gdy kiedyś błądziły one po jej ciele. Na wspomnienie sposobu, w jaki pieszczotliwie jej dotykały, jakby była czymś drogocennym, co należy pielęgnować.
— Mam dwie godziny — rzuciła mu gniewne spojrzenie. — Spraw, żebym tego nie żałowała.
Mimo że dom wyglądał, jakby zatrzymał się w czasie, księgarnia zbyt mocno poszła z duchem czasu. Stare, wytarte wykładziny i drewniane podłogi zniknęły. Zastąpił je żółtawy laminat. Książki były teraz idealnie ułożone według gatunków, a znajdujący się na przedzie dział z poradnikami był bulwersująco obszerny. Hermiona nie była w stanie pozbyć się uczucia lekkiego rozżalenia z powodu tych zmian. Czuła, jakby część jej przeszłości została po prostu nadpisana, i było to tylko kolejne przypomnienie, że przeszłości nie da się ponownie przeżyć.
— Zatem... — Draco w końcu odezwał się zza jej pleców, gdy weszli do alejki, w której kiedyś udawała orgazm. Uspokoiła ją myśl, że w tej sekcji nadal można było odnaleźć fantastykę i science fiction. — Ty i Wiktor?
Hermiona cmoknęła z dezaprobatą i odwróciła głowę w jego stronę.
— To nic wielkiego. Ludzie ciągle ze sobą zrywają. Życie toczy się dalej.
— Skeeter jest innego zdania.
Hermiona westchnęła i odwróciła się do niego, gdy ten zacytował nagłówek: Złota Dziewczyna zostawia za sobą pasmo złamanych serc. Co dalej?
Chciała przewrócić oczami z oburzenia na tę przesadę, ale coś w jego tonie, coś głębszego ukrytego w tych słowach, sprawiło, że zamiast tego poczuła się mniejsza.
Wiedziała, że zraniła Wiktora. To nie było kłamstwo. Żałowała, że rok temu nie wiedziała tego, co teraz. Wtedy, kiedy spotkali się na meczu Quidditcha, na który wyciągnął ją Ron. Byłoby o wiele łatwiej dla nich obojga, gdyby nie pozwoliła sobie uwierzyć, że może zakochać się w nim tak, jak zawsze chciała kochać inną osobę.
— Porozmawiajmy o twoich zaręczynach — powiedziała z drwiącym uśmiechem Hermiona.
— Lepiej nie — odparł Draco, wyciągając z półki pierwszą lepszą książkę, by przekartkować jej strony.
— Negocjacje nie poszły zgodnie z planem?
— Chcą, żebym wyrzekł się ojca — powiedział Draco. W jego głosie nie było słychać złości, ale mimo to rezygnacja ścisnęła jej serce. — Choć nie pochwalam jego poprzednich działań, cierpi już wystarczająco w Azkabanie. Nie musi czytać w Proroku Codziennym , że jego jedyny syn zamierza zerwać z nim wszelkie kontakty.
— Więc...
Nie zaręczaj się.
— Więc co?
Hermiona potrząsnęła głową. Jakie miała prawo mówić takie rzeczy mężczyźnie, którego nie widziała od lat?
Odwróciła się i westchnęła niepewnie. Udawała, że patrzy na półkę z książkami, gładząc palcami grzbiety książek science fiction.
— Mówiłeś, że te zaręczyny sprawią radość twojej matce?
Zaległa dłuższa cisza. Czekając na odpowiedź, Hermiona wpatrywała się w książki, aż tytuły na grzbietach stały się niewyraźne.
— Uwięzienie mojego ojca i drastyczny spadek naszego statusu społecznego bardzo ją dotknęły — odparł w końcu. — Sojusz z rodziną Greengrassów ponownie otworzyłby przed nią wiele możliwości.
— Więc żenisz się, żeby twoja matka znów dostawała zaproszenia na herbatę?
Gdy tylko te słowa padły z jej ust, natychmiast ich pożałowała. Tak bardzo nie chciała pozwolić, by jej opinie wpłynęły na jej reakcje.
— Matka jest... — w jego głosie pojawił się bolesny zgrzyt — dość przygnębiona. Jeśli ponowne otrzymywanie zaproszeń na herbatę przyniosłoby jej szczęście, z ochotą bym jej to zapewnił.
Hermiona powoli obróciła się na pięcie, przyciskając dłonie do półki za sobą tak mocno, że mebel wbił się w jej ciało.
— A co z twoim szczęściem?
To pytanie widocznie go dotknęło. Kąciki jego ust opadły, a oczy zasnuły się emocjami, których nie potrafiła do końca nazwać. Wiedziała, jak mistrzowsko opanował oklumencję, więc fakt, że niczego przed nią nie ukrywał, znów ścisnął jej serce.
— Zasługuję na szczęście, Granger?
To pytanie uderzyło w nią tak mocno, że jeszcze głębiej wcisnęła się w znajdującą się za nią półkę.
— Oczywiście, że tak.
Draco unikał jej wzroku, jego oczy utkwione były po drugiej stronie alejki.
— Jest wielu, którzy by się z tym nie zgodzili.
— Ale przecież nie żenisz się, bo społeczeństwo nadal cię nienawidzi, prawda? To zupełnie nie pasuje do Draco Malfoya, którego znam.
Jego wzrok powrócił do niej z taką prędkością, że omal nie zakrztusiła się powietrzem.
— Sądzisz, że wiesz, kim jest Draco Malfoy?
Przez chwilę brakowało jej słów, oskarżenie wyczuwalne w jego głosie było oczywiste.
— Masz rację, nie powinnam się w to wtrącać. To twoja decyzja. Powinieneś robić to, co uważasz za słuszne, niezależnie od opinii innych.
— To prawda — zgodził się Draco. Nastąpiła długa cisza, a potem: — Dlaczego zerwałaś z Krumem?
Hermionie przewróciło się w brzuchu.
— Po prostu nie wierzyłam, że przetrwamy związek na odległość.
— Więc miałaś w planach rozstanie z nim jeszcze zanim się spotkaliśmy? Bo z tego, co widziałem, ten pocałunek wyglądał...
— Nie byłam pewna, dobra? — odparła Hermiona, prostując się. — Nie wiedziałam, czego chcę.
— I zyskałaś pewność po…
Nie dokończył zdania, ale Hermiona słyszała te słowa głośno i wyraźnie. Dawał jej szansę, by powiedziała to, co wisiało między nimi przez cały ten czas. Ale nie wiedziała, czy może to powiedzieć. Czy powinna.
— Znowu rysujesz? — zapytała delikatnie, mając nadzieję, że uda jej się skierować rozmowę na mniej osobiste tematy.
— Tak. Spotkanie z tobą mnie zainspirowało.
Osz kurwa.
Hermiona wiedziała, że znowu gapi się na niego w osłupieniu. Ale jak mógł mówić takie rzeczy… i z takim przekonaniem, skoro nie widzieli się od lat?
— Mogłeś napisać do mnie wcześniej — powiedziała, czując, jak frustracja wzbiera jej w żyłach. — Może i nie było mnie w Londynie, ale nie byłam odcięta od świata.
— Myślałem, że moje listy nie byłyby mile widziane.
Hermiona fuknęła nosem, a potem z rezygnacją przeczesała włosy.
— Co my właściwie robimy, Draco?
Spojrzał przez okno na ulicę skąpaną w październikowym słońcu.
— Zastanawiałem się nad tym dość często — mruknął tak cicho, że musiała wytężyć słuch, by go usłyszeć. — Czy podjąłem wtedy dobrą decyzję.
Gdy na nią spojrzał, znów zaparło jej dech w piersiach.
Przez kilka nerwowych chwil jedynie wpatrywali się w siebie, wciąż stojąc w wąskiej alejce. Wspomnienia wypływały na powierzchnię jej umysłu, aż poczuła się niczym kocioł wypełniony Amortencją.
— Nie będzie mnie przez cały rok.
— Zdaję sobie z tego sprawę. — Draco przechylił głowę, aż w końcu na jego wargach zagościł kolejny uśmiech. — Jak sądzisz, Granger, czy my się w ogóle znamy?
Hermiona cicho prychnęła, po czym zacisnęła wargi.
— Prawdę mówiąc? Nie sądzę.
— Tak — zgodził się Draco. — Ja też.
Nie potrafiła powiedzieć, dlaczego świadomość, że są dla siebie w zasadzie obcymi ludźmi, nie dawała jej spokoju.
— Chciałabyś to zmienić? — zapytał ostrożnie, prawie jakby wyczuwał jej niepokój.
— Co masz na myśli?
Uśmiech Draco znów się powiększył.
— Co powiedziałabyś na przyjaźń? W końcu mógłbym wysłać do ciebie list.
Hermiona znów parsknęła niedowierzająco. Przyjaciele? Chciał się z nią przyjaźnić? Dlaczego to brzmiało jeszcze bardziej niedorzecznie niż romans?
— Myślałam, że nie wierzysz w przyjaźń damsko-męską?
Draco wykrzywił twarz z konsternacji.
— Kiedy niby coś takiego powiedziałem?
— W drodze z Londynu do Leechville?
— Nie, nie, nie. Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. — Zanim Hermiona zdążyła się sprzeciwić, on znów się odezwał: — Tak, tak, powiedziałem to. Mężczyźni i kobiety nie mogą się przyjaźnić. — Po kolejnej krótkiej przerwie dodał: — Chyba że mieszkają na przeciwległych krańcach świata. Wtedy mogą.
Przekrzywiła głowę, zaintrygowana jego skomplikowanym tokiem rozumowania.
— To doprecyzowanie poprzedniej reguły. Gdy dwoje ludzi dzieli taka odległość, że nie ma mowy o tym, by ich przyciąganie kiedykolwiek przerodziło się w coś więcej, mogą się przyjaźnić.
Hermiona przejechała językiem po zębach. Słowo „przyciąganie” wirowało jej w myślach jak karuzela.
— Przyjaciele? — Wyciągnął rękę w jej stronę.
Hermiona patrzyła na jego dłoń przez dłuższą chwilę. Mrowienie pod skórą nie ustępowało, a niespokojne motyle nerwowo trzepotały w jej brzuchu. Miał jednak rację. Nie znali się. I być może poznanie go bliżej pomogłoby jej wyrwać się z tego dziwacznego snu na jawie, w którym obecnie się znajdowała.
— Zgoda — odparła. Chwyciła jego dłoń i stanowczo ją ścisnęła. Była pewna, że dystans pozwoli zachować ich relację na wyłącznie platonicznym gruncie. I kto wie? Może gdy pozna go lepiej, będzie mogła raz na zawsze wyleczyć się z wszelkich romantycznych myśli. — Przyjaciele.
Chapter 7: Nie spałam nocami, wciąż się zastanawiając
Chapter Text
21 lutego 2007
Malfoy,
Nie mam za dużo czasu na pisanie. Dziś ma przyjechać nowy profesor Historii Świata Magicznego, a moim zadaniem jest oprowadzić go po szkole i pomóc mu się zaaklimatyzować. Z tego, co mi wiadomo, jest Amerykaninem i ekspertem w swojej dziedzinie.
Chciałam ci tylko powiedzieć, że podobał mi się ostatni rysunek, który mi przysłałeś. Jednak (tak, wiem, ze mną zawsze jest jakieś „jednak”) myślę, że chyba powinieneś odłożyć konfrontację między feniksem a sową na później. Na razie feniks daje chłopcu nadzieję; odebranie mu jej na tak wczesnym etapie opowieści mogłoby osłabić wydźwięk jego śmierci.
Ach, wzywają mnie.
Później, gdy wrócę do siebie, napiszę dłuższy list.
Jeszcze tylko jedno, zanim zapomnę: błagam, powiedz swojej mamie, żeby nie przysyłała mi więcej prezentów. Nie chciałabym wyjść na niewdzięczną, ale to taka mordęga dla twojej biednej sowy. Może zjedz te słodycze za mnie i powiedz jej, że bardzo mi smakowały? Proszę?
— Hermiona
10 marca 2007
Granger,
Twój ostatni list sprawił, że martwię się, czy siarkowe opary wulkaniczne z Minami Iwo Jima nie uszkodziły ci mózgu. Mała bombonierka od jednego z najsłynniejszych szwajcarskich producentów czekolady to zbyt wiele dla mojej sowy, ale dołączenie do listu pięćdziesięciostronicowej rozprawy jakimś cudem jest w porządku?
Ale przemilczmy twoją hipokryzję, skoro przez całą noc czytałem twoją hipotezę dotyczącą tego, jak różne interakcje japońskich czarodziejów i czarownic ze środowiskiem naturalnym wpływają na tamtejszą florę i faunę. Może nie jestem Longbottomem i moja wiedza w tym temacie nie jest tak rozległa, ale szukałem czegoś na potwierdzenie twoich ustaleń w Bibliotece Malfoyów. Szczególnie jedna książka, „Magia a Symbioza Ekologiczna”, może cię zainteresować, więc wysłałem ci egzemplarz. I proszę, nie zaczynaj znowu kazania. Tyfon ma zapewnioną doskonałą opiekę podczas podróży do ciebie. Upewniłem się, że nocuje tylko w najlepszych sowiarniach na całym świecie. (Słyszałaś kiedyś o myszach Wagyu? To jest poziom opieki, jaki mu zapewniam).
Zakreśliłem ci fragmenty opisujące symbiozę japońskiej magii i przyrody. Jak możesz zauważyć, jestem bardzo otwarty na twoje chwilowe obsesje.
Pamiętaj tylko, proszę, że według moich wyliczeń, twoja książka ma już czterysta stron, a wciąż mało napisałaś o tym, jak twoje wnioski wpłyną na nasz system edukacji. A, jeszcze jedno. I mówię to z całą sympatią, jaką do ciebie czuję: musisz uważać na te wymyślne słowa, których używasz, i na wszystkie te „aby dowiedzieć się więcej o ABC, zobacz DEF na temat tego, jak QPR można zastosować do XYZ”. Myślę, że wyczerpałaś już wszystkie litery alfabetu, kochanie.
I zanim znowu zaczniesz swoją tyradę o tym, że ty i ja nie możemy być jedynymi ludźmi na tej planecie, którzy sprawdzają źródła… Tak, Granger, kochanie, jesteśmy naprawdę rzadkim gatunkiem. Nie zakładajmy, że każdy ma cierpliwość i inteligencję jak my dwoje.
Powiedz mi teraz coś więcej o tym amerykańskim profesorze, który, spośród wszystkich możliwych rzeczy, naucza Historii Świata Magicznego. Czy jest tak samo śmiertelnie nudny jak Binns? I nie wmawiaj mi, że lekcje Binnsa były fascynujące, i kto ma tyle szczęścia, by jego profesor żył w czasie wydarzeń historycznych, o których naucza? Mam nadzieję, że twój profesor jest przynajmniej wciąż żywy.
— Draco
1 kwietnia 2007
Malfoy,
Jaki troglodyta opatruje książkę adnotacjami? Przepraszam, nie mam ci już nic więcej do powiedzenia.
…
No dobrze, tym razem ci daruję, ale jeśli nadal będziesz traktować swoje książki w taki sposób, być może będziemy musieli przemyśleć, czy możemy nadal być przyjaciółmi.
Zapoznałam się z twoimi obawami dotyczącymi długości mojej książki i zgadzam się z tym, co napisałeś. Dlatego zdecydowałam się podzielić ją na kilka tomów. Rozmawiałam z moim wydawcą i był bardzo entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu (proszę, nie psuj mi tego, twierdząc, że zależy mu tylko na rozgłosie, jaki przyniesie moje nazwisko, a nie na treści, którą tworzę. Wiem. Mimo wszystko traktuję to jako swoje zwycięstwo).
Quinn, profesor Historii Świata Magicznego, żyje i ma się dobrze. Dziękuję, że pytasz. Właśnie wczoraj spędziliśmy prawie całe popołudnie na dyskusji o wojnach olbrzymów. Wiesz, że istnieje teoria, według której wrogość olbrzymów wobec czarodziejów została zapoczątkowana w wyniku dawno zapomnianej zdrady popełnionej przez prominentną rodzinę czarodziejów? O ile chcesz się założyć, że byli czystokrwiści?
Wybacz, wiem, że odbiegam od tematu. Ale po prostu jestem tak podekscytowana, że wreszcie odnalazłam kogoś, kto naprawdę pojmuje zawiłości ówczesnych konfliktów. To trochę tak, jakby spotkać swoją intelektualną bratnią duszę.
No dobrze, nie denerwuj się. Oczywiście nadal jesteś moim ulubionym przyjacielem-intelektualistą, ale twoje listy idą tak długo, a ja czasami jestem trochę samotna (czy nadal uważasz, że nie zdołam przekonać cię do korzystania z poczty elektronicznej?).
Wczoraj kąpałam się w gorących źródłach na dachu szkoły. Pamiętasz, jak opisywałam ci je w jednym z moich wcześniejszych listów? To, jak magiczna woda ma działanie wspomagające kontemplację i dochodzenie do wniosków, o których inaczej byś nie pomyślał?
No więc wczoraj myślałam o tobie.
A raczej o nas.
O tych listach.
O naszej przyjaźni.
I zaczęłam się zastanawiać. Ponieważ regularnie jadasz obiady z Astorią, czy sądzisz, że miałaby coś przeciwko, gdyby dowiedziała się o tym, że ze sobą piszemy? Proszę, nie mów mi, że za dużo myślę. Chciałam tylko rzucić to jako kwestię do rozważenia: czy pokazałbyś jej nasze listy, gdyby chciała je przeczytać?
— Hermiona
15 kwietnia 2007
Granger,
Choć pochlebia mi, że poświęcasz swój cenny czas w kąpieli na myślenie o mnie, a nie o swojej rozprawie naukowej (to jest rozprawa, po prostu to przyznaj), mogę zapewnić cię, że nie musisz martwić się uczuciami Astorii.
Oboje doskonale zdajemy sobie sprawę, że te spotkania są tylko na pokaz i że rozwiążemy negocjacje w sprawie naszych zaręczyn, gdy tylko nadejdzie odpowiednia chwila. Więc odpowiedź jest prosta: nie. Nigdy nie pokazałbym jej naszych listów. Nie dlatego, że uważam, że muszę je ukrywać, ale dlatego, że nie mam żadnego obowiązku dzielić się z nią czymś tak prywatnym.
A więc twój amerykański profesor to twoja intelektualna bratnia dusza, tak? Muszę przyznać, że to zraniło coś więcej niż tylko moją dumę, ale zawsze byłaś dobra w trafianiu w moje słabe punkty.
Mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość. Któregoś dnia spotkałem Pottera w Ministerstwie. Powiedział, że wie o naszej przyjaźni i zaprosił mnie na piwo do pubu. To było niesamowicie niezręczne. Jedna z najgorszych chwil ostatniej dekady mojego życia, więc wiedz, że bardzo ci za to dziękuję.
Powiedział mi, że Łasic wciąż nic nie wie o całej tej sprawie z Leechville i myślę, że to w sumie dobrze.
Czy to coś złego, że chciałbym, aby nasza przyjaźń została tylko między tobą i mną?
Ostatnio zastanawiałem się nad urlopem. Jako doświadczona podróżniczka, znasz jakieś miejsca, które mogłabyś mi polecić?
— Draco
List, który nigdy nie został wysłany:
1 sierpnia 2007
Draco,
Skoro wreszcie korespondujemy e-mailowo, pisanie listu wydaje się wręcz… pretensjonalne... Ślad pióra na papierze jest jak sekret wyszeptany na pergaminie.
Proszę, wybacz mi tę sentymentalność. Muszę przyznać, że jestem teraz trochę wstawiona.
Chciałam ci powiedzieć
Prawda jest taka
Chciałabym
Ostatnio często biorę kąpiele i wcale nie po to, by myśleć o mojej „rozprawie”, jak ją określasz.
Prawdę mówiąc, myślę o tobie. Często.
Myślę o tym, jak często o tobie myślę.
Myślę o ogłoszeniu twoich zaręczyn w Proroku Codziennym. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek nadejdzie czas, kiedy nie będziesz musiał już dłużej utrzymywać pozorów z Astorią. Myślę o twojej matce. O jej słabym stanie psychicznym i o tym, jak szczęśliwa wydaje się być z powodu twoich zaręczyn.
Myślę o twoim śmiechu. O twoim uśmiechu. O twoich dłoniach i o tym, jak pięć lat temu przez całe lato ukrywałeś przede mną ten znak na ramieniu.
Myślę o twoich rysunkach i ukrytym w nich bólu.
Myślę o twoich słowach. Tych pisanych atramentem, wyrytych na mojej skórze i tych na białym tle, zawsze migających mi pod powiekami.
Myślę o twoim genialnym umyśle i o tym, jak chciałabym się do niego dostać, znaleźć jakąś lukę, stać się na tyle znacząca, żebyś myślał o mnie przynajmniej w połowie tak często, jak ja myślę o tobie.
Mam to wspomnienie o nas, które jest tylko wytworem mojej wyobraźni.
Ty na lotnisku w Tokio (bo zgadzasz się, że latanie samolotem jest wygodniejsze niż niekończące się przeskakiwanie świstoklikami), gdy przechodzisz przez rozsuwane drzwi. Próbujesz ukryć swój uśmiech, gdy mnie widzisz, ale nie udaje ci się to, a ja nagradzam cię pocałunkiem.
Ale im więcej czasu spędzam w kąpieli, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że to wspomnienie nie jest prawdziwe. Proszę, nie mów mi, że jest w tym coś więcej. Nie wydaje mi się, żeby moje serce nie rozpadło się, gdy w gazecie pojawi się twoja uśmiechnięta twarz obok Astorii.
Wiem, że mówiłeś, że nie masz nic przeciwko temu, że jestem tak blisko z Quinnem. Nie, to nieprawda. Nigdy wprost nie powiedziałeś mi, co myślisz o tym, że spędzam z nim czas. Dużo żartujesz na jego temat, ale…
Boże, co ja w ogóle wypisuję?
Więc… dziś wieczorem wybrałam się z Quinnem do miasta. Nawet nie pomyślałam, że to może być randka, ale może po prostu jestem zbyt tępa, bo podobno wszyscy oprócz mnie wiedzieli
Quinn pocałował mnie dziś wieczorem.
No i powiedziałam to. Wyrzuciłam to z siebie. Cała prawda. Nie mam gdzie się ukryć.
Byliśmy na obiedzie i drinkach w tej uroczej Izakayi, a potem, gdy spacerowaliśmy wzdłuż strumyka, odwrócił się i pocałował mnie.
Nie było to nieprzyjemne. Dobra, może nawet mi się to podobało. Może nawet odwzajemniłam pocałunek, tak troszkę.
I czuję się, jakbym cię zdradzała. Mimo że jesteś teraz oficjalnie zaręczony i pomimo tych czułości, które nadal wplatasz w każdą naszą korespondencję, nigdy nie zapytałeś…
Tak strasznie chcę cię zobaczyć.
Dlaczego zawsze dochodzę do tego samego wniosku, kiedy kończę kąpiel?
Inny list, który nigdy nie został wysłany:
4 października 2007
Hermiono,
Przez kilka dni zastanawiałem się, czy powinienem napisać ten list.
Zdecydowałem, że nie powinienem.
Potem upiłem się z Teo jak głupi gówniarz i oto jestem.
Wiem, że nie powinienem tego pisać.
Ale muszę, choćby tylko ten jeden raz.
Jestem zdecydowanie niezadowolony, że umawiasz się ze swoim amerykańskim profesorem.
Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, bo zasługujesz na całe szczęście tego świata. Ale jestem też zaborczym egoistą i chcę, żebyś była szczęśliwa ze mną.
Wiem, że nie możesz czekać na mnie wiecznie. Wiem, że niesprawiedliwe jest trzymanie cię na dystans tylko dlatego, że martwię się, że zerwanie zaręczyn pogorszy stan mojej matki.
Żałuję, że nie przyleciałem do ciebie w maju. Wciąż to sobie wyobrażam: ja zwinięty obok ciebie na futonie, promienie słońce w twoich włosach, twoje piegi jaśniejące pod moim dotykiem. Czuję, że gdybym tylko dotknął cię, zanim depresja matki się pogorszyła, miałbym odwagę powiedzieć jej, że moje szczęście jest gdzie indziej.
***
Grudzień 2007
Hermionę obudziło ciche pochrapywanie jej chłopaka, Quinna, leżącego obok niej. Z westchnieniem wygramoliła się z ich ciepłego futonu. Zabrała ze sobą koc i ciasno owinęła go sobie wokół ramion.
Zima w tej części Japonii była znacznie ostrzejsza niż w jej rodzinnych stronach. Mimo że ogrzewanie podłogowe grzało jej stopy, nieustannie czuła ten lekki chłód, który przenikał przez drzwi shoji w domu, który wynajmowali w małym magicznym miasteczku ukrytym w górach Hokkaido.
Po cichu zakradła się do kuchni. Wyjrzała przez okno na zasypane śniegiem podwórze. Ekspres do kawy ożył, napełniając filiżankę pachnącym, brązowym napojem. Znajdował się na niej napis: Będziemy za tobą tęsknić, nauczycielko! Był to prezent pożegnalny od uczniów z Mahoutokoro, który bardzo doceniła, chociaż tak naprawdę nie zajmowała takiego stanowiska. Quinn, który uczył Historii Świata Magicznego, narzekał na niesprawiedliwość, ponieważ dostał w prezencie zestaw magicznych truskawek, które zmieniały kolor jego włosów za każdym razem, gdy jakąś zjadł.
Nie miała serca powiedzieć mu, że choć był oczytany, był też trochę nudny, a nastolatkowie nie rozumieli ani nie doceniali tego rodzaju geniuszu.
Kiedy ekspres wysączył ostatnią kroplę do filiżanki, Hermiona zabrała ją do gabinetu, odsuwając na bok notatki do swojej następnej książki.
Wtedy wyciągnęła z szuflady list, który otrzymała poprzedniej nocy. Koperta była gruba, co zawsze dobrze wróżyło. Oznaczało to, że Draco prawdopodobnie przysłał jej kolejną część swojej książki, którą niedługo miał skończyć.
Przez dłuższą chwilę tkwiła w bezruchu. Jej myśli wracały do tego dnia w księgarni. Do momentu, w którym zdecydowali się na przyjaźń na odległość.
Była tak pochłonięta adaptacją w Mahoutokoro, że niemal o tym zapomniała. Dopóki nie przyszedł pierwszy list. A potem następny. I kolejny. Aż tęsknota za nim nie była już tylko fizyczna. Kiedy przeszli na e-maile, pisali do siebie przynajmniej raz w tygodniu.
Powiedzenie mu o Quinnie było trudne, choć wiedziała, że po ogłoszeniu jego zaręczyn z Astorią nie była mu winna żadnych wyjaśnień. Mimo to… w momencie, gdy uświadomiła sobie, że zakochuje się w uroczym, choć nieco kujonowatym, amerykańskim profesorze, pytanie, jak powiedzieć o tym Draco, było pierwszą rzeczą, która przyszła jej do głowy.
W każdej ze swoich wiadomości był pełen wsparcia, choć z czasem korespondencja stawała się coraz rzadsza. A kiedy powiedziała mu, że zostanie w Japonii jeszcze na rok, bo tak wiele można się nauczyć od tamtejszych magicznych społeczności, nie odpisał jej przez cały miesiąc.
Aż do wczoraj, kiedy dotarł do niej list. Na początku była nim zaskoczona, ale kiedy sowa upuściła grubą kopertę, Hermiona pomyślała, że wysłał jej swoje rysunki i dlatego wybrał tę metodę zamiast wysyłania e-maila.
Ostrożnie rozłożyła list. Jej serce, jak zwykle, galopowało w piersi. Wzięła głęboki oddech, by się opanować.
Droga kujonko,
Twoja książka „Systemy magiczne na świecie i ich znaczenie dla edukacji” od zeszłego tygodnia jest dostępna w Esach i Floresach. Mogłem nabyć egzemplarz, by z dumą umieścić go w Bibliotece Malfoyów. W końcu czuję, że należy mi się częściowe uznanie za powstanie tego dzieła, ponieważ byłem świadkiem wszystkich twoich kryzysów i marudzenia, kiedy zagłębiałaś się w badaniach.
Jeśli kiedykolwiek odwiedzisz
Twoja przyjaciółka Rita napisała nawet o tym artykuł. Wyciąłem go dla ciebie, bo byłem pewien, że będziesz chciała pławić się w jej szczodrych pochwałach.
Hermiona potrząsnęła listem, aż wypadł z niego mały wycinek z gazety.
Złota dziewczyna po raz kolejny olśniewa nas swoją inteligencją. Kto by pomyślał, że ta wszystkowiedząca kujonka może nas tak zabawnie i uroczo rozbawić, wyliczając liczne niedoskonałości naszego systemu edukacji? McGonagall jak dotąd odmówiła komentarza w sprawie licznych zarzutów wobec jej szkoły. Czy to możliwe, że najmądrzejsza czarownica swojego pokolenia znowu posunęła się za daleko?
— Jedynym powodem, dla którego Minerwa odmówiła komentarza, jest to, że zgadza się ze mną, że powinnaś siedzieć w słoiku — wymamrotała Hermiona. Zmięła papier w dłoni i wrzuciła go do kosza.
Zawsze wiedziałem, że kiedyś wdasz się w spór z McGonagall o to, która z was jest najmądrzejsza. Może nie wierzysz we wróżbiarstwo, ale powtarzam ci, że widziałem to zapisane w gwiazdach.
Ale dość o tobie.
Jest wiele rzeczy, które muszę ci powiedzieć, i martwię się, że wpłynie to na…
Słuchaj, Hermiono, cieszę się twoim szczęściem. Naprawdę. Myślę, że podjęłaś słuszną decyzję, żeby zostać w Japonii z Quinnem i dalej prowadzić badania do swojej drugiej książki. Chcę, żebyś wiedziała, że to, co napiszę dalej, nie ma z tym nic wspólnego.
Proszę, postaraj się zachować otwarty umysł. Nadal drżę na myśl o pięćdziesięciostronicowym eseju, w którym wyraziłaś opinię na temat dobrostanu zwierząt, po tym jak powiedziałem ci, że matka hoduje pawie.
Pierwsza strona listu kończyła się w tym miejscu. Hermiona zawahała się przez moment, martwiąc się, co znajdzie po drugiej stronie. Myślała, że druga, mniejsza koperta, która wypadła wraz z listem, zawiera jeden z jego rysunków, ale gdy podniosła kremowy, delikatny papier, zdała sobie sprawę, jak bardzo się myliła.
Nagle w pokoju zrobiło się jeszcze zimniej, a jej palce zesztywniały, gdy odwróciła list. Klatka piersiowa stała się zimna i odrętwiała. Jej wzrok utkwił w zdaniu napisanym pedantycznym pismem Draco, które gwarantowało, że nigdy już nie będą dla siebie niczym więcej niż tylko przyjaciółmi:
Astoria i ja zdecydowaliśmy, że pobierzemy się na wiosnę.
***
Październik 2009 - 2 lata później
— Więc przypadkiem zobaczyłem jej wyciąg z konta u Gringotta — powiedział Ron, zerkając znad gabloty, na której leżało kilka egzemplarzy drugiego tomu książki Hermiony.
— Jak to przypadkiem zobaczyłeś? — Przesunęła trochę książki, aż była zadowolona z ich ułożenia i strzepała niewidoczne drobinki kurzu z okładek.
„Zodiakalne panny tak mają”, pewnie powiedziałaby Ginny, gdyby ją na tym przyłapała.
— Cóż, kąpała się, a to było tam… w jej torebce.
Hermiona przechyliła głowę.
— A co, gdyby wyszła i przyłapała cię na grzebaniu w jej rzeczach?
— Nie o to chodzi, Hermiono — westchnął Ron. — Mówię ci, co odkryłem. Właśnie wydała sześćset galeonów na nową miotłę dla swojego męża. Nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek od niego odeszła.
— Nikt nie uważa, że ona kiedykolwiek go zostawi. — Hermiona przeciągnęła dłonią po swoich lokach, zaskoczona, że nie sięgają już do ramion. Nadal nie przyzwyczaiła się do swojej nowej fryzury.
Ron spojrzał w dół, jak zbity pies.
— Masz rację. Masz rację. Wiem, że masz rację.
Z powrotem skupił się na trzymanej przez siebie książce, ale serce Hermiony nadal ciążyło jej jak kamień. Bolało ją, gdy przez lata widziała swojego przyjaciela tak nieszczęśliwego. Było oczywiste, że nie był zadowolony ani ze swojej pracy, ani z życia prywatnego. Jednakże był też najbardziej oporną na dobre rady osobą, jaką kiedykolwiek spotkała.
Ron znowu uniósł głowę i się zawahał.
— Ktoś gapi się na ciebie z działu „Rozwój osobisty” — wymamrotał pod nosem Ron. — I niech mnie diabli wezmą, jeśli to nie Draco Malfoy.
Hermiona prawie upuściła książkę, gdy dotarły do niej te słowa. Jej wzrok natychmiast podążył w kierunku, który wskazywał Ron.
Tam, między półkami z takimi bestsellerami jak „Wyhoduj własne magiczne fasolki i podbij królestwo olbrzymów” oraz „Nowe Przesilenie, Nowa Ty”, stał nikt inny, jak mężczyzna, który w najbardziej nieświadomy sposób wielokrotnie łamał jej serce. Wyglądał na nieco zawstydzonego, gdy Hermiona przyłapała go na wpatrywaniu się w nią. Jego spojrzenie błądziło między nią a książką, którą trzymał w dłoni.
— Czy jest jakiś powód, dla którego wygląda jak nastolatek pod wpływem Amortencji?
— Ma taką minę, bo wydaje mu się, że powinien się przywitać, ale nie ma na to ochoty.
— Jesteś pewna? Bo dla mnie wygląda jak…
Cokolwiek Ron zamierzał powiedzieć, nie zdążył dokończyć, ponieważ wtedy odezwał się Draco:
— Hermiona Granger.
Ron odchrząknął w chwili, gdy Hermiona oderwała wzrok od swojej książki. Dzięki temu, że Draco rozproszył się reakcją jej przyjaciela, mogła popatrzeć na niego, nie czując presji jego spojrzenia.
— Weasley. — Wzrok blondyna przesunął się po garniturze w kolorze pudrowego błękitu, który miał na sobie w tym dniu Ron. Ten kolor sprawiał, że jego włosy wydawały się nabierać jeszcze bardziej płomiennego odcienia.
— Malfoy — odpowiedział, lustrując go z taką samą uwagą.
Spojrzenie Draco w końcu zatrzymało się na Hermionie, a ona poczuła, jak jej serce łomocze w piersi.
Uspokój się, warknęła w myślach, na litość boską, on jest żonaty.
To nie było tak, że nie odzywał się przez pięć lat, jak ostatnim razem. Przecież po jego ślubie wysyłali sobie okazjonalne życzenia urodzinowe.
Minęło kilka nerwowych chwil, podczas których spojrzenie Rona przeskakiwało między nimi niczym piłeczka ping-pongowa. W końcu, gdy doszedł do wniosku, że nie chciał uczestniczyć w tym co działo się między nimi, Ron wycofał się na dalszy plan.
— Cześć, Draco — powiedziała w końcu Hermiona. Przewróciła oczami, gdy Ron pomachał do niej i wyszedł z Esów i Floresów, nie oglądając się za siebie. To wszystko prawdopodobnie było winą Harry’ego, który wygadywał bzdury o tym, że Draco potajemnie wzdychał do Hermiony, zanim się ożenił.
— Jak tam? — zapytał Draco, wsuwając ręce do kieszeni spodni.
— Dobrze — odparła Hermiona. Starała się brzmieć jak najbardziej wesoło.
— Co u Quinna?
— Dobrze — powtórzyła, choć zabrzmiało to bardziej jak kwiknięcie. — Słyszałam, że ma się dobrze.
— Nie jesteś już ze swoim profesorem?
— Niedawno się rozstaliśmy.
Przez chwilę wahał się, a kącik jego ust lekko opadł.
— Przykro mi.
— Tak… cóż… no wiesz… tak. — Cmoknęła, ignorując gwałtownie przyśpieszające bicie serca. Jak to możliwe, że nadal ją pociągał, nawet gdy opłakiwała dwuletni związek, który rozpadł się w mgnieniu oka?
— No więc — powiedziała szybko, pragnąc zmienić temat, zanim porwie ją wir emocji. — Co u ciebie? Jak się żyje po ślubie?
— Nie wiem. Rozwodzę się.
W jego głosie nie wybrzmiewało wiele smutku, lecz cień żalu, który onieśmielił Hermionę. Próbowała nie myśleć o tym, ani nie zastanawiać się, jak bardzo Astoria mogła go uszczęśliwić. Mimo wszystko, była uroczą kobietą i zasłużyli na to, by cieszyć się wspólnym życiem, niezależnie od tego, jak bardzo wiadomość o ich ślubie zraniła Hermionę.
— Przykro mi — odparła szczerze. — Naprawdę mi przykro.
— Cóż, tak… Co zrobić? — Draco wzruszył ramionami, a potem spojrzał za okno. — Masz chwilę, żeby porozmawiać? Tak po prostu, nie wiem, nadrobić zaległości?
Nie była pewna, czy dobrym pomysłem było podążanie za mężczyzną, który sprawiał, że wciąż przeżywała ten sam schemat przyjaźni i zawodów miłosnych. A jednak tak naprawdę nigdy nie umiała mu odmówić.
Parę chwil później siedzieli w małej, mugolskiej włoskiej restauracji, po prostu popijając wodę.
— To była tylko kwestia czasu — westchnął ciężko Draco. — Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że nasz związek miał jedynie uszczęśliwić naszych rodziców. Chyba nie powinno mnie to aż tak zaskoczyć, gdy oznajmiła, że kogoś poznała.
W głosie Draco dało się wyczuć delikatną nutę żalu, która chwyciła Hermionę za serce. Współczucie, które pojawiło się na jej twarzy, zbył machnięciem ręki.
— Nie użalajmy się nad durniem — powiedział. — Może zmienimy temat?
Hermiona potrząsnęła głową i zmarszczyła brwi.
— Nawet małżeństwo z rozsądku może przerodzić się w coś więcej.
Draco mruknął, zaciskając usta w wąską linię.
— Dla niej najwyraźniej nie.
Hermiona odchyliła się na krześle. Draco niewiele się zmienił, odkąd widziała go trzy lata temu. Nadal nosił szyte na miarę garnitury, które wydawały się na tyle ciężkie i luksusowe, by wystarczająco wskazywać na jego czystokrwiste pochodzenie. Jednak wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki, których wcześniej nie było. Nie był też tak dokładnie ogolony jak kiedyś, a jego zarost sprawiał, że ostra linia szczęki była jeszcze bardziej pociągająca. Nagła myśl o drapaniu go paznokciami sprawiła, że Hermiona na chwilę wstrzymała oddech. Draco zmrużył oczy, jakby czuł, o czym myśli. Poczuła, jak krew napływa jej do twarzy.
Przecież opłakiwała koniec swojego związku, przypomniała sobie. To był najmniej odpowiedni moment, by wzdychać do innego faceta.
— A więc… Quinn?
Hermiona skrzywiła się.
— Cóż, wiesz. To po prostu jedna z tych historii.
— Jedna z tych historii, którą mi opowiesz?
Hermiona wydała z siebie cichy dźwięk, coś pomiędzy śmiechem a westchnieniem.
— Kiedy Quinn i ja zaczęliśmy się spotykać, chcieliśmy dokładnie tego samego. Mieszkać razem, ale nie brać ślubu. Chcieliśmy móc spontanicznie podróżować po Azji Południowo-Wschodniej. Odkrywać magiczne ruiny, poznawać formy magii, które dla nas, Brytyjczyków, są niewyobrażalne, i spędzać całe tygodnie zamknięci w czterech ścianach, pracując nad naszymi badaniami.
Draco kiwnął głową, jakby to było dla niego całkowicie zrozumiałe. Jakby związek oparty wyłącznie na nieustannym, intensywnym wysiłku intelektualnym był dokładnie tym, czego potrzebowała.
Być może jednak jej nie znał.
— Więc — ciągnęła — Ginny narzekała, jak niewiele czasu miała z Harrym, odkąd pojawiły się dzieci. Wiesz, po prostu oni we dwoje, jako para. Quinn i ja rozmawialiśmy o tym. Jak wspaniały mamy związek. Że możemy siedzieć do późna, pracując nad badaniami, bez obawy, że dziecko się obudzi. O tym, że możemy spontanicznie lecieć do Tajpej.
— To brzmi jak udany związek — powiedział Draco, a dziwny niesmak ścisnął jej żołądek. — No więc, co się wydarzyło?
Hermiona westchnęła.
— Myślę, że pewnego ranka obudziliśmy się i uświadomiliśmy sobie, że nie chcemy już tego samego. Quinn chciał zostać w Japonii. Ja chciałam wrócić do Wielkiej Brytanii. Quinn chciał mieć dzieci. Ja chciałam…
— Czego?
Skrzywiła się, po czym powiedziała:
— Cóż, wiesz, innych rzeczy.
— Na przykład?
Seksu, chciała krzyknąć. Namiętnego, zapierającego dech w piersiach seksu. Ale najwyraźniej nie jest mi pisane mieć jednocześnie związku stymulującego intelektualnie i dobrego seksu.
Zamiast tego przygryzła wewnętrzną stronę wargi.
— Po prostu rzeczy.
— Rzeczy — powtórzył Draco, bębniąc palcami o stół. Zmarszczył czoło, jakby jego umysł analizował to słowo. Potem uniósł brwi i powiedział: — Rzeczy, hm?
— Nie bądź taki zdziwiony — fuknęła. — To, że lubię ciekawe rozmowy, nie znaczy, że nie mam…
Kiedy rozłożyła ręce, szukając słowa, Draco pomógł jej, mówiąc:
— Potrzeb?
— Tak, potrzeb.
Na jej odpowiedź zareagował szerokim uśmiechem.
— Co? — żachnęła się.
Potrząsnął głową i wziął łyk wody. Hermiona wykonała podobny ruch głową i po raz kolejny ze zdziwieniem poczuła, jak znacznie krótsze loki muskają jej ramiona.
— Czy tak trudno uwierzyć, że potrzebuję czegoś więcej? To znaczy… Harry powiedział to samo. „Myślałem, że Quinn jest dla ciebie stworzony”. Najwidoczniej muszę wybierać między jednym a drugim. Nie mogę mieć związku, który jest stymulujący zarówno fizycznie, jak i intelektualnie.
Draco zamierzał się odezwać, ale Hermiona rozpędziła się, a emocje wylewały się z niej niczym potok.
— A może po prostu jestem zbyt wybredna. Może nie ma czegoś takiego jak idealny partner i powinnam po prostu zadowolić się dobrym facetem. Ponieważ taki właśnie był Quinn. Był dobrym człowiekiem, a ja… — Hermiona przełknęła ślinę i pokręciła głową.
Gdy zapadła między nimi dłuższa cisza, Draco powiedział:
— Nie sądzę, by istniała idealna osoba, ale wierzę w istnienie tej właściwej.
Jego odpowiedź sprawiła, że ugryzła się w koniuszek języka.
— Czy Astoria była dla ciebie właściwą osobą?
— Nie sądzisz, że nadal byłbym żonaty, gdyby tak było?
Więc kto?
To było najbardziej zdradliwe pytanie. Nawet jeśli Astoria nie była dla Draco tą jedyną, Hermiona wiedziała, że nadal była dla niego kimś ważnym. Kimś, kto go skrzywdził.
— To zupełnie w porządku chcieć wszystkiego — powiedział Draco. — Nie zadowalać się byle czym.
Hermiona próbowała odczytać jego myśli, ale był tak samo nieodgadniony jak dawniej. Nie potrafiła stwierdzić, czy celowo ukrywał swoje emocje. Wiedziała tylko, że jest zbyt nieufna, by znowu doszukiwać się czegoś w jego zachowaniu. Nie była w stanie emocjonalnie znieść kolejnej nadziei, która mogłaby okazać się tylko pustym życzeniem.
— W każdym razie, długo o tym rozmawialiśmy. On powiedział: „Cóż, właśnie tego chcę”, ja powiedziałam: „Cóż, ja nie”. Wtedy on powiedział: „To chyba koniec”, a ja po prostu odeszłam.
Hermiona poczuła łzy palące ją pod powiekami.
— I wiesz co, czuję się dobrze. Naprawdę. Wszystko w porządku. To wszystko, co mogliśmy sobie nawzajem zaoferować, więc po prostu doszliśmy do racjonalnego wniosku.
— Aha, brzmi całkiem zdrowo.
Hermiona wyczuła sarkazm w jego głosie, ale postanowiła go zignorować. Co Draco mógł wiedzieć o jej związku z Quinnem? Znał jedynie kilka informacji, którymi podzieliła się z nim na początku. Jak mógł zrozumieć, że łatwo było zakończyć związek, gdy uświadomiła sobie, że już jej nie odpowiada?
Może to czyniło z niej „łamaczkę serc”, za jaką wciąż uważała ją Rita Skeeter.
A może to świadczyło jedynie o tym, że jeszcze nie była gotowa, by rezygnować z tego, czego naprawdę chciała.
— Przynajmniej wciąż mam swoje mieszkanie — powiedziała Hermiona nieco później, gdy spacerowali przez park, który często odwiedzała z Harrym. Liście powoli przybierały odcień spalonego pomarańczu. Część z nich drżała na wietrze, a niektóre już chrzęściły pod jej butami. — Ze współlokatorką z doskoku, ale kto może być wybrednym w obecnej sytuacji gospodarczej?
Draco uniósł brwi, słysząc jej słowa. Jego dłonie były ukryte głęboko w kieszeniach płaszcza.
— Współlokatorka?
Hermiona skinęła głową.
— Luna. Podnajęłam jej moje mieszkanie, kiedy wyjechałam do Japonii, a ponieważ wróciłam bez uprzedzenia, nie mogę prosić jej teraz, żeby się wyprowadziła. Szczerze mówiąc, nie jest źle. Naoglądała się za dużo mugolskiej telewizji i teraz chce urządzać tematyczne piżama party. Wczoraj próbowałyśmy wszystkich smaków lodów Ben & Jerry, żeby wybrać ten najlepszy.
— Peanut Butter fudge*.
Hermiona zaśmiała się, zaskoczona, że nadal bywał w mugolskich sklepach spożywczych.
— Bynajmniej — fuknęła. — Cookie Dough** rządzi.
Czuła jakby ukradkowe spojrzenia, które wciąż jej rzucał, łaskotały ją w skroń i w policzek. Walcząc z pragnieniem odwzajemnienia spojrzenia, zapytała:
— A ty? Wróciłeś do Dworu?
— Mieszkanie od początku było moje, więc nie. Nadal mieszkam w Londynie.
— Dom w Leechville i mieszkanie w Londynie… Coraz bardziej przypominasz mugola, nie uważasz?
— Gdybyś tylko słyszała, co uważa na ten temat mój ojciec. Jakby nie wystarczyło, że jego syn żyje jak dziwoląg, to jeszcze się rozwodzi.
— I co z tego?
— I co z tego? Czy kiedykolwiek słyszałaś, żeby jakakolwiek czystokrwista para się rozwiodła? Mój ojciec oczekiwał, że przynajmniej spłodzimy dziedzica, zanim znajdziemy sobie kochanków. Ale rozwód? To się w głowie nie mieści. To tylko jeszcze bardziej niszczy i tak już wątpliwą reputację Malfoyów.
— Twój ojciec martwi się o swoją reputację, odsiadując dożywocie w Azkabanie? — zapytała z niedowierzaniem Hermiona.
Draco zaśmiał się, ale ten śmiech wydał się jej wymuszony. Równie dobrze mógł po prostu powiedzieć: Nie zrozumiałabyś tego, bo właśnie to oznaczał ten pusty dźwięk. To, że tak naprawdę nigdy nie zrozumie jego świata i tego, co to znaczy w nim żyć.
Nie rozumiała, dlaczego zdecydował, by zaręczyć się z Astorią, jeśli było to tylko na pokaz. Nie rozumiała, dlaczego ożenił się z kimś tylko po to, by uszczęśliwić matkę. A teraz nie rozumiała, dlaczego koniec jego małżeństwa z rozsądku wydawał się dla niego tak bolesny.
W końcu dotarli na skraj parku. Hermiona zatrzymała się i odwróciła do niego, czując, jak z emocji kłuje ją serce, gdy spojrzała w jego jasne oczy.
— Podoba mi się twoja nowa fryzura — powiedział, wskazując na jej sięgające ramion loki.
— Dzięki. Taka obowiązkowa zmiana po rozstaniu, jak mniemam.
Roześmiał się pod nosem, a potem wsunął dłonie do kieszeni.
Jakim cudem coś zawsze przyciągało ją do niego? Dlaczego nawet po tylu latach nie mogła powstrzymać się od chęci, by sięgnąć i zacisnąć palce na rękawie jego płaszcza? Zatrzymać go, tym razem naprawdę, i mieć go dla siebie, na jak długo tylko pozwoli.
— Miło było znów cię zobaczyć, Hermiono — powiedział ciepło, gdy cisza między nimi przeciągała się bez końca. Skinęła głową, a w jej piersi kotłowało się jak w parowarze, który nie ma jak wypuścić pary.
Byłoby logiczne, gdyby teraz się rozeszli. By uleczyć swoje poranione serca z dala od siebie, z nadzieją, że może pewnego dnia znów się odnajdą, gdy będą wolni od jakichkolwiek ograniczeń. On, na Merlina, rozwodził się, i był to rozwód, którego najwyraźniej nie chciał. Nie było dla niej miejsca w jego życiu, prawda?
— Ciebie również — powiedziała z wymuszonym uśmiechem.
— No to… widzimy się niedługo?
Już miała skinąć głową, gdy w jej umyśle pojawiła się inna myśl. Przez te wszystkie lata zawsze to on wyciągał rękę. Tej nocy, gdy tańczyli pod księżycem, powiedział, że rozważa odwołanie wyjazdu z matką. To on poprosił ją, by została. Prosił o pocałunek. Dwa lata temu to on wyciągnął do niej rękę, tuż przed jej wyjazdem do Japonii. To on wysłał pierwszy list. To on powiedział, że chce ją odwiedzić, nawet jeśli nigdy nie doszło to do skutku.
Draco musiał wziąć jej milczenie za pożegnanie, bo zaczął odwracać się z ustami zaciśniętymi w imitacji uśmiechu.
Wyciągnęła dłoń, zanim zdążyła się rozmyślić. Palce zacisnęły się na delikatnym materiale jego płaszcza. Draco zatrzymał się w połowie obrotu, a jego oczy rozszerzyły się, gdy wzrok padł na jej dłoń.
Starając się nie skrzywić ani nie cofnąć, Hermiona wzięła głęboki wdech i ponownie spojrzała mu w oczy.
— Chciałbyś kiedyś pójść ze mną na kolację?
Draco zmarszczył brwi, a kąciki jego ust drgnęły.
Hermiona chciała puścić jego płaszcz. Chciała zbyć żartem desperację w swoim głosie. Jednak tak długo powstrzymywała się w jego obecności i najwyraźniej dotarła do pewnej granicy.
Wbiła palce jeszcze głębiej w jego płaszcz, z pewnością kaszmirowy, zaciskając je tak mocno, że musiałby siłą odrywać jej dłonie, żeby odczepić ją od siebie.
Kiedy odważyła się spojrzeć mu w twarz, dostrzegła na niej przyjemne zaskoczenie, które zdradzał jego delikatny uśmiech. Przypomniały jej się słowa z przeszłości, które nigdy nie dotarły do adresata: Mam to wspomnienie o nas, które jest tylko wytworem mojej wyobraźni.
I w tym momencie zalały ją te nieprawdziwe wspomnienia sprzed dwóch lat. Sny o pocałunkach na lotnisku, długich nocnych rozmowach i przeczesywaniu palcami splątanych włosów. Sny, które były z nią przez tak wiele dni i pękły jak bańka, gdy zamiast jego przyjazdu do Japonii ogłoszono jego zaręczyny.
Przez chwilę nie odpowiadał, tylko wpatrywał się w dłoń, która powstrzymywała go przed odejściem. Hermiona gwałtownie nabrała powietrza.
Prawdopodobnie powinna go wtedy puścić. Zamiast tego jej palce stały się jeszcze bardziej natarczywe. Szarpała go za rękaw, aż w końcu uniósł ramię.
Wzrok Draco powoli powędrował z jej dłoni na twarz. Zanim ich spojrzenia znów się spotkały, w jego oczach pojawiło się mnóstwo pytań, na które nie miała odpowiedzi.
— W takim razie może teraz? Moje mieszkanie jest tuż za rogiem — powiedział Draco, a szary odcień jego oczu pogłębił się, przypominając węgiel, którym rysował.
Hermiona skinęła głową.
Wydawało się, że każde ich spotkanie wypadało w fatalnym momencie. Ten raz był chyba najgorszy ze wszystkich. Ich życie było w kompletnej ruinie.
Nie wiedziała, czy to w ogóle możliwe, by jej wyimaginowane wspomnienia kiedykolwiek stały się rzeczywistością. Czy nie popełniała błędu, kurczowo trzymając się przyjaźni, która przynosiła jej tylko cierpienie.
Wiedziała jedynie, że teraz, kiedy wreszcie to ona go zatrzymała, nie była gotowa ponownie go puścić.
— Tak — odpowiedziała. — Z przyjemnością.
________________________________
* Peanut Butter fudge - lody o smaku masła orzechowego z czekoladkami z masłem orzechowym
** Cookie dough - lody waniliowe z kawałkami ciasteczek z czekoladą oraz kawałkami pysznej czekolady
Chapter 8: Po prostu powiedz, że mnie potrzebujesz
Chapter Text
Październik 2009 — Tego samego dnia
Mieszkanie Draco było niczym bezkresna powierzchnia ciemnego drewna i szkła, które odbijało ostatnie promienie słońca. Było puste, bez żadnych mebli. Kroki Hermiony niosły się echem po przestronnym apartamencie, a jej głos odbijał się od pustych ścian, gdy zapytała:
— Ktoś cię okradł?
Z cichym pomrukiem Draco poprowadził ją dalej w pustkę, w której egzystował.
— Chciałem zacząć od nowa — odpowiedział — więc poprosiłem Astorię, żeby zabrała wszystko, co tylko zechce. — Gestem wskazał na pusty salon. — Co ostatecznie obejmowało wszystko z wyjątkiem naszego łoża małżeńskiego.
— Od kiedy to tak wygląda? — zapytała, obracając się. Jej uwagę przyciągnął zapierający dech w piersiach widok parku, z którego właśnie przyszli.
— Od kilku miesięcy? — odparł, wzruszając ramionami. — Chciałem zatrudnić Pansy, ale jest zajęta innymi klientami i… zrozumiałem, że w sumie niewiele mi potrzeba.
— Draco Malfoy znowu żyje jak mnich. — Hermiona potrząsnęła głową. — Program M.U.G.O.L.E. naprawdę pozwolił ci odnaleźć wewnętrzny spokój, prawda?
Na jego twarzy pojawił się uśmiech, a blade usta zacisnęły się z rozbawienia. Jednak kiedy się odezwał, jego ton był pozbawiony emocji.
— Coś w tym rodzaju.
Odchrząknęła, minęła go i weszła do pustego pokoju. Po jej lewej stronie znajdował się kominek z elegancką, białą obudową. Postanowiła na chwilę przy nim zostać. Machnięciem różdżki Draco rozpalił ogień. Pomimo pustki, w mieszkaniu nie było zimno. Jednak kiedy poczuła łagodne ciepło płomieni, stopniał w niej inny rodzaj chłodu. Taki, który już dawno osiadł głęboko w jej kościach.
Z westchnieniem usiadła na podłodze i zamknęła oczy, a gorąco ogrzewało skórę jej twarzy. Gdy uniosła powieki, Draco siedział obok niej. Jego smutny wzrok był skupiony na płomieniach.
— Więc, co do obiadu — powiedział w końcu, wyraźnie otrząsając się z zamyślenia. — Co powiesz na chińszczyznę na wynos?
— Nadal jesz mugolskie jedzenie?
— Tylko to ostatnio jadam. Winky postanowiła służyć Astorii, chociaż zaoferowałem jej lepszą zapłatę. — Znów westchnął.
— Malfoy znowu zdradzony przez skrzata domowego. To chyba rodzinna klątwa.
— Przypuszczam, że nie jestem osobą, która wzbudza lojalność.
Mimo że jego odpowiedź brzmiała jak żart, serce Hermiony opadło na dno żołądka jak ciężki kamień. Podobnie jak wiele jego innych słów, także i te skrywały bolesną prawdę za zasłoną sarkazmu. Puste mieszkanie i niemal chłodny sposób, w jaki się wypowiadał, przypomniały jej pierwszy raz, kiedy odwiedziła go w domu w Leechville. Nie mogła powstrzymać się od myśli, a właściwie zmartwienia się, czy znów nie dopadła go depresja.
— Nie sądzę, żeby to była prawda. — Słowa wyrwały się jej, zanim mogła je przemyśleć. Kiedy odwróciła głowę, żeby zobaczyć, jak zareagował na jej słowa, kącik jego ust drgnął w czymś, co uznała za drwiący uśmiech.
— Tak sądzisz?
— No cóż, na przykład, mimo że tak dużo mówisz o tym, że kobiety i mężczyźni nie mogą się przyjaźnić, nadal spotykasz się z Pansy, prawda?
— Pansy to całkiem inna historia.
— Dlaczego? Nie jest kobietą?
— Ona jest... — Draco westchnął i wzruszył ramionami. — Żeby to zrozumieć, musiałabyś się z nią spotkać. Jest jak chochlik, który napił się eliksiru pieprzowego. Ciężko za nią nadążyć. Ja już przestałem próbować.
Hermiona objęła dłońmi uda i przyciągnęła je do klatki piersiowej. Przekrzywiła głowę, zastanawiając się nad jego słowami.
— A więc możesz przyjaźnić się z kobietą, jeśli nie dajesz sobie z nią rady? — zapytała z kpiącym uśmieszkiem, na który Draco odpowiedział ponurym spojrzeniem.
— Trochę dojrzałem, Granger, czy wierzysz w to, czy nie. Mogę mieć inne poglądy niż te, które miałem, kiedy rozmawialiśmy ostatnim razem.
— Naprawdę? Co jeszcze się zmieniło?
Draco potrząsnął głową, a w jego oczach ponownie pojawił się cień jakiegoś wewnętrznego bólu. Po chwili wstał i przeszedł przez pokój. Hermiona obserwowała go, gdy rozpiął marynarkę i zsunął ją z ramion. Łopatki pod jego koszulą poruszyły się, a po chwili zniknął w innym pokoju. Okropnie zaschło jej w ustach, więc ucieszyła się, gdy zobaczyła, że wrócił z butelką wina i menu, żeby mogli zamówić coś z chińszczyzny na wynos.
Napełnił trunkiem dwa kieliszki na długich nóżkach, po czym podał jej jeden z nich. Kiedy znów usiadł na podłodze, Hermiona jeszcze mocniej zacisnęła palce na nóżce swojego kieliszka, walcząc z pokusą, by wyciągnąć do niego rękę i uśmierzyć ten ból, który choć był wewnętrzny, to wyraźnie od niego promieniował.
***
Wiele godzin później, gdy byli już dawno po posiłku, opróżnili butelkę wina do ostatniej kropli i wyczerpali wszystkie powierzchowne tematy, Hermiona w końcu zapytała:
— Co u twojej matki?
Draco westchnął, a jego pierś zauważalnie uniosła się pod koszulą. Oparł się na dłoniach, a ścięgna w jego ramionach napięły się, jakby mentalnie szykował się do ataku, gdy tylko zadała to pytanie.
— Ciężko to wyjaśnić.
— Możesz spróbować?
Draco odchylił głowę do tyłu. Jego blade oczy skupiły się na pustej przestrzeni nad gzymsem kominka.
— Przez jakiś czas było z nią naprawdę dobrze — powiedział z tęsknym uśmiechem Draco.
— A teraz?
— Teraz… wygląda na to, że znów popadła w melancholię.
— Z powodu twojego rozwodu?
— Oczywiście, nie może się z nim pogodzić — przyznał Draco — ale nie, to nie jest powód.
— Co się stało?
Wyraz jego bladej twarzy znów się zmienił. Blond zarost na jego szczęce mienił się pomarańczowym odcieniem w blasku ognia, a usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu. Jeszcze jedna mieszanka emocji, których nie była w stanie w pełni pojąć.
— Zakochała się.
— Och — odpowiedziała Hermiona, przygryzając zębami zabarwioną winem dolną wargę. Chociaż wiedziała, że Lucjusz Malfoy spędzi resztę życia w Azkabanie, z jakiegoś powodu nigdy nie pomyślała, że jego rodzina się rozpadnie.
— Więc to miłość bez wzajemności?
— Nie — odparł Draco, znów wzdychając. — Jest jak najbardziej odwzajemniona.
— Więc…?
— Mój ojciec się o tym dowiedział. Mniej więcej miesiąc temu, a jego reakcja... Powiedzmy, że matce ciężko jest się z tym pogodzić.
Hermiona zmarszczyła czoło, czekając na dalsze wyjaśnienia.
— Groził jej procesami, odebraniem Dworu Malfoyów i moim wydziedziczeniem.
— Może to zrobić?
— Technicznie rzecz biorąc, tak. Chociaż jest w więzieniu, zgodnie z prawem, cały majątek Malfoyów należy do niego. Nie sądzę jednak, żeby to trapiło matkę. Z łatwością mogłaby zamieszkać w którejś z posiadłości Blacków, gdyby tylko chciała.
Odsunął kieliszek nieco na bok i oparł się na dłoniach. Jego brwi wciąż były ściągnięte, gdy kontynuował:
— To te wszystkie listy, które do niej wysyła. Czasami też wyjce. Były okrutne w swej treści już wtedy, gdy powiedziałem mu, że się rozwodzę, ale osiągnęły całkowicie nowy poziom…
— Znęcania się? — wtrąciła Hermiona. Z grymasu na twarzy Draco wywnioskowała, że trudno było mu zaakceptować taki obraz swojego ojca.
— Mówiłem jej, żeby ich nie otwierała i żeby zabezpieczyła Dwór przed wyjcami, ale ona wciąż ma nadzieję, że ojciec kiedyś zrozumie.
— A ten nowy mężczyzna?
Draco oblizał wargi i odrobinę się rozluźnił.
— Nigdy w życiu byś nie zgadła.
Hermiona pokręciła głową, ponieważ naprawdę nie mogła sobie wyobrazić nikogo, kogo Narcyza Malfoy mogłaby wybrać zamiast swojego męża.
— Robards — powiedział Draco. Uniósł brwi, gdy ich spojrzenia się spotkały.
— Robards? — zapytała Hermiona z niedowierzaniem. — Gawain Robards? Główny Auror? Szef Harry’ego?
— Ten sam.
— Niemożliwe.
— Cóż, tak, to samo powiedziałem, gdy pierwszy raz mi o nim powiedziała. Oczywiście, w bardziej kulturalny sposób.
Hermiona spiorunowała go wzrokiem, a on zaśmiał się, jeszcze mocniej opierając się na dłoniach.
— Pewnie siedzą teraz przed kominkiem, przytuleni do siebie. Gdyby nie problemy, które stwarza mój ojciec, byliby najszczęśliwszą parą, jaką kiedykolwiek spotkałem.
— To znaczy… — Hermiona zaśmiała się. — Chyba muszę po prostu uwierzyć ci na słowo.
— Jestem zaskoczony, że jeszcze nie słyszałaś o nich od Pottera. Mimo że trzymają swój związek w tajemnicy, jestem pewien, że musiał przynajmniej coś podejrzewać.
— Harry wciąż próbuje nadrobić brak snu, kiedy tylko się da. Nie wydaje mi się, by miał teraz czas na plotkowanie.
Draco zamyślił się i skinął głową, ponownie wpatrując się w ogień. Hermiona przechyliła głowę, obserwując go bez słowa. Pomyślała o dniu, osiem lat temu, gdy po raz pierwszy spotkała go w tamtym domu i o ciszy, jaka wtedy między nimi zapadała. Serce bolało ją na myśl, że po tym wszystkim przez co przeszedł, mógł wciąż być tak samo nieszczęśliwy jak wtedy.
— Myślę, że to był powód, który skłonił Astorię do wystąpienia o rozwód — powiedział zamyślony, marszcząc czoło. — To, że moja matka była taka szczęśliwa.
— Czy zatem w waszym związku nie było ani odrobiny szczęścia?
— Szczęście? — zapytał Draco, kręcąc głową. Kąciki jego ust opadły. — To nigdy nie było dla nas istotne.
Hermiona zacisnęła palce wokół nóżki pustego kieliszka, zastanawiając się, ale nie ośmielając się zapytać, co było jego celem, skoro nie było to szczęście.
— W każdym razie… Zauważyłem, że w Astorii zaszła zmiana po tym, jak zobaczyła matkę i Robardsa razem, i pomyślałem sobie... cóż, skoro mamy spędzić razem resztę życia, powinienem przynajmniej spróbować ją uszczęśliwić. Próbowałem, ale…
— Ale?
— Chyba po prostu to jej nigdy nie wystarczało.
Nie wiedziała, co zabolało ją bardziej: fakt, że sądził, że jest niewystarczający, czy to, że wciąż dźwigał na sobie taką odpowiedzialność za wszystkich, nie otrzymując nic w zamian.
Zasługiwał na to, by choć raz w życiu ktoś się o niego zatroszczył. Czy to nierozsądne, że chciała być dla niego tą osobą? Prawdopodobnie. Nie powstrzymało jej to jednak przed pragnieniem tego bardziej niż czegokolwiek, czego pragnęła w nie tak odległej przeszłości.
— Nadal rysujesz?
— Od jakiegoś czasu nie — odpowiedział Draco. — Nie, odkąd skończyłem książkę.
— O, skończyłeś? Mogę ją zobaczyć?
Zapadła kolejna, dłuższa cisza, której nie potrafiła zinterpretować. Potem odpowiedział:
— Może później.
Hermiona uśmiechnęła się krzywo, czując, że zagadka, jaką był Draco Malfoy, pociąga ją tak samo jak lata temu.
— A co z wieczorami pokerowymi?
Znowu pokręcił głową.
— Pan Lee jest teraz w domu opieki. Jego umysł jest… — następne słowa wypowiedział z trudem — jest niemal całkowicie nieobecny.
Hermionie zrobiło się przykro na myśl, że nawet Leechville nie mogło być dla niego ucieczką, której potrzebował.
— Przykro mi.
Draco pokręcił głową, a następnie zmusił się do uśmiechu.
— Spójrz na mnie, znowu psuję nastrój. Blaise i Teo mają rację. Ostatnio jestem raczej kiepskim towarzyszem.
— Draco... — odezwała się cicho Hermiona. — Nic nie szkodzi, że nie czujesz się najlepiej. Masz prawo do negatywnych uczuć, kiedy wszystko wokół ciebie się wali.
Draco parsknął śmiechem i wzruszył ramionami, jakby brak opanowania był dla niego nie do pomyślenia. Nie chciała mu przypominać, jak bardzo szalone wydawało się zachowanie jego ojca, więc wyciągnęła nogi, tak że jej palce znalazły się tuż przy jego udach. Spojrzał na nie, marszcząc brwi.
— Co do... Czy na twoich skarpetkach jest Potter?
— Och — sapnęła Hermiona. Próbowała zabrać stopy, ale wtedy chwycił ją za kostkę swoimi długimi palcami.
— Chwila — powiedział, śmiejąc się niedowierzająco. — Czy to ty?!
Gdy Draco nachylił się, by dokładniej przyjrzeć się skarpetce, ona jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
— I jeszcze Łasic? Zawsze myślałem, że Złote Trio jest próżne, ale to... — roześmiał się, a jego śmiech po raz pierwszy tego dnia zabrzmiał szczerze. — To po prostu przekracza wszelkie pojęcie.
— Dziś dzień prania — mruknęła Hermiona w dłonie, czując, jak jej policzki robią się gorące. — To ostatnia para, jaką miałam.
Czuła, jak przesuwa jej stopę, analizując rozciągnięte na materiale twarze jej i jej przyjaciół.
— Dostałam je w prezencie. To pamiątkowe gadżety — powiedziała, zerkając na niego spomiędzy palców. Draco zaśmiał się jeszcze głośniej, jeśli w ogóle było to możliwe.
— Mówisz mi, że są dziesiątki, jeśli nie setki, czarodziejów, którzy na swoje stopy ubierają twoją podobiznę? Czy to właśnie dzieje się, gdy zostajesz bohaterką?
— Są sprzedawane na całym świecie. Dostałam je w prezencie, gdy byłam na zakupach w pewnym czarodziejskim miasteczku w Japonii. Powinieneś był widzieć minę kasjerki, kiedy zorientowała się, że to moja twarz jest na tych skarpetkach.
— Te potworności są sprzedawane na całym świecie? Czyli tysiące czarodziejów mają twoją twarz na stopach?
Znów próbowała wyrwać mu nogę, ale złapał ją mocniej i połaskotał.
— Nie bądź zazdrosny, Draco — powiedziała, chichocząc bezradnie. Opuściła dłonie i uśmiechnęła się do niego. — Mogę ci załatwić własną parę.
— Tylko taką bez Pottera i Weasleya.
— Obawiam się, że to niemożliwe. Ale mogłabym ci kupić majtki z moją podobizną.
— Chyba żartujesz. Żartujesz, prawda? — Draco otworzył usta ze zdziwienia. Gdy dalej uśmiechała się do niego, na jego twarzy pojawił się szok zamiast rozbawienia. — Nabijasz się ze mnie, prawda? Powiedz mi, proszę, że nie ma w sprzedaży bielizny z twoją podobizną.
Hermiona wzruszyła ramionami i uniosła brwi.
— Nie, ale serio — powiedział Draco. — Nie ma męskiej bielizny, na której jest twoja twarz, prawda?
— Co byś zrobił, gdyby była?
— Jak myślisz? Oczywiście, że wydałbym całą fortunę Malfoyów i Blacków na wykupienie każdej sztuki.
— Wtedy starczyłoby ci bielizny na każdy dzień do końca życia.
— Nie — krzyknął, znów łaskocząc ją w stopę, aż prawie dostała ataku śmiechu. — Przestań kłamać. To nie może być prawda.
— Powinieneś zobaczyć swoją minę, panie Malfoy — odpowiedziała, a on zaczął łaskotać ją mocniej, dopóki nie próbowała odepchnąć jego ramienia wolną stopą. Puścił ją, śmiejąc się tak, jakby chciał zabrzmieć na urażonego, lecz w jego głosie pobrzmiewała czysta radość.
Hermiona położyła się na podłodze, rozłożyła szeroko ramiona i chłonęła dźwięk jego ciepłego śmiechu. Wino i jego wcześniejsze wyznania sprawiły, że kręciło jej się w głowie. Jej palce u stóp wciąż były na tyle blisko jego uda, że czuła bijące od niego ciepło, tak jak czuła ciepło kominka.
— Dawno się tak nie czułam — powiedziała, gdy ucichły ostatnie chichoty i położyła rękę na obolałym brzuchu.
— Jak? — zapytał Draco. Choć miała zamknięte oczy, poczuła, że się poruszył i dotknął ramieniem jej ramienia. W pustym mieszkaniu jego zapach otaczał ją z każdej strony, ale teraz, tak blisko, był skoncentrowany, działał inaczej. Oszałamiał.
— Młodo — westchnęła Hermiona, po czym otworzyła oczy. Gdy odwróciła głowę, zobaczyła Draco wpatrującego się w nią. Za nim migotały światła londyńskiej panoramy.
— Młodo — zgodził się, wciąż uśmiechając się szeroko. — Ja też.
— Powiedziałeś, że nie potrafisz wzbudzać lojalności — szepnęła Hermiona. — Uważam, że bardzo się mylisz w tej kwestii. Sądzę, że wzbudzasz znacznie większą lojalność, niż jesteś w stanie sobie wyobrazić.
— Czyżby? — wyszeptał Draco w odpowiedzi. Przewrócił się na bok i podniósł, opierając się na łokciu, aż całą jego sylwetkę oświetlił pomarańczowy blask ognia.
Hermiona skinęła głową, a w palcach znowu poczuła mrowienie. Pragnienie, by poczuć zarost na jego policzku. Zdawała sobie jednak sprawę, że to byłoby nierozsądne. Nie musiał wiedzieć, że pociągał ją fizycznie. Potrzebował kogoś, kto po prostu będzie przy nim – tylko przy nim – bez udawania i ukrytych motywów. Musiał wiedzieć, że jest wart więcej, niż kiedykolwiek mogłaby wyrazić słowami.
— Nie zauważyłeś, Draco? Nawet jeśli się nie widujemy i latami nie utrzymujemy ze sobą kontaktu, zawsze chcę być twoją przyjaciółką.
Jego usta wykrzywiły się w kolejnym półuśmiechu, którego szczerości nie potrafiła ocenić.
— Będziesz lojalna wobec mnie aż do końca?
— Tak — odpowiedziała Hermiona, odurzona winem, bólem serca i ciepłem. — Będę ci lojalna.
Przez chwilę, która wydawała się wiecznością, tylko patrzyli na siebie, a jej oddech zamarł. Myśl, której nie chciała do siebie dopuścić, wdarła się do jej świadomości… Że mógłby nachylić się i ją pocałować. Ale wtedy uśmiechnął się, albo raczej skrzywił, i usiadł na podłodze. Trzaskanie ognia w kominku było jedynym dźwiękiem, który przerywał ciszę, a Hermiona usiłowała znaleźć słowa, które osłabiłyby ciężar jej wyznania.
Na szczęście dla niej, to Draco w końcu odezwał się pierwszy:
— A teraz powiedz mi, która firma produkująca męską bieliznę wypuściła tę „Kolekcję Złotej Dziewczyny”. Zamierzam kupić to przedsiębiorstwo.
Hermiona przewróciła oczami i parsknęła, ignorując fakt, że napięcie w jej ciele zamieniło się w piekące mrowienie. Czuła się, jakby małe mrówki ogniowe zaatakowały jej ciało.
***
Listopad 2009
Muzeum prehistorycznej sztuki magicznej było zachwycające. Nie tylko ze względu na samą ekspozycję, choć uwielbiała szamańskie totemy, malowidła jaskiniowe i wystawę dawnych różdżek, ale także z powodu dużych okien wychodzących na wir spalonych liści na zewnątrz.
— Postanowiłem, że do końca dnia będziemy mówić jak Rita Skeeter — oznajmił Draco, podczas gdy Hermiona zachwycała się łopatką używaną do warzenia pierwszych eliksirów w Koryntii.
— Co? Dlaczego?
Draco zaśmiał się i pokręcił głową.
— Ta cudowna łopatka, droga czytelniczko, nie tylko była wykorzystywana podczas warzenia eliksirów, ale miała także, powiedzmy… bardziej niegrzeczne zastosowanie. Plotki mówią, że w nocy, gdy eliksiry były już gotowe, stosowano ją w bardziej intymnych formach wymierzania kary. Po prostu skandaliczne!
Hermiona prychnęła tak głośno, że grupa starszych wiedźm, które podziwiały szaty magiczne ze starożytnej Grecji, rzuciła im urażone spojrzenia.
— Teraz twoja kolej — powiedział Draco, wskazując na laskę, która była wykorzystywana podczas szamańskich rytuałów. Hermiona zaśmiała się głośno i rzuciła okiem na wiedźmy, które przechodziły do kolejnej sali.
Uniosła brwi, a jej umysł pracował na pełnych obrotach, gdy wymyślała możliwe frywolne zastosowania kostura, po czym powiedziała:
— Och, skandal goni skandal! Jak to się stało, że to muzeum nie zostało jeszcze zamknięte przez władze, stanowi zagadkę dla tej wścibskiej czarownicy. — Draco zachęcająco skinął, gdy odchrząknęła. — Chodzą słuchy, że ten kostur nie był używany jedynie do wywoływania magii podczas rytuałów, jeśli wiesz, co mam na myśli, drogi czytelniku.
Uśmiech Draco był najlepszą nagrodą, jaką Hermiona mogła sobie wymarzyć, więc kontynuowała:
— Ale dość o tej okropnej wystawie, która mogłaby zawstydzić nie tylko McGonagall. Przejdźmy do skandalicznego incydentu, który przykuł moją uwagę. Według naocznych świadków nasz ulubiony nawrócony dziedzic rodu czystej krwi, o włosach tak złotych, że pewnie ubezpieczonych, był widziany z nikim innym, jak ze słynną pożeraczką męskich serc, naszą drogą Złotą Dziewczyną.
Uśmiech Draco rozciągnął się w ekscytujący, drwiący uśmieszek, gdy to on zabrał głos.
— Czy Złota Dziewczyna ponownie utkała swoją sieć i schwytała niczego nieświadomą ofiarę? Odpowiedź może tkwić w tym, co wydarzyło się przed ich wizytą w muzeum, gdy parę widziano – o zgrozo – w mugolskim kinie.
— Och — mruknęła Hermiona, starając się dodać coś w stylu Rity Skeeter. — Och, jakież to smakowite kąski zdołała odkryć ta nieustraszona reporterka. Czy Książę Slytherinu naprawdę uległ mugolskim obyczajom?
Draco roześmiał się, kręcąc głową.
— Więc zgadzasz się? Chcesz dziś wieczorem wybrać się ze mną do kina?
Uśmiech Hermiony przygasł.
— Och — wciągnęła powietrze i trochę się przygarbiła. — Bardzo bym chciała, ale nie mogę.
— Dlaczego? Idziesz na randkę z jakimś przystojniakiem?
Te słowa sprawiły, że się skrzywiła.
— Tak, coś w tym stylu.
Uśmiech Draco zniknął, ustępując miejsca zaskoczeniu.
— Cóż, to znaczy, to nie jest taka randka. Dziś wieczorem w Ministerstwie odbywa się gala, a ponieważ nie chciałam iść sama, poprosiłam Neville’a, żeby mi towarzyszył.
— Longbottom? — zapytał zaskoczony Draco i się zaśmiał. Nie chciała przyznać, że początkowo pomyślała, żeby zaprosić właśnie jego, ale stwierdziła, że nie będzie chciał z nią pójść, ze względu na jego skomplikowaną historię z Ministerstwem.
Zamiast tego odparła:
— Neville jest moim dobrym przyjacielem. Pomyślałam, że ten wieczór może go zainteresować, bo Ministerstwo zbiera fundusze na projekt ochrony przyrody. Chociaż, wydaje mi się, że trochę opacznie zrozumiał moje intencje, bo strasznie się jąkał, kiedy go zaprosiłam.
Draco skinął głową, a potem znowu się uśmiechnął. Ona jednak nie umiała stwierdzić, czy to był szczery uśmiech. Przez ułamek sekundy miała nadzieję, że przekona ją, żeby nie szła na galę, albo że zaproponuje swoje towarzystwo. Po chwili Draco powiedział:
— Powinnaś założyć zieloną sukienkę. Bardzo ci do twarzy w tym kolorze
— Czyżby? — zapytała Hermiona z wymuszonym uśmiechem. Draco znów skinął głową, prowadząc ją do następnej sali.
— Poza tym, z Longbottoma niespodziewanie zrobił się kawał faceta. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, gdy natrafiłem na artykuł o nim w Proroku Codziennym.
Hermiona ukryła swoje rozczarowanie, upewniając się, że nie zobaczy go na jej twarzy, po czym ruszyła za nim.
— Kto by pomyślał, że pewnego dnia Draco Malfoy powie coś miłego o Neville’u Longbottomie.
Draco zaśmiał się cicho, a następnie przyjaźnie objął ją ramieniem i ją uścisnął.
— Nie słyszałaś, kochanie? Jestem teraz zupełnie nowym człowiekiem.
— Nasz ulubiony nawrócony dziedzic czystokrwistego rodu — zacytowała Ritę.
— Albo degenerat i hańba rodu Malfoyów, jeśli spytasz mojego ojca — rzucił beztrosko, po czym puścił ją i podszedł do wystawy magicznych przedmiotów kuchennych, zmyślając skandaliczne opowieści o ich przeznaczeniu. Hermiona śmiała się z jego żartów, ale w środku jej serce rozpadało się na kawałki.
***
Grudzień 2009
— To niemożliwe, żeby mugole transportowali choinki w taki sposób — jęknął Draco, poprawiając drzewko trzymane pod pachą, przy czym prawie poślizgnął się na lodzie.
— Cóż, moglibyśmy użyć mojego samochodu, ale skoro tak bardzo uparłeś się, że nigdy więcej nie wsiądziesz do żadnego, nie mamy wyboru.
— Jestem coraz bardziej przekonany, że całe to bożonarodzeniowe szaleństwo to po prostu misterny plan torturowania mnie — mruknął za jej plecami, na co ona odpowiedziała śmiechem.
— Nikt nie umarł tylko dlatego, że jego mieszkanie zostało udekorowane na święta, Draco. Przestań być takim Grinchem.
— Że co? Co tym razem?
— To tylko kolejny film do dodania do wciąż rosnącej listy tytułów, które obejrzymy w tym miesiącu, jak tylko przeniesiesz telewizor do salonu.
— Możemy po prostu obejrzeć go w sypialni. — Usłyszała dobiegający zza jej pleców głos Draco, w którym wyraźnie pobrzmiewał uśmiech. Jej policzki zarumieniły się, a ich gorąco paliło w zetknięciu z chłodnym powietrzem.
— Co? — zapytał, kiedy nie otrzymał odpowiedzi. — Moje łóżko jest wystarczająco duże dla nas obojga.
— Z pewnością — odparła Hermiona. — Jest prawdopodobnie wystarczająco duże, by pomieścić całą rodzinę Weasleyów. Ale po co miałabym trudzić się dekorowaniem twojego salonu, skoro nie będę mogła później tego podziwiać?
Jakiś mężczyzna z dużym psem na smyczy minął Hermionę, a wtedy usłyszała, jak Draco syknął:
— Hej, zmykaj stąd. To nie twoje drzewko do obsikiwania.
Czarownica zdusiła w sobie kolejny chichot słysząc te słowa. Gdyby ktoś w czasach szkolnych powiedział jej, że pewnego dnia będzie razem z Draco Malfoyem taszczyła choinkę ulicami Londynu, uznałaby go za obłąkanego.
Ale oto byli tutaj. I nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej, odkąd wymazała pamięć swoim rodzicom, tak bardzo wyczekiwała świątecznego okresu, jak w tym roku.
— Po co w ogóle zawracać sobie głowę dekorowaniem mojego mieszkania?
— Dobrze wiesz dlaczego — odpowiedziała Hermiona. — Luna przyniosła tyle pudeł błyszczących łańcuchów i bombek w kształcie najbrzydszych magicznych stworzeń na świecie, które jej zdaniem też potrzebują miłości, że nie ma już miejsca na o wiele mniej krzykliwe ozdoby należące do moich rodziców. Po prostu utonęłyby w tej pstrokaciźnie.
Draco milczał, ale ona czuła jego zmartwienie, jakby było czymś namacalnym. Rozmawiali o tym tylko kilka razy. Nie był to temat, który lubiła poruszać. W końcu co roku dostawała o tym przypomnienie, za każdym razem, gdy przed urodzinami jechała do Australii. Nawet jeśli jej ojciec zmienił zdanie i chciał wpuścić ją do ich życia, jej matka wciąż odmawiała jakiegokolwiek kontaktu.
Święta zawsze były dla niej najtrudniejszym okresem w roku, bo wtedy tęskniła za nimi najbardziej. Nawet mieszkając w kraju takim jak Japonia, gdzie święta obchodzi się zupełnie inaczej niż w Wielkiej Brytanii, same dekoracje wystarczyły, żeby poczuła nostalgię i smutek. Oczywiście, że spędzi dużo czasu w Norze, co na pewno pomoże, ale możliwość udekorowania jakiegoś miejsca ozdobami rodziców wciąż była dla niej czymś wyjątkowym.
— Dobra, przeniosę telewizor do salonu — westchnął Draco za jej plecami. — Tylko nie oczekuj ode mnie, że kupię sofę.
— Nawet by mi do głowy nie przyszło, żeby zmuszać cię do siedzenia jak normalny człowiek — zaśmiała się Hermiona i obejrzała się przez ramię, by posłać mu pełen wdzięczności uśmiech.
***
Podłoga w salonie Draco Malfoya stopniowo stawała się jej ulubionym miejscem na świecie. Teraz, gdy w końcu ustąpił i przynajmniej kupił dywan, który pokrywał większość podłogi, większość wieczorów spędzali siedząc lub leżąc przed kominkiem, przeglądając wzajemnie swoje prace, oglądając świąteczne filmy i dostając cukrowego kopa po zjedzeniu ciasteczek upieczonych przez Molly.
Ponieważ tak długo mieszkała w Japonii, Hermiona przyzwyczaiła się do spania i jedzenia posiłków, siedząc na podłodze. Chociaż wciąż było dziwne, że jeden z najbogatszych czarodziejów w Anglii nie miał ochoty umeblować swojego mieszkania, było coś intymnego w tym, jak spędzali razem czas. Przynajmniej teraz, z choinką, dywanem i telewizorem zawieszonym na przeciwległej ścianie, mieszkanie nie wydawało się już tak całkowicie opustoszałe.
Draco w końcu zgodził się pokazać jej więcej swoich rysunków, choć nadal ukrywał przed nią zakończenie. Śledziła palcem linie szczególnie przerażającej ilustracji, na której mały chłopiec był zmuszany do torturowania sług sowy na oczach swoich rodziców. Tymczasem on czytał piąty rozdział trzeciego tomu jej książki, kreśląc po stronach piórem z czerwonym atramentem.
Włożył okulary do czytania, co było niesprawiedliwe, bo wyglądał w nich jeszcze bardziej pociągająco. Przez ostatnich parę tygodni tak bardzo starała się zapanować nad tym, co do niego czuła. Chciała skupić się na ich przyjaźni. Jednak takie noce sprawiały, że chciała przekroczyć niewidzialną granicę, którą sama wytyczyła.
— Wczoraj Luna i Neville byli na swojej trzeciej randce — powiedziała, czekając na jego reakcję. Kiedy nic nie usłyszała, ciągnęła dalej: — Wygląda na to, że być może Luna w przyszłym roku w końcu się wyprowadzi.
W odpowiedzi Draco po prostu mruknął.
— Ostatnio znowu miałam ten sen. — Hermiona zmieniła strategię, kiedy nie dostała od niego nic więcej niż skinienie głową. Uwielbiała to, jak skupiony był za każdym razem, gdy czytał jej pracę, ale brakowało jej rozmowy z nim, gdy tylko pojawiała się między nimi kilkusekundowa cisza.
— Ten, w którym zdaję owutemy z moich umiejętności seksualnych?
— Yhm — powiedział Draco, nie odrywając wzroku od strony. Miał podwinięte rękawy koszuli, a Mroczny Znak na jego przedramieniu był już ledwo widoczny. Myślała, że będzie go przed nią zakrywał, tak jak to robił lata temu, ale wyglądało na to, że nie czuł już potrzeby ukrywania swojej przeszłości.
— Tak, i dostałam Wybitne ze wszystkich przedmiotów — powiedziała Hermiona, czekając, czy w końcu go sprowokuje. Ale jak zwykle, był tak pochłonięty jej pracą, że nawet jej nie słuchał. — Ręczny, oralny, penetracyjny, a zwłaszcza bzykanie przez ubranie.
— A to ciekawe — powiedział Draco.
— Tylko z jednego przedmiotu dostałam Zadowalający — dodała i westchnęła, jakby opowiadała o bardzo nudnych, błahych sprawach.
Draco mruknął, a potem zrobił kreskę stanowczym pociągnięciem pióra, co sprawiło, że Hermiona zmarszczyła nos.
— Chcesz wiedzieć, z jakiego przedmiotu?
— Jasne.
— Z masturbacji.
Draco w końcu oderwał wzrok od strony, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
— Dostałaś z masturbacji tylko Zadowalający? — zapytał.
Uśmiechnęła się do niego z przekąsem i uniosła brew.
— A więc jednak słuchałeś?
— Jak mógłbym tego nie robić — zaśmiał się, opuszczając jej manuskrypt na kolana — skoro opowiadasz o tak fascynujących rzeczach? Kto egzaminował cię z tych przedmiotów?
— To był egzamin pisemny.
— Żadnych ustnych? — zapytał przekornie Draco. — Żadnych testów praktycznych? Nic dziwnego, że dostałaś ze wszystkiego Wybitny. Każdy wie, że jest ogromna różnica między teorią a praktyką.
— Twierdzisz, że jestem dobra tylko w teorii?
— Nie odważyłbym się. Chociaż… — Draco zaśmiał się, nie dokańczając swojej myśli. Znów spojrzał na książkę, ale Hermiona nie była gotowa, by stracić jego uwagę, więc powiedziała:
— A ty? Jakie masz sny erotyczne?
— Sny erotyczne? — zapytał Draco i pokręcił głową. — Nie mam takich.
— Nie masz żadnych fantazji?
— Chcesz mi powiedzieć, że fantazjujesz o tym, że ktoś ocenia twoje umiejętności seksualne, Granger? Jasne, że mam fantazje. Po prostu nie śnię o seksie.
— No dobrze, w takim razie o czym fantazjujesz?
Tym razem gdy na nią spojrzał, w jego oczach nie było ani śladu rozbawienia. Hermiona głośno przełknęła ślinę.
— Chcesz wiedzieć, o czym fantazjuję?
Hermiona wzruszyła ramionami, starając się udawać, że jest totalnie wyluzowana i że wcale jej nie rusza, w jakim kierunku zmierza ich rozmowa. Odkaszlnęła i przerzuciła przez ramię część włosów.
— Podobno mężczyźni fantazjują inaczej niż kobiety, więc jestem ciekawa.
Brwi Draco uniosły się wysoko, a jego usta zadrżały.
— Cóż, to dość proste. Jest pewna kobieta…
— Jaka kobieta?
— Nie wiem. Bez twarzy.
— Aha… a co ona robi?
— Podchodzi do mnie i…
— I?
— Rozrywa moją koszulę. — Dopełnił słowa gwałtownym gestem dłoni. Wzrok Hermiony skierował się niżej, na klatkę piersiową, którą kiedyś poczuła pod opuszkami palców, ale nigdy jej nie widziała.
— A potem?
— To wszystko — odparł Draco, wzruszając ramionami.
— Jak to, to wszystko? Cała fantazja? Jakaś kobieta rozrywa ci koszulę?
Ramiona Draco zadrżały, ale nie usłyszała śmiechu. Kłamał, prawda?
— No cóż, to tylko potwierdza moje przypuszczenie, że mężczyźni nie mają wyobraźni.
— Tak — zaśmiał się, wykreślając kolejne słowa, jakby wyrywał chwasty — a my nigdy nie powinniśmy kwestionować zdania kogoś, kto otrzymał Wybitny na swoich Owutemach ze sprawności seksualnej.
Hermiona mruknęła coś i zmarszczyła nos, udając obrażoną.
— Więc — powiedział w końcu, odsuwając rękopis na bok i pocierając oczy. — Czy powinniśmy porozmawiać o tym, że z masturbacji dostałaś tylko Zadowalający?
Hermiona z troską przekrzywiła głowę.
— Wolałabym porozmawiać o tym, jak bardzo jesteś zmęczony. Coś się stało?
Wypuścił z ust głębokie, sfrustrowane westchnienie.
— Zarządca posiadłości mojego ojca pojawił się dzisiaj w Dworze. Najwyraźniej jego groźby nie były bezpodstawne. Wygląda na to, że jest w trakcie wykreślania nas z testamentu. Chce też usunąć nas oboje z gobelinu Malfoyów.
— Przykro mi.
— Wszystko w porządku, naprawdę.
— Nie wyglądasz, jakby wszystko było w porządku, Draco.
— Jestem zwyczajnie wykończony, czytając kolejne strony, na których szczegółowo opisujesz, jak użycie ślimaka błotnego, a nie tego z ogrodów japońskich czarodziejów, może całkowicie zmienić działanie ich mikstur na przeziębienie.
Hermiona potrząsnęła głową, a potem poklepała dłonią miejsce przed sobą.
— Podejdziesz tutaj?
Nie zapytał dlaczego. Nigdy tego nie robił, gdy go o coś prosiła. Zamiast tego zdjął okulary i położył je na podłodze obok siebie, po czym przysunął się do niej.
— Odwróć się — poprosiła, a on, chociaż lekko zmarszczył brwi, odwrócił się do niej plecami.
Hermiona podniosła się na kolana, sięgnęła do jego szyi i wcisnęła dłonie w małe zagłębienia u nasady czaszki, powoli masując je kciukami, aż jego głowa minimalnie odchyliła się pod jej dotykiem.
— To jakaś technika masażu, której nauczyłaś się będąc w Azji? — zapytał Draco ochrypłym głosem, jakby powstrzymywał się od jęknięcia.
— Nie, w ten sposób masowała mnie moja mama. W tym miejscu można stymulować twój przywspółczulny układ nerwowy. To może pomóc ci się zrelaksować.
— Moje co?
Hermiona przewróciła oczami. Zawsze denerwowało ją to, jak niewiele czarodzieje wiedzą o ludzkiej biologii. Uciszyła go, a potem powiedziała:
— Nie musisz wiedzieć, jak to działa, żeby przyniosło ci ulgę. Po prostu oprzyj się i siedź cicho.
Myślała, że będzie miał jeszcze coś do powiedzenia, ale najwyraźniej rozpłynął się pod jej dotykiem. Z jego ust wreszcie wydobył się jęk, który przeszył jej podbrzusze jak strzała.
— Apodyktyczna… — szepnął, a ona zobaczyła jak zamyka oczy. Ignorując mrowienie w klatce piersiowej, rozlewający się w podbrzuszu ból i starając się nie wdychać jego zapachu, masowała go w ten sposób przez kilka minut, aż znowu jęknął i powiedział: — Kurwa, Granger, jakie to jest dobre.
Hermiona prawie jęknęła w cichym pokoju.
Zabrała ręce z jego szyi i odsunęła się nieco, by móc odetchnąć. Draco odwrócił się i uśmiechnął się do niej lekko. Pociągnął ją za ramię aż oboje upadli na podłogę. Hermiona wstrzymała oddech, gdy jej głowa spoczęła na jego piersi, a ramię przycisnęło się do jego żeber.
— Teraz jestem zmęczony — mruknął Draco. Chciała coś powiedzieć. Może zażartować, żeby rozładować napięcie nagromadzone w jej piersi. Zamiast tego milczała, wtulając się w jego ramiona.
To nadal było w porządku, prawda?
Tylko przyjacielski uścisk. Nic, co przekraczałoby granicę.
Nie mogła powiedzieć, jak długo leżała, wtulona w jego pierś. Oboje w bezruchu, wyjątkiem były ich bijące serca. Jednak w momencie, gdy już miała przesunąć dłoń wyżej, żeby w końcu poczuć jego zarost pod palcami, ogień za nimi głośno trzasnął.
Połączenie Fiuu.
— Moja matka — powiedział Draco, siadając gwałtownie. Hermiona spojrzała na niego. Ogień syczał i trzeszczał, informując o połączeniu, ale w jego spojrzeniu było coś, co sprawiło, że poczuła niepokój. Nie chciał, żeby jego matka wiedziała, że ma towarzystwo o tej porze, prawda?
— Pójdę zaparzyć nam więcej herbaty — powiedziała Hermiona, a ulga, jaka pojawiła się na jego twarzy, sprawiła, że była wdzięczna, że nie odważyła się go dotknąć.
— Dziękuję — powiedział, gdy się oddalała.
W kuchni Hermiona zamarła, wpatrując się przez kilka chwil w czajnik trzymany w dłoniach, a krew zamarzła jej w żyłach.
To miało sens. Oczywiście, że tak. Wciąż nie był oficjalnie rozwiedziony. Nadal miał przynajmniej umiarkowaną depresję, a w jego życiu działo się tak wiele. Oczywiście, że nie chciał tłumaczyć swojej matce, dlaczego Hermiona jest u niego w mieszkaniu o jedenastej wieczorem. Wzięła głęboki oddech, otrząsnęła się z rozczarowania i napełniła czajnik wodą.
Przyjaciele, powtarzała sobie, jesteśmy przyjaciółmi.
***
Sylwester 2009
Śmiech Teo był zaraźliwy. Wypełniał zatłoczone pomieszczenie radością i potrafił zagłuszyć wrzawę, śpiewy i chichoty innych ludzi.
To był hałaśliwy, głośny śmiech. Bez żadnych zahamowań czy dbania o opinię innych. Nie pamiętała, żeby w Hogwarcie był tak otwarty i pełen życia, ale wtedy była raczej zajęta rozwiązywaniem problemów Harry’ego.
Teraz jego śmiech mieszał się z szalonym rżeniem Ginny, które rozbrzmiewało tylko wtedy, gdy ktoś kompletnie zaskoczył ją żartem. Połączenie ich śmiechów było najradośniejszym dźwiękiem, jaki Hermiona słyszała w życiu.
Mały taras na dachu był zatłoczony ludźmi, których Hermiona kochała, i innymi, z którymi myślała, że nigdy nie będzie mieć nic wspólnego. Widząc, jak wszyscy dobrze się ze sobą dogadują, zaczęła się zastanawiać, dlaczego domy w Hogwarcie nigdy nie chciały ze sobą współpracować.
Harry i Blaise stali na uboczu, prowadząc ożywioną rozmowę o rozgrywkach Quidditcha, podczas gdy Dafne i Luna powoli unosiły ręce, niczym dwie baśniowe księżniczki, do utworu Kiss Me zespołu Sixpence None the Richer.
Draco nalegał na dwie rzeczy, kiedy prosił ją, aby zjawiła się na imprezie u Teo: żeby przyprowadziła tylu swoich przyjaciół, ilu zechce i żeby zabrała odtwarzacz CD z płytą, przy której tańczyli osiem lat wcześniej. Najwyraźniej uważał ten remiks z lat dziewięćdziesiątych za najlepszą mugolską muzykę.
Kilka dni przed imprezą Hermiona zamartwiała się na zapas. Bała się, że te silne osobowości zderzą się ze sobą lub że odżyją dawne urazy. Jednak wydawało się, że niepotrzebnie się martwiła.
Jedyną osobą, która była zbyt uparta, by do nich dołączyć, był Ron. Został w domu i czekał, aż Lavender wymknie się z przyjęcia swojego męża (sztywnego i nudnego, służbowego spotkania), by spędzić z nim resztę nocy. Hermiona postanowiła tego nie komentować.
Na imprezie było też mnóstwo ludzi, których nigdy wcześniej nie spotkała. Byli to czarodzieje i czarownice z wyższych sfer, pochodzący z różnych części kontynentu, którzy oblegali Teo i Draco niczym stado gołębi.
Nawet teraz, kiedy Teo żartował z Ginny, kilkoro z nich czaiło się za ich plecami, czekając, by włączyć się do rozmowy, gdy tylko nadarzy się okazja. A gdy Hermiona odnalazła Draco, blondyn stał na uboczu z brunetką tak oszałamiająco piękną, że mogłaby znaleźć się na okładce tygodnika Czarownica. Kiwał głową z wymuszonym uśmiechem, słuchając, o czym mówiła i od czasu do czasu popijał szampana.
Potem odwrócił wzrok i odnalazł spojrzenie Hermiony. Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, i chociaż Hermiona mówiła sobie, by nie dać się ponieść, poczuła zawroty głowy od endorfin, które w reakcji na ten widok przepłynęły przez jej ciało.
Wykonując przepraszający gest ręką i wypowiadając kilka słów, których nie dało się zrozumieć przez głośną muzykę, Draco przeszedł przez taras i stanął przed nią.
— Zatańcz ze mną — powiedział, odstawiając kieliszek szampana na jeden z wysokich stolików. Pociągnął ją za rękę i poprowadził na parkiet. Hermiona ledwo miała czas na sprzeciw, gdy została zmuszona podążać za jego prostymi krokami. Jego dłoń była ciepła i sucha.
Śmiejąc się radośnie, Hermiona przysunęła się bliżej, czując, jak jego usta dotykają jej skroni. I choć jej serce znów ściskało się z tęsknoty, ta noc była zbyt piękna, by analizować złożoność jej uczuć do kogoś, kto powoli stawał się najważniejszym oparciem w jej codzienności.
Dzięki zaklęciu rozgrzewającemu, które otaczało taras, Hermiona czuła, jak dłoń Draco sunie po cienkim materiale jej ciemnozielonej sukienki.
— Podobasz mi się bez zarostu — powiedziała Hermiona, gładząc go po policzku. Kątem oka zauważyła rozczarowany grymas brunetki, która po chwili wróciła do kręgu swoich przyjaciół. — W końcu mogę zobaczyć twoją twarz.
— Cóż, to przystojna twarz.
Odchylił ją do tyłu, a kiedy jego palce zacisnęły się na niej, ten dotyk przeszył ją niczym błyskawica.
— Naprawdę chcę ci podziękować za zaproszenie mnie — zaśmiała się Hermiona, kiedy znów przyciągnął ją do siebie.
— Mówiłem ci, żebyś się nie martwiła — szepnął jej do ucha Draco. — Wszyscy są do siebie bardziej podobni, niż im się wydaje.
— Hm, tak… o dziwo miałeś rację. Świetnie się bawię.
— Wiesz co — odezwał się Draco, przyciągając ją bliżej, aż jej pierś przylgnęła do jego klatki piersiowej. — Jeśli do następnego Sylwestra żadne z nas nie będzie w związku, pójdziemy na imprezę razem.
— Umowa stoi — powiedziała Hermiona, ignorując ukłucie w sercu i uśmiechając się w rękaw jego koszuli.
— Dziesięć sekund do północy! — krzyknął ktoś za jej plecami. Podczas gdy wszyscy wokół zaczęli odliczanie, Draco trzymał ją mocno, delikatnie kołysząc ich w rytm muzyki.
Gdy do północy zostało zaledwie kilka sekund, Hermiona zobaczyła Ginny i Harry’ego, którzy szeroko się do siebie uśmiechali.Aż rozpierało ją z radości na ten widok.
— Trzy — krzyczeli ludzie. Draco przestał ich kołysać, chociaż jego duże dłonie nie chciały jej puścić.
— Dwa.
Wymienili delikatny uśmiech.
— Jeden!
Wokół rozległy się wiwaty i gwizdy. Hermiona zobaczyła, jak Harry pochyla Ginny nisko, tak jak Draco zrobił wcześniej z nią podczas tańca, i całuje ją z szerokim uśmiechem na ustach. Teo pocałował najbardziej oszałamiającą kobietę w zasięgu wzroku, a Dafne cmoknęła Lunę w policzek, po czym odwróciła się do swojego męża Blaise’a i zarzuciła mu ramiona na szyję.
Kiedy Hermiona spojrzała w oczy Draco, pytanie rozpłynęło się, zastąpione pełną napięcia świadomością. Śmiejąc się cicho, blondyn w końcu pochylił się i delikatnie musnął ustami skórę jej policzka.
Ktoś zaczął śpiewać „Auld Lang Syne”, a kiedy stojący za nimi ludzie się przyłączyli, Hermiona zacisnęła palce na jego marynarce, i podczas tej jednej, krótkiej chwili wszystko wydało się doskonałe.
Dopóki nie zamknęła oczu i nie przysunęła się bliżej jego ust. Draco natychmiast ją puścił, jego spojrzenie było pełne zdziwienia, gdy przyglądał się jej twarzy, po czym po chwili spoczęło gdzieś ponad jej ramieniem.
— Szczęśliwego nowego roku — usłyszała za sobą głos Blaise’a. Draco jeszcze raz spojrzał na nią, po czym wyminął ją i uścisnął ramię przyjaciela. Chwilę później dołączyli do nich Harry i Ginny. Wszyscy wymieniali uściski i wznosili toasty.
Kiedy świąteczny nastrój nieco przygasł, jeszcze raz na niego popatrzyła. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, pomyślała, że dostrzega w jego oczach zrozumienie, które przypomniało jej o ich wspólnej przeszłości. Potem pomyślała o połączeniu Fiuu. O tym, że nie chciał, aby jego matka wiedziała o jej obecności w jego mieszkaniu, i uśmiechnęła się do niego, unosząc kieliszek.
Draco podniósł swój kieliszek, a jego wargi wykrzywiły się w uśmiechu, który w ciągu ostatnich tygodni widziała u niego już niezliczoną ilość razy. W uśmiechu, który wyglądał prawie jak grymas. I nie mogła przestać zastanawiać się, jaka nieznana historia się za nim kryje.
Po raz kolejny jej ciało wypełniła tęsknota za czymś, czego, jak wiedziała, nie powinna pragnąć. Nie teraz, kiedy się rozwodził. Jeszcze nie teraz, kiedy jego rodzina się rozpadała. Po prostu to nie był odpowiedni moment.
Cichy głosik w jej głowie szeptał: a co, jeśli nigdy nie nadejdzie właściwy moment? Co, jeśli to wszystko, co kiedykolwiek od niego dostaniesz?
W jednej chwili poczuła, jak jej uśmiech słabnie. Po raz pierwszy nie potrafiła utrzymać tej fasady. Szybko odwróciła się, chowając za Ginny i Harrym, wpatrując się w nieskończoność migoczących świateł i fajerwerków rozbłyskujących w oddali. Po chwili opróżniła kieliszek szampana, wraz ze wszystkimi swoimi uczuciami.
JeanAndBilius on Chapter 1 Fri 06 Sep 2024 10:55AM UTC
Comment Actions
Spaaaniel04 on Chapter 1 Fri 06 Sep 2024 10:56AM UTC
Comment Actions
JeanAndBilius on Chapter 2 Sat 14 Sep 2024 08:22PM UTC
Comment Actions
Spaaaniel04 on Chapter 2 Wed 09 Oct 2024 10:24AM UTC
Comment Actions
JeanAndBilius on Chapter 3 Thu 17 Jul 2025 11:33AM UTC
Comment Actions
JeanAndBilius on Chapter 4 Tue 12 Aug 2025 05:24PM UTC
Comment Actions
JeanAndBilius on Chapter 5 Wed 20 Aug 2025 06:12PM UTC
Comment Actions
JeanAndBilius on Chapter 6 Sat 06 Sep 2025 08:59PM UTC
Comment Actions