Chapter Text
Blade promienie światła sączyły się przez szpary w stosach kamieni, oświetlając piaskową podłogę jaskini. Kylo płynął powoli, ostrożnie, nurkując głębiej pod wiszącymi nisko skałami, uważając, aby nie zranić się w ogon ani brzuch. Przez cały czas spojrzenie skupione miał na piasku, czasem przeczesywał go palcami.
Tuż przed grotą znajdował się stary wrak statku. Brunet już zdążył go zbadać; niemal poddał się, gdy prawie odciął sobie jedną z płetw kawałkiem rozbitego lustra. Dostrzegł w nim swoją twarz, ponad tuzin maleńkich odbić w pękniętych odłamkach. Uniósł jedną dłoń, na której nadgarstku trzymał medalion podarowany mu przez Huxa; kiedy zwisał mu z szyi, stwarzał zbyt duże prawdopodobieństwo, że tryton zahaczy nim o coś podczas poszukiwań.
Otworzył zatrzask i spojrzał na skrytą w środku fotografię, która dodała mu potrzebnej energii. Nie mógł się teraz poddać. Stawka była zbyt wysoka.
Kiedy poszukiwania wraku nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, zwrócił się do połaci otaczającego go piasku, a potem wślizgnął się do jaskini, aby sprawdzić, czy na pewno niczego ciekawego tam nie było.
Znalazł parę rzeczy: kawałki metalu, których przeznaczenia nie znał, nóż, klamrę od pasa, kilka szklanych butelek. Nic ciekawego, nic
wystarczająco dobrego
.
Pierwszy raz od lat zaczął żałować, że odciął się na stałe od swojej rodziny i że nie miał ani jednego przyjaciela. Kogokolwiek, kto pomógłby mu pomóc w sytuacji, w jakiej się obecnie znajdował.
No, miał
kogoś
. Huxa. Ale nie mógł zapytać o pomoc w rozwiązaniu problemu Huxa, jeśli to
Hux
był ów problemem.
Znaczy, uch. Nie problemem. Wręcz przeciwnie. Był najlepszą rzeczą, jaka spotkała Kylo od dłuższego czasu. Właśnie dlatego tryton był tak zdeterminowany, aby go nie stracić.
Byli przyjaciółmi, lecz czasem Kylo czuł coś na kształt tęsknoty, bólu, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie doświadczył. Czuł potrzebę sprawienia, by Hux był szczęśliwy. Chciał być z nim szczęśliwy. Chciał przyczepić się do niego jak pąkla i nigdy nie puścić.
Dotychczas starał się to wszystko zignorować. Nie wiedział, co ludzie uważali za uczucia i zachowania typowe dla przyjaźni, a był wystarczająco zadowolony z tego, jak wyglądała ich relacja.
A potem Hux go pocałował.
Nie raz, nie kilka razy, ale wciąż i wciąż, i
dotykał
go, nie tylko po ogonie i płetwach, lecz po skórze. Położył się na nim, a zachodzące słońce sprawiło, że jego włosy i oczy płonęły, gdy patrzył na bruneta w sposób, w jaki nikt inny jeszcze na niego nie spoglądał. Kylo chciał zatrzymać ten widok ze sobą na zawsze, włożyć go w drugą ściankę medalionu; tam, gdzie zawsze mógł na niego spojrzeć.
Wtedy to w niego uderzyło: nie umiał wyobrazić sobie przyszłości bez tej twarzy, bez uczucia tych rąk i, jeśli okaże się szczęściarzem, tych ust. Chciał słyszeć dezorientujące opowieści Huxa codziennie, chciał, aby uczyli się o sobie nawzajem, dopóki nie dowiedzą się wszystkiego, dopóki nie będą znali się wzajemnie tak dobrze, jak znają samych siebie.
Koncept pozostawania w jednym miejscu nigdy nie wydawał mu się atrakcyjny, póki w tym miejscu nie znajdował się Hux.
Dlatego tu był, starając się znaleźć…
coś
. Prezent. Coś, co mógłby dać Huxowi i zapytać go… zapytać go, czy zechciałby zostać jego partnerem, czy ukochanym, czy jakkolwiek ludzie to nazywali. Nazwa się nie liczyła, liczyło się to, że siebie nawzajem wybrali.
Oczywiście wiedział, że nie może być z Huxem przez cały czas, że nie może dołączyć do niego na lądzie. Inni przedstawiciele jego gatunku próbowali znaleźć sposób na życie poza wodą, ale nigdy im się nie udało, zawsze kończyło się to katastrofą. A on nigdy nie słyszał, aby człowiek znalazł sposób na życie w wodzie i nie oczekiwał, iż Hux spróbuje go odszukać.
Tak, istniały przeciwności losu. Istniały ryzyka. Kylo jednak o nie nie dbał,
chciał
tego. Ale po raz pierwszy chciał czegoś, czego nie mógł tak po prostu wziąć. Hux też musiał tego chcieć.
Dlatego odpowiedni sposób pytania był tak
ważny
. Mimo to te poszukiwania, tak jak każde poprzednie, okazały się bezowocne. Przygnębiony wypłynął z groty.
Wrócił do domu albo do czegoś, co domem zwykł nazywać, odkąd zdecydował się pozostać w tym rejonie. Była to wygodna alkowa na ścianie klifu. Wejście było w większości zasłonięte przez pole wysokiej, grubej trawy morskiej. W środku, obsypany piaskiem i kamieniami, leżał metalowy kanister, który Kylo kiedyś znalazł. Znajdowały się w nim małe przedmioty, które zwędził Huxowi oraz te, które rudzielec sam mu podarował.
Zwinął się pod ścianą, aby odpocząć na chwilę, zerkając na pojemnik i bawiąc się medalionem. Na lądzie musi być tak dużo rzeczy, których nigdy nie widział. Może istniały lepsze rzeczy na wyrażenie… tego, co czuł. Nie znał słowa w ludzkim języku, które dobrze by to uczucie opisało. Może gdyby był człowiekiem, pomyślał ze smutkiem, być może wtedy wiedziałby, co robić, jakich słów użyć.
Z westchnieniem przesunął jedną dłoń na swój brzuch, muskając palcami znamiona pozostałe po ustach Huxa, znamiona, które już niemal zniknęły. Zamknął oczy i zwinął się na boku, próbując przypomnieć sobie, jakie było to uczucie, ale jego wyobraźnia była marnym substytutem prawdziwego przeżycia.
Hux nie pocałował go już od tamtego dnia. Kylo zastanawiał się, czy zrobił coś źle. Może coś pominął w kwestii całowania, ale jeśli o to chodziło, dlaczego Hux mu nie powiedział?
Skulił się w sobie jeszcze bardziej i przycisnął rękę do brzucha. Od tamtego dnia Hux wydawał się też… inny. Nieco cichszy, bardziej oddalony. To tylko pogłębiło drżenie Kylo, a kiedy tryton zaczął mieć wątpliwości, przywołał sposób, w jaki Hux na niego patrzył.
Może… może mężczyzna czuł to samo. Może też siedział właśnie w domu, zastanawiając się, jak zacząć tę rozmowę z Kylo. Może odetchnąłby z ulgą, jeśli tryton zrobiłby pierwszy krok, tak wielką ulgą, że przyciągnąłby go do siebie i pocałował, nauczył słów na to pulsujące, ciepłe, niebezpieczne, niesamowite uczucie kłębiące się w klatce piersiowej Kylo, gdy byli razem.
Albo miał zbyt wielką nadzieję.
Skulił się, czując nagły przypływ zimna, kłującej samotności, która owijała się wokół niego jak pnący bluszcz. Musiał coś wymyślić. I to szybko.
*
Tego dnia Hux nie spodziewał się Kylo tak rychło. Wyszedł z pracy wcześniej, dlatego i na plaży pojawił się z uprzedzeniem. Tryton wiedział, kiedy mniej więcej przypłynąć, więc mężczyzna myślał, że znajdzie chwilę dla siebie, podczas której będzie mógł posortować myśli, zanim się spotkają.
Kiedy zszedł ścieżką w stronę brzegu, widok znajomej sylwetki siedzącej na krawędzi wody go zaskoczył. Kylo był zwrócony do niego plecami, garbił się nieco. Zgięty w połowie ogon dociśnięty był do jego klatki piersiowej; to od Huxa nauczył się tak siedzieć. Gdy rudzielec się do niego zbliżał, a odgłosy jego stóp ginęły w dźwiękach fal obijających się o głazy, Kylo westchnął; mężczyzna nie mógł go słyszeć, ale dostrzegł drżenie ramion i pochyloną głowę. Był przygnębiony. Hux zamarł w bezruchu.
Wiedział, iż od dnia ich pierwszego pocałunku zachowywał się względem trytona chłodniej. Gryzło go to, cała ta niesprawiedliwość, ale nie umiał się powstrzymać. Tak radził sobie ze wszystkimi problemami: zamykając się w sobie. Takim sposobem poradził sobie po śmierci matki, po odrzuceniu przez ojca, po katastrofie w pracy. Chyba powinien zacząć się martwić, że w tym wieku nadal nie nauczył się akceptować swoich emocji, ale jak dotąd nigdy go to nie obchodziło. Zazwyczaj to on był ofiarą.
Nie mógł tego dalej robić, jeśli to Kylo cierpiał. Musiał po prostu z nim usiąść i wyjaśnić, że widział go jako swojego przyjaciela, i że przekroczył granicę, i że było mu z tego powodu przykro, i że nigdy więcej go nie pocałuje ani nawet nie dotknie, jeśli tylko to sprawi, iż pozostaną przyjaciółmi.
Nigdy,
nigdy
nie powie mu, z czego sobie zdał sprawę tego feralnego dnia, nie powie mu o tej palącej prawdzie, tak jasnej, że nie mógł jej dłużej ignorować.
Kochał go.
Kochał go tak bardzo, że czuł się, jakby przygniotła go potężna fala.
Ale Kylo nie mógł się dowiedzieć. Niby co by im to dało? Nie mogli być razem. Hux zastanawiał się nad tym przez wiele bezsennych nocy i zawsze dochodził do tego samego wniosku: to niemożliwe.
Zebrał się w sobie i podszedł bliżej, umyślnie kładąc stopy tak, aby Kylo go usłyszał. Tryton spojrzał na niego przez ramię i uśmiechnął się, starając się wyglądać na pewnego siebie. Może ktoś inny by tego nie zauważył, ale Hux widział, iż brunet jest zdenerwowany. Może przeczuwał, o czym będą za chwilę rozmawiać.
Rudzielec usiadł obok niego i uśmiechnął się w odpowiedzi. Ta rozmowa wcale nie musiała być taka okropna. Kylo być może zasmuci się, może nawet odpłynie, ale zrozumie i wróci. Zawsze wracał. Prawda?
– Hej.
Proste powitanie sprawiło, że uśmiech trytona stał się bardziej prawdziwy. – Hej.
Zapadła między nimi cisza, gdy obserwowali mewy. Hux przyciągnął kolana ku sobie i zerknął na swoje stopy, ułożone obok płetwy ogonowej Kylo. Poruszył powoli palcami, naśladując jej ruch. Coś ukłuło go w piersi. Nie chciał tego wszystkiego stracić.
Nie spieprz tego.
– Ostatnio–
– Hux, ja–
Spojrzeli po sobie i wybuchnęli nagłym, nerwowym śmiechem.
– Wybacz – zaczął Kylo. – Ty pierwszy.
– Nie, ty. – Hux spróbował się zrelaksować. Może tryton powie to, o czym i on myślał, i napięcie powstałe między nimi zniknie.
Kylo zwrócił się ku niemu.
– Wiem, że nie znamy się długo, ale. Ale ty. Ty… – zamilkł, spoglądając w dół z marsem na czole. – Wiele dla mnie znaczysz – kontynuował cicho, a Huxa zaczęło boleć szybko bijące serce. Kylo spojrzał na niego i znów opuścił wzrok. – I. Chcę być… twój, tylko twój. I żebyś ty był mój. Jak… jak partnerzy. Albo jakkolwiek to nazywacie.
Otworzył dłonie, wgapiając się w nie. Jego ramiona zatrzęsły się wraz z niepewnym śmiechem.
– Chciałem coś ci przynieść – mówił dalej. – Prezent. Ale nie wiedziałem, co, nic nie wydało się wystarczająco dobre. Chciałem powiedzieć ci coś lepszego, ale nie znam słów na to uczucie. – Znów spojrzał w górę, a jego twarz rozjaśniła się w nadziei i w tak wielkim, wielkim strachu. – Może mnie ich nauczysz?
Och.
O nie…
Hux wpatrywał się w niego; jego umysł wypełnił się białym szmerem zepsutego telewizora. Czy Kylo próbował mu powiedzieć…
Próbował mu powiedzieć, że go kocha.
Czy nie to wszyscy chcieli usłyszeć? Że ich uczucia są odwzajemnione? Powinien się
cieszyć
. To powinno być takie proste.
Nie jest proste i nigdy nie będzie.
Na koniec będzie tylko boleć.
Do kurwy nędzy, jeśli nie zrobisz tego dla siebie, zrób to dla niego.
– Nie. – Ledwo poruszał ustami, a jego głos nie był głośniejszy od szeptu; to słowo niósł oddech.
Kylo zmarszczył brwi i nachylił się. – Co?
Spojrzenie mu prosto w oczy było największym wyzwaniem w życiu Huxa. Odchrząknął. – Powiedział: nie.
Tryton wydawał się skonsternowany przez następną chwilę, po czym jego twarz zapadła się tak szybko, że byłoby to zabawne, gdyby nie fakt, iż było to bardzo, bardzo
nieśmieszne
.
– Nie… nie nauczysz mnie odpowiedniego słowa? – spróbował, wciąż tak boleśnie wypełniony nadzieją.
Hux potrząsnął głową. Brunet zgarbił się.
– Nie… nie czujesz tego samego. – To nie było pytanie.
Rudzielec znów pokręcił głową. – To nie tak.
– Więc czujesz to samo?
– Ja… – Przynajmniej powinien być szczery. – Zależy mi na tobie, Kylo. Bardziej niż na czymkolwiek innym. Ale nie, nie mogę być twoim… Czymkolwiek chcesz, abyśmy byli.
Mina trytona wyrażała konflikt pomiędzy ulgą spowodowaną pierwszym zdaniem Huxa i konsternacją spowodowaną drugim oraz miriadą wielu innych rzeczy, które ciężko było rozpoznać. Uznał więc, że Kylo był rozdrażniony.
– Dlaczego
nie
?
– Jestem pewien, że umiesz–
– Chodzi o mnie? – Naciskał Kylo, kładąc jedną dłoń na swoim torsie. – Uważasz, że nie byłbym dobrym partnerem?
–
Nie
. Nie, Kylo, jesteś wspaniały, chodzi o to–
– Jest ktoś jeszcze.
– Co?
Nie!
Kylo, posłuchaj mnie.
Tryton zamknął usta i opuścił głowę. Wyglądał na spiętego, gotowego do nagłej kłótni.
– To by się nie udało – zaczął spokojnie Hux, ale jego głos zadrżał. Nie starał się tego zamaskować. – Możemy się widywać tylko tu, ja nie mogę podążać za tobą, a ty nie możesz pójść ze mną do domu. Nie możemy robić żadnej z tych rzeczy, które robią inne pary…
–
Inne pary
? – przerwał mu tryton, wpatrując się w niego gniewnie. – Jakie inne pary? Nie ma takich jak my, a przynajmniej o żadnych nie słyszałem. Dlaczego nie możemy robić tego, co chcemy?
Hux wstał z irytacją, otrzepując piasek ze swoich szortów z większą agresją niż zamierzał. Górował nad Kylo, powoli tracąc swój spokój z każdym wypowiadanym słowem.
– Co jeśli zachoruję? Nie możesz przyjść i się mną zająć. Co jeśli to
ty
zachorujesz albo zostaniesz ranny albo się zgubisz? Nie mogę się z tobą skontaktować ani nie umiem cię znaleźć. Nie możesz iść ze mną na śluby ani pogrzeby ani te okropne imprezy z pracy. Nie mogę iść z tobą na… na cokolwiek twój gatunek chodzi. Nie możemy razem zasypiać any budzić się razem, ani podróżować, ani próbować nowych zajęć, nic! Wszystko, co mamy, to
to
. – Wskazał na miejsce, w którym siedzieli. – Po prostu… Po prostu mnie posłuchaj. To. Się.
Nie uda
.
Jego przyspieszony oddech był jedynym dźwiękiem, który wypełnił powstałą ciszę. Musiał użyć całej swojej silnej woli, aby utrzymać kontakt wzrokowy z trytonem, ale mu się udało. Moment, w którym bunt widoczny w oczach bruneta zaczął pękać, zastąpiony przez rozpacz, na zawsze wyrył się Huxowi w pamięci. Wiedział, że będzie widział go za każdym razem, gdy zamknie oczy; że będzie nawiedzał go w snach. Może należało mu się to.
Kylo zamrugał szybko, zaciskając zęby przy przełykaniu.
– Czy to nie lepsze niż nic? – zapytał w końcu głosem cichym i wypełnionym po brzegi emocjami. – Czy
coś
nie jest lepsze niż… niż nic? Jeśli… jeśli zależy nam na sobie nawzajem?
–
Miłość
– wyrzucił z siebie Hux. Ucisk w klatce piersiowej nasilił się. – Słowo, którego szukasz, to
miłość
. Widzisz, nie wiesz nawet, co próbujesz powiedzieć! – Kiedy tryton wziął ostry wdech, rudzielec wiedział, że przeszedł ze
szczerości
do
okrucieństwa
. Zawsze to robił, tak radził sobie z innymi, kiedy sprawy się komplikowały. Dlatego właśnie bycie samotnym było mu przeznaczone.
Kylo obrócił się jeszcze bardziej, aby odchylił głowę i zgromić Huxa spojrzeniem. Jego oczy szkliły się bardziej niż zazwyczaj i rudzielec musiał powstrzymać się przed odwróceniem wzroku.
– Pocałowałeś mnie – oskarżył go Kylo.
Mężczyzna zgarbił się nieco.
– Tak – przyznał cicho. – Chciałem ci tylko pokazać–
– Kłamca! – warknął tryton.
Hux zadrżał. Wciąż jednak udało mu się powstrzymać gniew, nawet gdy był karany, nawet gdy Kylo miał
rację
.
– Powiedziałem ci wtedy, że zaszło to za daleko i mówiłem szczerze – odparował. – I
przepraszam
. – “Przepraszam” nie było dostatecznie mocnym słowem. – Przepraszam. Naprawdę. Ale to niczego nie zmienia.
Hux nie ruszał się i nie spuszczał wzroku, nieugięty. W środku czuł, jakby rozpadał się niczym szkło na kawałki, na maciupeńkie kawałeczki; było ich zbyt wiele, aby je policzyć, zbyt wiele, aby je skleić.
Tryton odwrócił wzrok, a porażka emanowała z jego wiszących ramion i zwróconych w dół kącików ust. Coś zachwiało się w rudzielcu, pragnienie sięgnięcia ku niemu, opadnięcia w piasek i objęcia trytona, i cofnięcia wszystkiego, co powiedział. Ale nie mógł się poruszyć, sparaliżowany w równej mierze upartością i strachem.
– Dobrze – powiedział w końcu Kylo i Hux… nie wiedział, co powinien czuć. Powinna być to ulga, ale…
Brunet odwrócił się i odepchnął, ześlizgując w wodę. Na początku Hux myślał, iż chciał po prostu zaczerpnąć oddech, ale zsunął się niczym cień i już nie wynurzył.
Nagle mężczyzna znów mógł się ruszyć i ruszył w stronę wody, potykając się o grudki piasku.
– Czekaj! – krzyknął szorstko i z desperacją. Niemal upadł, kiedy dotarł do wody, ale udało mu się utrzymać równowagę i biegł dalej, rozchlapując głośno fale, niezgrabnie brnąc w nich, dopóki nie sięgały mu ud. –
Czekaj
!
Otaksował wzrokiem wodę, ale niczego nie dostrzegł, żadnych przebłysków czerwieni i złota. Albo Kylo krył się poza zasięgiem wzroku, albo naprawdę odpłynął.
– Czekaj – wykrztusił ponownie, a oczy zaczęły go piec. – Nie chciałem… Wciąż możemy… – Wpatrywał się z odrętwieniem w burzące się fale.
Może
, pomyślał,
jeśli zostanę tu wystarczająco długo, to ocean mnie pochłonie.
Nie wiedział, jak długo tam stał. W końcu zaczęło mu się robić zimno, więc instynktownie poprowadził swoje drżące nogi ku ścieżce.
Resztę wieczoru spędził na próbach przekonania samego siebie, że Kylo potrzebował po prostu trochę czasu, aby to przemyśleć. Że
wróci
.
Zwinięty w swoim ciepłym domu, na swojej wytartej kanapie, z Millie na kolanach i herbatą w ręce, z kocem owiniętym wokół ramion, zastanawiał się, jak to możliwe, iż czuł tak wielki chłód.