Actions

Work Header

Lux

Summary:

Przemyślenia Harry'ego i Theo na temat tego, jak się poznali i zaręczyli, a także światła, które obecnie wypełnia ich świat.

Notes:

Work Text:

— Obudź się, kochanie.

Theo uwielbiał patrzeć, jak Harry się budził. Wyciągał ramiona nad głowę, palce drapały i łapały poduszkę, gdy ziewał, jakby próbował połknąć żabę. Następnie wyciągał polce u stóp i nogi, aż Theo poczuł współczujący ból, patrząc na niego. A potem przewracał się na bok i uśmiechał się do Theo.

Ta część zawsze była pierwsza, po rozciąganiu.

— Dzień dobry, Theo.

Theo pochylił się i pocałował swojego kochanka. Ręka Harry’ego uniosła się, a jego palce wplątały się we włosy u nasady szyi Theo. Prześledził tam starą bliznę, gdzie Theo ledwo uciekł przed kimś z ich klasy szkoleniowej aurorów, który postanowił go zabić i sprawić, aby wyglądało to na wypadek.

Nawet Theo nie dotykał blizny zbyt często. Ale Harry szukał jej każdego ranka, jakby chciał się upewnić, że została wyleczona.

Albo jakby chciał się upewnić, że Theo wiedział i pamiętał wyzwania, które pokonał, aby towarzyszyć mu każdego ranka. W tym łóżku.

Leżeli w promieniach słońca, kiedy Theo skończył całować się, a Harry był w półśnie. Theo nie miał nic przeciwko temu, mimo że zawsze był w pełni rozbudzony od momentu, gdy otworzył oczy. Nie potrzebował herbaty ani eliksiru pieprzowego. Wiedział, co oznaczało dla Harry’ego leżenie w tym ogromnym łóżku z białą kołdrą i oknem obok, przez które wpadało światło słoneczne.

Wiedział o szafce. Wiedział o sypialni z kratami w oknie i zamkami w drzwiach. Wiedział, jak wiele znaczyło dla Harry’ego posiadanie ogromnego łóżka, gdzie wpadało świeże powietrze i możliwość wchodzenia i wychodzenia przez drzwi, kiedy tylko chciał. Nawet teraz były lekko uchylone, ponieważ Harry chciał, żeby tak było.

Theo miał wystarczająco dużą sypialnię, gdy dorastał, ale miał małe łóżko i nie mógł wybierać kolorów ścian, prześcieradeł ani niczego innego, biorąc pod uwagę ścisłą kontrolę ojca nad wszystkim w domu Nottów. Dlatego również mu się to podobało, podobnie jak urok gorącego i idealnego światła słonecznego na ich twarzach.

Które, przynajmniej dzisiaj, pasowało do pogody.

— Nie śpię — mruknął Harry, nie otwierając oczu. Jego palce znów powędrowały w górę, by owinąć się wokół blizny Theo. — Kiedy śniadanie?

OoO


Harry lubił patrzeć, jak Theo jadł.

To była taka drobnostka, ale też oznaka zaufania. Harry szybko zauważył, że Theo nie lubił, gdy inni patrzyli, jak je w jadalni przeznaczonej dla aurorów. Brał tylko małe porcje, zawsze jadł schludne, szybkimi kęsami i znikał z pokoju tak szybko, jak to możliwe.

Ale Harry mógł go tu obserwować.

Theo, pozostawiony sam sobie lub z kimś zaufanym, mieszał herbatę łyżeczką, czytając Proroka Codziennego i wyśmiewając artykuły. Zatrzymywał się nad bułeczkami, które zrobił Stworek. Harry kiedyś sądził, że Stworek nigdy nie będzie chciał opuścić Hogwartu ani Grimmauld Place, ale był wielce uradowany na myśl o nowym domu do udekorowania.

W niektórych miejscach skończyło się to pomieszczeniami bardziej w guście Stworka niż Harry’ego czy Theo, ale kuchnia była jasnym i lśniącym miejscem, wypełnionym białym i brązowym drewnem oraz światłem. To wystarczyło Harry’emu.

Theo odchylił się na krześle i dokończył ostatnią bułeczkę przed sobą. Kiedy jego ręka macała pod gazetą, nie opuszczając ją, Harry popchnął w jego stronę talerz czekoladowych ciasteczek, które Stworek zrobił tego ranka.

— Dziękuję, kochanie — mruknął Theo, wciąż głęboko pochłonięty historią o najnowszym skandalu korupcyjnym w ministerstwie, i sięgnął po ciasteczko. Sekundę później ugryzł je i przestał jeść. — Harry — powiedział.

Harry uśmiechnął się szeroko, czekając już na moment, w którym Theo odłoży gazetę i spojrzy na niego z gniewem.

— Tak?

Wiesz, że nie jem rano czekolady. — Papier zaszeleścił, ale gazeta nie opadła.

— Mówi mężczyzna, który dwa tygodnie temu bez przerwy podjadał czekoladowe ciasteczka, gdy wstałem później, a ty nie zauważyłeś mojej obecności.

Theo opuścił gwałtownie gazetę, a cała jego twarz pokryła się rumieńcem. To sprawiło, że mała blizna w pobliżu skroni stała się jeszcze bardziej widoczna. Harry wiedział, że ta blizna powstała, gdy jego ojciec rzucił w niego przyciskiem do papieru. Wiedział o Theo tak wiele rzeczy i tak wiele z nich kochał.

Widziałeś to?

— Tak.

— Ale ziewałeś i zrobiłeś dużo hałasu schodząc po schodach!

— Gdy schodziłem drugi raz. Wróciłem na górę i zszedłem, żeby dać ci szansę, żebyś ukrył przede mną, jak jeszcze czekoladowe ciasteczka, jeśli nie chciałeś, żebym tego widział.

Theo przez chwilę walczył ze sobą w milczeniu. Harry ukradł ciasteczko i zjadł je sam, zauważając, że wzrok Theo opadł na jego gardło, gdy je połykał. Harry uśmiechnął się i odchylił się na krześle, pozwalając Theo zobaczyć tyle jego szyi, ile tylko chciał.

— To… ustaliłem sobie zasadę, gdy byłem młodszy — powiedział Theo. — Mój ojciec wyśmiewał mnie za jedzenie słodyczy rano. Mówił, że to coś, co robi tylko dziecko.

Byłeś dzieckiem — stwierdził Harry i złagodził głos, gdy Theo bezradnie na niego spoglądał. — Ale i tak wymykałeś się, żeby zjeść ciasteczka?

Theo skinął głową w sposób, który sprawiał wrażenie, jakby jego mięśnie twarzy zacisnęły się.

— Wiem o tym, ty też to wiesz, a twój ojciec nie żyje — powiedział Harry i sięgnął przez stół. Theo chwycił go za rękę wystarczająco mocno, żeby zabolało, ale Harry się nie skrzywił, zamiast tego patrząc prosto na swojego kochanka. — Możesz wybaczyć dziecku, którym kiedyś byłeś, i jeść tyle czekoladowych ciasteczek rano, ile tylko chcesz. Bez ich podkradania.

Theo po chwili znów skinął głową. Potem uśmiechnął się krzywo.

— Wcześniej gratulowałem sobie, jak wiele o sobie wiemy, a wygląda na to, że jednak nie wiedzieliśmy o kilku ważnych.

— Teraz oboje je znany — odpowiedział cicho Harry. — Możesz jeść czekoladowe ciasteczka o każdej porze dnia, a ja chętnie pozwolę ci na każdą wymówkę.

Dłoń Theo zacisnęła się jeszcze mocniej. Harry siedział w nim w świetle w kuchni.

OoO


— Gdzie jest Potter, Nott?

Theo przez chwilę trzymał pochyloną głowę, żeby móc doczytać do końca zdanie w swoim raporcie. Zrobił to zarówno dlatego, że było to lepsze dla jego koncentracji, jak i dlatego, że wiedział, że irytuje to Kaylę Yaxley. Następnie podniósł głowę i obdarzył ją olśniewającym uśmiechem.

— Pracuje jako łącznik dla goblinów.

Yaxley zmrużyła oczy. Theo słyszał, jak ludzie w Slytherinie mówili o jej pięknie - była dwa lata starsza - ale nigdy tego nie dostrzegł. Cały czas mrużyła oczy.

— To nie ma sensu. Włamał się do Gringotta podczas wojny.

— Tak, i gobliny z tego powodu czynią go swoim łącznikiem, kiedy tylko mogą. Nigdy nie twierdziłem, że to rozumiem.

— Cóż, to z nim chciałam porozmawiać.

— Przypuszczam, że będziesz musiała poczekać.

Yaxley przyglądała mu się wystarczająco długo, że Theo pomyślał - miał nadzieję - że odejdzie. Zamiast tego pokręciła głową i zajęła krzesło dla gości w ich biurze, które Weasley zajmował przez większość czasu.

— Jak to jest być kochankiem półkrwi?

— Jak to jest być tak głupim, że regularnie obrażasz najsłynniejszego czarodzieja w Wielkiej Brytanii?

— Pamiętasz, ile nas kosztował!

— Ile cię kosztował. Wybacz, ale nie chcę szczególnie mieszkać w kraju rządzonym przez kogoś tak szalonego na punkcie morderstw i tortur, że zadawał je swoim zwolennikom.

— Mielibyśmy…

Harry wszedł do gabinetu, uśmiechając się do Theo i unosząc brwi, patrząc na Yaxley.

— Zapewne przyszłaś tu, żeby ze mną porozmawiać, a nie kłócić się z Theo — powiedział i opadł na krzesło za biurkiem. Niesamowite jak potrafił się tam rozciągnąć, a mimo to wyglądać na całkowicie spokojnego i opanowanego. Theo kochał go za to jeszcze bardziej. — No dalej, o co chodzi?

Yaxley zmrużyła oczy i rzuciła jednoznacznie spojrzenie na Theo.

— Może powinniśmy omówić to prywatnie, aurorze Potter.

— Czy to ma związek ze sprawą Uranii?

— Tak.

Harry westchnął i pokręcił głową, ale spojrzał na Theo, gdy znów wstał.

— W takim razie wrócę w porze lunchu. Chcesz, żebym przyniósł ci kanapkę, czy chcesz wyjść z biura i gdzieś pójść?

— Wyjść z biura. Ale zanim wyjdziesz, podejdź tutaj.

Harry podszedł z zaciekawionym wyrazem twarzy, o którym faktycznie powinien wiedzieć, że miał. W końcu Theo skusił się jedynie, aby zrobić, co chciał, czyli chwycił Harry’ego za kark i pociągnąć go w dół, żeby go pocałować.

Harry jęknął, a potem poszedł zgodnie z jego wolą. Przez chwilę praktycznie się pożerali, zanim Yaxley odchrząknęła.

— Och, racja, nadal tu jesteś — powiedział Theo, nie kryjąc głębokiego rozczarowania w głosie ani chrapliwości, gdy odsunął się od Harry’ego.

Harry oblizał wargi i patrzył na Theo z takim zdumieniem, że Theo znów się uśmiechnął się do Yaxley.

— Jeśli możesz, aurorze Potter.

Harry nie odwrócił się, by spojrzeć na Yaxley. Jego płonące spojrzenie było utkwione w Theo, a wyraz jego twarzy mówił, jak bardzo chciałby móc kontynuować to, co właśnie zaczęli, zamiast iść gdzieś z Yaxley.

Ale w końcu gwałtownie spuścił głowę i mruknął:

— Zobaczymy się w południe — po czym odwrócił się i odszedł.

Yaxley podążyła za nim, rzucając Theo szydercze spojrzenie przez ramię.

Theo pomachał do niej samymi palcami w swobodnym geście, co sprawiło, że warknęła, a on uśmiechnął się, wracając do swojego raportu.

Zawsze dobrze było przypominać ludziom, którzy gardzili Harry’m, ale jakoś chcieli skorzystać na jego sławie, że Theo był w centrum życia Harry’ego i będzie go chronił przed wszystkim, co spróbują zrobić.

A możliwość pocałowania Harry’ego na oczach tych ludzi była…

Theo rzucił czar, który miał stłumić jego podniecenie, ale nic nie zrobił z uśmiechem na twarzy.

Była wspaniała.

OoO


— Nott nie mógł przyjść dziś wieczorem?

Harry roześmiał się i pokręcił głową, siadając na krześle, które Ron i Hermiona zajęli mu w Dziurkowanym Kotle.

— Prawdopodobnie mógłby przyjść, ale jest zdeterminowany żeby złamać kod, który Greyback zostawia przy ciałach swoich ofiar.

Ron skrzywił się i pokręcił głową.

— Nie wiem, jak sobie radzisz z tym gównem, kolego.

— Pomaga mieć Theo za partnera.

Ron wyglądał na lekko poruszonego.

— Chciałbym móc…

Harry uniósł rękę. Ron czuł się winny, że porzucił szkolenie aurorskie, aby pomóc George’owi w prowadzeniu sklepu z dowcipami, ale Harry’emu to nie przeszkadzało. Widział, jak zasady i czarna magia, z którymi musieli się mierzyć na co dzień, nawet podczas szkolenia, wykończały Rona i niszczyły jego poczucie humoru i ducha.

— Nie, lepiej, że odszedłeś. Robisz to, co się uszczęśliwia, a ja robię to, co mnie uszczęśliwia.

— Pieprzyć Theo — mruknęła Hermiona do swojego drinka.

Harry prychnął. Hermiona w tym momencie trochę przesadziła z alkocholem.

— Ciężki dzień w odmętach regulacji magicznych stworzeń?

— To absurdalne, Harry! — Hermiona machnęła ręką, niemal przewracając ognistą whisky Rona, który z krzykiem rzucił się, aby ją uratować. — Są wszystkie te prawa sprzed czterech wieków, które chcą, abyśmy przestrzegali, jeśli chodzi o skrzaty domowe, jakbyśmy nie mogli uzyskać lepszych rezultatów rozmawiając z nimi…

Harry słuchał i wydawał współczujące dźwięki, podczas gdy Ron pił i kręcił głową. Wszyscy, na swój sposób, odkryli, że świat był trudniejszy do zmiany, niż sądzili, gdy byli w szkole i wydawało się, że wszystko będzie dobrze po zabiciu Voldemorta. Hermiona wciąż walczyła o prawa skrzatów domowych, a Harry poczynił postępy w upewnianiu się, że mugolacy i inni ludzie nie są po prostu odrzuceni, gdy przychodziło rozmawiać o czystej krwi z aurorami, ale było to trudne.

Theo jednak sprawiał, że było dobrze. Sprawiał, że wszystko było lepsze.

— ... i chcą pomalować wszystkie wilkołaki na zielono…

Co? — zapytał Harry, skupiając się ponownie na rozmowie.

— Mówiłem ci, że nie zwraca uwagi — powiedziała Hermiona, wyciągając rękę, a Ron westchnął i rzucił w jej stronę sierpem.

— Hej!

— Harry, kolego, kiedy masz taki wyraz twarzy, nigdy nie zwracasz uwagi na rozmowę. Myślisz o Theo.

Harry westchnął i odchylił się na krześle.

— Tak, cóż. Trudno tego nie robić.

— Niesamowite, jak bardzo zachowujecie się jak zakochani głupcy, nawet po latach bycia w związku. — Ron wskazał na niego palcem. — Musisz przyznać, że Hermiona i ja nigdy nie byliśmy tacy źli.

— A co z ptakami w szóstej klasie?

— Umówiliśmy się, że nie będziemy o tym wspominać — wtrąciła się prędko Hermiona.

Harry znów się zaśmiał i odpuścił. To było coś, czego on i Hermiona musieli się nauczyć, kiedy dorośli. Niektóre rzeczy nie były warte kłótni.

Niektóre rzeczy po prostu były, ale Theo z wielką radością przekazał niemal wszystkie pieniądze ojca na fundusz reparacji prawnych, próbując upewnić się, że mugolacy skazani na Azkaban podczas wojny zostaną uwolnieni i odzyskają swoją własność, w tym nowe różdżki, jeśli stare zostały złamane lub skonfiskowane. To przekonało Hermionę do zaakceptowania go bardziej niż jakiekolwiek pozowane przeprosiny.

Ron był łatwiejszy do przekonania. Po prostu wzruszył ramionami, gdy usłyszał, że Harry i Theo się spotykają i powiedział: “Cóż, jeśli go chcesz, kolego. Przynajmniej nie jest Malfoyem”.

Harry skinął głową, mimo że Malfoy ostatnio już nie zachowywał się jak Malfoy - nigdy nie przeprosił, ale trzymał się z daleka - i odpuścił. Jego przyjaciele i narzeczony dogadywali się, a to było wszystko, a co mógł prosić.

Ron, jakby wyczuwając kierunek myśli Harry’ego, popatrzył na niego z pogardą i zapytał:

— Kiedy ślub?

— Nie pozwól, żeby Theo to usłyszał — powiedział uroczyście Harry i próbował ukraść Ronowi ognistą whisky. Ron odtrącił jego rękę, nawet nie patrząc.

— Och, racja, to będzie wiązanie. Zgadza się?

— Jaka jest różnica? — zapytała Hermiona.

Piła w milczeniu, prawdopodobnie rozmyślając o krzywdach skrzatów domowych, ale teraz pochyliła się do przodu i wylała trochę swojego drinka na stół. Harry pokręcił głową i rzucił zaklęcie czyszczące.

— Wiązanie jest jak ślub z większą ilością magicznych kroków. Będziemy połączeni umysłem, sercem i duszą, więc będziemy mogli słyszeć myśli i czuć emocje drugiej osoby. A kiedy umrzemy, odrodzimy się razem.

Ron wpatrywał się w Harry’ego znad kubka z lekko otwartymi ustami. Harry spojrzał na niego zadowolony.

— Czy masz coś do powiedzenia, Ron?

— Tylko, że jest to nienormalne.

— Dlaczego? — zapytała Hermiona.

Musiała być naprawdę pijana, skoro nie przerywała za pomocą pytań, co dokładnie oznacza więź. Odchyliła się do tyłu, trzymając kubek blisko siebie, patrząc między nimi.

— Bo to oznacza, że kiedy jedno z nich umrze, drugi również to zrobi!

Hermiona jęknęła i odwróciła się, by zmierzyć się z Harry’m.

— Och, Harry, nie rób tego! Nie możesz! Co się stanie, jeśli… obaj jesteście aurorami, to niebezpieczna kariera! Po co w ogóle nawiązywać taką więź?

Harry prychnął lekko, gdy Hermiona spojrzała na niego błagalnie.

— W każdym razie nie chciałbym żyć bez Theo. Ale więź nie będzie dokładnie taka, jak martwi się o to Ron. Będziemy mogli przeżyć śmierć drugiego.

— Och, to dobrze.

Harry uśmiechnął się uprzejmie do swoich przyjaciół. Nie wspomniał, że przeżyją moment śmierci drugiego tylko wtedy, gdy będą tego chcieli.

Jak na przykład, gdy będą najpierw chcieli ukarać wrogów, którzy zabrali im tę drugą osobę.

Harry pod wieloma względami nadal był mężczyzną, którego znali jego przyjaciele. Ale był też mężczyzną, którym stał się kochając Theo, i nie widział powodu, by niepokoić przyjaciół tym, jak ciemne były wody, w których pływał.

Szczerze mówiąc, wcale nie były aż tak ciemne, dopóki oświetlały je światło pochodzące z obecności Theo.

OoO


Kiedy Harry ujeżdżał Theo z głową odchyloną do tyłu, zamkniętymi oczami, ciałem zaciśniętym wokół penisa w nim, lśnił.

Przynajmniej w oczach Theo, gdy leżał na łóżku, część z niego kąpała się w ciepłej przyjemności, ale część była oczarowana swoim narzeczonym.

Tym jak lśnił. Jego skóra miała odcień złota, który ukazywał się tylko w tych momentach, w łagodnym świetle ognia lub lampy, które były przy łóżku, a jego włosy miały odcienie czerwieni, a jego miękkie, wilgotne oddechy sprawiały, że biodra Theo unosiły się w stronę dźwięku jak ćma lecącą spiralnie w stronę światła.

Pięknego. Śmiercionośnego. Palącego.

I to wszystko dla Theo.

Theo widział to lśniące światło w Harry’m, gdy był Potterem, ich pierwszego dnia szkolenia na aurorów. Potter spojrzał na niego, a Theo mógł zobaczyć twardy blask w jego oczach, niczym iskry od rozgrzanego diamenty.

Podszedł do Pottera, ledwo zdając sobie sprawę z tego, co robił, i zatrzymał się może metr dalej. Potter obserwował go, a światło w jego oczach wcale nie zmiękło.

— Chcesz zostać partnerami na ten dzień? — zapytał Theo. Nie rozpoznał w tamtym momencie swojego głosu, głębokiego i chrapliwego w sposób, w jaki nie brzmiał nawet wtedy, gdy całował się jednym ze swoich szkolnych chłopaków.

— Dlaczego?

— Bo chciałbym tego.

Potter przechylił głowę w geście, który nie był ukłonem, a raczej akceptacją, a potem również się uśmiechnął.

— W porządku. Powinno być ciekawie pojedynkować się z kimś, z kim nigdy tego nie robiłem.

Theo uśmiechnął się, a potem odwrócili się w stronę przodu klasy, gdy instruktor aurorów zaczął mówić.

Theo zadrżał od zapamiętanego ciepła, miłości i światła uderzających w niego, gdy wepchnął się w Harry’ego i doszedł. Harry wydał z siebie głośny jęk i sekundę później zrobił to samo brudząc brzuch Theo. Theo poczekał, aż Harry opadnie na niego, a potem go pocałował.

Harry odwzajemnił pocałunek, namiętny i leniwy w tym samym czasie, jak wielki zwinięty pyton. Theo uśmiechnął się przy tym i przyciągnął Harry’ego bliżej.

Byli tacy. Właśnie w ten sposób. A ich dusze wkrótce połączą się na tyle, że nie będzie można ich rozłączyć.

Theo zasnął, myśląc o tym.

OoO


Harry objął dłonią policzek Theo i obserwował, jak oddychał. Rysy twarzy Theo były miękkie i spokojne od snu. Nie chciałby usłyszeć takiego opisu z ust Harry’ego.

Harry uśmiechnął. Powinien mu to powiedzieć.

Ale może gdy będziemy sami.

Theo, rozciągnięty na łóżku z rękami zaplątanymi w kołdrę, wyglądał tak bardzo jak kolega-stażysta z kursu aurorów, którego Harry poznał pierwszego dnia zajęć. Nadal był blady, wciąż długonogi, szeroki w ramionach, szarooki i ciemnowłosy. Ale Harry nauczył się widzieć światło, które żyło pod jego skórą i nigdy nie gasło.

Theo…

Wydawał się być tak żywy, gdy uchylali się od swoich ataków, ich różdżki iskrzyły od kilku zaklęć, które mogli rzucać, a jego usta rozchylali się w radosnym uśmiechu. Pierwszego dnia ominął barierę Harry’ego i zatrzymał się, opierając różdżkę w zagłębieniu Harry’ego.

— Wygrałem! — oznajmił.

— Spójrz w dół — poradził mu Harry i rozkoszował się tym, jak szeroko otworzyły się oczy Theo, gdy zdał sobie sprawę, że różdżka Harry’ego spoczywała tuż przy jego kroczu.

Ale nie obraził się tak, jak zrobiłby to Malfoy, a nawet niektórzy gryfoni. Nie bał się ani nie zastraszał tak, jak niektórzy inni. Spojrzał na Harry’ego z iskrzącymi oczami i chociaż instruktor zwrócił ich uwagę i zaczął analizować pojedynki, Harry wiedział, że nie będzie to ich ostatni raz, gdy byli partnerami.

Nie z tym, jak przed końcem tygodnia Theo dał jasno do zrozumienia, za pomocą wielkiej ilości uwag, jakie ogłosił na temat różdżki Harry’ego i jego pachwiny, że klasa stażystów nie będzie jedynym razem, kiedy się zobaczą.

Ciągle się kłócili, uprawiali wspaniały seks, sprzeczali się o politykę czystej krwi (którą Theo uważał za bzdurną, ale bardziej dlatego, że nie dałoby się jej wprowadzić w życie niż z powodu zasad moralnych, takich jakie uznawał Harry’ego), uprawiali więcej seksu, rozstali się więcej niż raz, mieli nieprzyjemne spotkania z rodziną Weasleyów i jednym kuzynem Theo, którego mógł znieść, oraz kilkoma jego przyjaciółmi ze Slytherinu, a raz byli w separacji przez trzy miesiące. Harry naprawdę sądził, że to będzie koniec, a sądząc po tym, jak Ron i Hermiona próbowali go pocieszyć, oni również tak myśleli.

Ale Harry obudził się o trzeciej nad ranem, słysząc szum swojego kominka, i ujrzał Theo stojącego na środku pokoju dziennego, czekającego. W chwili, gdy zobaczył Harry’ego, podszedł do niego i przycisnął go do ściany swoimi ramionami.

— Myślałem, że mogę żyć bez ciebie, ale nie mogę — powiedział, a jego cień rozciągał się długo na podłodze za nim w blasku ognia, a potem pocałował Harry’ego rozpaczliwie, owijając palce wokół jego szyi i we włosach.

Harry odwzajemnił pocałunek i zabrał go do łóżka, gdzie Theo pieprzył go. Nad jego głową unosiło się światło, jakby nie mogli znieść, że któryś z nich był w ciemności, a następnego dnia oświadczył się.

Teraz Harry nie mógł wyobrazić sobie, żeby kiedykolwiek byli osobno.

Położył dłoń na piersi Theo, czując pod dłonią miarowe bicie serca swojego kochanka i zamknął oczy, odpływając w długi sen o więzi i blasku ognia na twarzy Theo w nadchodzących latach.

Koniec